
Operacja, na którą zdecydowała się pani Wanda, żeby uratować swoje życie, miała miejsce w latach 70-tych. Wtedy o nowotworach piersi nie mówiło się tyle, co dzisiaj.
Choć badania profilaktyczne i wczesne wykrycie nowotworu zwiększają szansę pokonania choroby, słowo „rak” wciąż wywołuje nieopisany strach. Przykłady osób, które uwierzyły, że rak to nie wyrok i podjęły niełatwą walkę z chorobą, nie tylko pokazują, jak radzić sobie w sytuacji, gdy przez diagnozę w jednej chwili można stracić wszystko. Upór i determinacja, ale i pokora, ludzi, którzy zwyciężyli z nowotworem, może też w pewien sposób pomóc wzmocnić, a niekiedy nawet odnowić, wiarę w życie.
O tym, że nigdy nie warto się poddawać i rezygnować z tego, co się ma najcenniejsze, przekonuje 92-letnia pani Wanda. To najstarsza w Szczecinku, i prawdopodobnie w Polsce, amazonka. Od operacji, dzięki której pani Wanda pokonała raka piersi, minęło już - 40 lat.
To nic wstydliwego
Pani Wanda urodziła się w Grodnie. Tam wraz z najbliższą rodziną spędziła lata swojej młodości. Kiedy miała 22 lata przyjechała do siostry, która razem z mężem osiedliła się w Szczecinku. Tu, od czasu swojego przyjazdu, pani Wanda mieszka do dzisiaj.
Gdyby nie choroba nowotworowa, która przed laty przytrafiła się w rodzinie pani Wandy, nasza rozmówczyni najprawdopodobniej nie zdecydowałaby się na szybką wizytę u lekarza. - Przyjechała do mnie moja „warszawianka”. I mówi mi: Ciocia, ja miałam operację - wspomina pani Wanda. - Zapytałam, jaką, a ona mi odpowiedziała, że miała raka. Kiedy przyszłam do domu, wzięłam kąpiel. Dotknęłam piersi i poczułam coś twardego. Postanowiłam więc pójść do lekarza. No i poszłam. Zapytałam, co to za guzek, a lekarz od razu skierował mnie do Poznania. Tam się leczyłam. Tam również miałam operację. Przeszłam mastektomię. Do dzisiaj żyję bez piersi. Nie wiem, czemu ludzie myślą, że to coś okropnego. To przecież niezaraźliwa choroba.
Amazonka, a kto to taki?
Operacja, na którą zdecydowała się pani Wanda, żeby uratować swoje życie, miała miejsce w latach 70-tych. Wtedy o nowotworach piersi nie mówiło się tyle, co dzisiaj. Dla wielu kobiet mastektomia była tematem tabu. Przyznanie się do tego, że straciło się pierś, wymagało niemałej odwagi. Zwłaszcza na prowincji.
O ruchu amazonek także niewiele było słychać. Nasza rozmówczyni po raz pierwszy o amazonkach - tych warszawskich - usłyszała w radiu. Dopiero po jakimś czasie dowiedziała się, że podobne stowarzyszenie rozpoczyna swoją działalność w Szczecinku. - Najpierw radio nadawało, że amazonki działają w Warszawie. Potem usłyszałam, że są również tutaj. Pomyślałam sobie, że pójdę i dowiem się wszystkiego. Były akurat dwie panie. Od razu przeszłyśmy „na ty”.
Jak powstało stowarzyszenie w Szczecinku? W myśl słów jego założyciela, Kazimierza Margola, łatwo wcale nie było. - Przeczytałem gdzieś, że w Kołobrzegu jest takie stowarzyszenie. Pomyślałem, że skoro działają tam „amazonki”, to ma ono coś wspólnego z jeździectwem. Dopiero później dowiedziałem się, że amazonki to są kobiety po mastektomii. Kiedyś wstyd się było do tego przyznać. świadomość społeczeństwa na temat raka piersi była zerowa. Córka Monika, która akurat kończyła rehabilitację ruchową na AWF i miała kontakt z masażem limfatycznym przez to, że pracowała z amazonkami w Wągrowcu, wytłumaczyła mi wszystko.
- Chcąc uruchomić stowarzyszenie w Szczecinku, zacząłem szukać pomieszczenia - wspomina Kazimierz Margol. - Poszedłem do spółdzielni mieszkaniowej. Tam zażądali opłatę za dzierżawę; w MDK podobnie. Dopiero w MOPS się udało. Dostaliśmy od pani Wiesi Dudzińskiej-Stankiewicz całe zaplecze. Razem z nią udaliśmy się do Walentynki, do pani Krysi Rajczonek i zaczęliśmy dzwonić.
- Kiedy było już może 8, 9 pań zadzwoniłem do Krysi Wechman do Warszawy. Powiedziałem, że tyle nas jest ona zdębiała ze zdumienia. Była zdziwiona również tym, że dzwoni do niej mężczyzna. Jeszcze wtedy z rezerwą powiedziała, żebym przyjechał. Tak też zrobiłem. Maryla Rosiak została pierwszą przewodniczącą. Ja zostałem wybrany na prezesa honorowego. Dziewczyny nazwały mnie „Kazią”.
22 lata po operacji
Amazonki działają w Szczecinku już 15 lat. Pani Wanda związała się ze stowarzyszeniem niemal od samego początku. Jej pierwsza wizyta u amazonek, jak się okazało, wywołała spore zamieszanie. Przede wszystkim dlatego, że kiedy nasza rozmówczyni po raz pierwszy pojawiła się na spotkaniu szczecineckich amazonek, miała już 74 lata. Poza tym: nikt nie mógł uwierzyć, że po operacji raka piersi u pani Wandy minęły już 22 lata.
- Kiedy Wandzia przyszła, nie tylko ja nie dowierzałem - wspomina Kazimierz Margol, inicjator idei Stowarzyszenia Amazonek w Szczecinku i honorowy prezes organizacji. Były przy tym obecne Maryla Rosiak i Krysia Trzcińska. To były dość młode dziewczyny. Jak zobaczyłem Wandzię, pomyślałem, że może jest to jakaś opiekunka. A ona mówi, że jest amazonką. Szok.
- Przecieraliśmy oczy ze zdumienia - dodaje nasz rozmówca. - Dziewczyny też nie były na początku pewne, że Wandzia mówi prawdę. Ale kiedy się przekonały, to prawie płakały ze szczęścia. One po operacji były załamane. Myślały, że nie przeżyją, że to już wyrok... Przy Wandzi praktycznie każda dziewczyna chciała siedzieć. Ona wręcz tryskała humorem, dodawała siły dziewczynom. To była najlepsza terapia.
Nasza rozmówczyni bardzo dobrze pamięta te czasy: - Powiedziałam zwyczajnie, że jestem po operacji. I wcale się tego nie wstydziłam. To każdej kobiecie może się przydarzyć - wspomina pani Wanda. - Wandzia, ty nam życie ocliłaś - tak mówiły dziewczyny. Byłyśmy zrozpaczone, myślałyśmy, że już po nas, a jednak można z tym żyć. Bardzo fajnie te lata wspominam. Były wspólne ogniska, wycieczki, wyjazdy, działałyśmy razem. Jeździłyśmy po mniejszych miasteczkach i mówiłyśmy innym kobietom, żeby się nie bały. Że nie ma czego. Że trzeba się ratować, bo nie jest ważne to, co mówią inni, tylko że życie jest najważniejsze.
Żyć jak najdłużej
- Gimnastyka? Oczywiście, zawsze solidnie ćwiczyłam i brałam udział w rehabilitacji - podkreśla nasza rozmówczyni. - Byłam wzorem ćwiczeń. Ćwiczcie jak Wandzia - tak mówiłam dziewczynom. Mnie to wszystko nie przeszkadzało, nie bolało, ja lubiłam ćwiczyć.
- Cieszę się, że przez te wszystkie lata choroba do mnie nie wróciła. Przylazła inna - dostałam zapalenia stawu biodrowego i nie bardzo mogę chodzić, ale po operacji piersi, raka już więcej nie miałam. Teraz mam 92 lata i jestem najstarszą amazonką w Szczecinku! - Choć do stowarzyszenia namówiłam mnóstwo dziewczyn, dziś niewiele z nich mnie odwiedza - dodaje pani Wanda. - A przecież ja wciąż żyję. Tyle lat po operacji. Powtarzałam to wtedy dziewczynom i tak samo teraz powtarzam: Będziecie żyć i wy, tylko trzeba się pilnować. Ja się tej choroby nie wstydziłam. Nie rozumiem, dlaczego miałby to być wstyd. Zawsze mówiłam jedno: Żyjcie jak najdłużej i cieszcie się życiem! (sz)
Na zdjęciu: Wanda Rusielik i Kazimierz Margol, założyciel Stowarzyszenia Amazonek w Szczecinku
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Podziwiam Pani odwagę i siłę, źyczę Pani zdrowia i aby pogoda ducha nigdy Pani nie opuściła . Może być Pani wzorem do naśladowania. 200 lat Pani Wando!:-)