
Oman...
Hmm cóż przeciętny Polak wie o tym kraju? Na pewno to, że to jedyny kraj, w języku polskim na „O” i świetnie pasuje do gry „państwa, miasta... Raczej kojarzymy, że ma coś wspólnego z ropą naftową oraz że leży w Azji. Poza tym wiedza o Omanie jest raczej znikoma.
Przygotowania
Nasz wyjazd planowaliśmy rok temu. W kwietniu przyszedł na świat Franek. Rozwijał się prawidłowo, rósł „jak na drożdżach”, a nam po głowach chodziły myśli o pierwszym wspólnym wyjeździe z naszym maluchem. Wiedzieliśmy, że w przyszłym roku Franio skończy 10 miesięcy i wtedy zabierzemy go w pierwszą daleką podróż. Będzie miał zrobione obowiązkowe szczepienia, a także nie będzie się jeszcze samodzielnie przemieszczać (stało się inaczej, Franio zaczął raczkować i przemierzał Oman na kolankach i rączkach.). Pytanie, dokąd jedziemy towarzyszyło nam do późna. Propozycje były różne: Stany Zjednoczone, Brazylia, Meksyk. Miejsce, do którego moglibyśmy pojechać z Franiem musiało spełniać wiele warunków. Przede wszystkim bezpiecznie pod względem zdrowotnym, żadnych malarii, ameb i tym podobnych. Poza tym raczej ciepło gdyż zimowa czapka i kombinezon to nie jest to, co nasze dziecko lubi najbardziej. Kolejnym warunkiem była oryginalność oraz egzotyka miejsca no i oczywiście ogólne bezpieczeństwo w kraju. Zasiedliśmy nad Atlasem Geograficznym Świata i zadumaliśmy się...
Półkula południowa raczej odpadała gdyż za daleko, duża różnica czasu no i raczej nieopłacalne jak na trzytygodniowy wyjazd. Zaczęliśmy szukać bliżej. Pomysł Europy południowej jakoś nas nie zachwycił, Afryka też nie bardzo. Cóż, pozostała wielka Azja i nasze oczy skierowały się na Oman. Spełniał wszystkie warunki.
Jak się okazało wyjazd z małym dzieckiem gdzieś dalej wymaga przede wszystkim dobrego planowania i organizacji. Zaszczepiliśmy, więc naszego brzdąca na wszystko, co konieczne, zakupiliśmy część słoiczków z obiadkami i deserami. Spakowaliśmy chustę do noszenia Frania i jeszcze jedno dodatkowe nosidełko oraz lekkie ubranka. Trudną sprawa okazało się poinformowanie dziadków Frania o miejscu gdzie jedziemy. Nie było lekko... Pojawiły się nawet propozycje uprowadzenia Franka... I tak ku zgrozie naszych rodziców a dziadków Frania ruszyliśmy do Omanu 7 lutego.
Oman?
Oman okazał się wymarzonym krajem na pierwszy daleki wyjazd z dzieckiem - czysty, bezpieczny i przewidywalny. Jak wyglądało nasze podróżowanie po Omanie?
Zwiedzanie
Chcieliśmy sprawnie i w miarę szybko przemieszczać się z miejsca na miejsce. Postanowiliśmy wypożyczyć na lotnisku samochód. Był to strzał w przysłowiową dziesiątkę, gdyż dzięki temu naszą podróż uzależnialiśmy od samopoczucia i nastroju Frania, a nie od rozkładów autobusów. Franek podróżował w przyjemnej temperaturze, obniżanej skutecznie przez klimatyzację, siedząc w swoim foteliku. Jedynym mankamentem tego typu przemieszczania się była konieczność zabawiania go podczas przejazdów. Czasami zawodne okazywały się zabrane zabawki, a różne dziwne rzeczy spełniały tą funkcję wyśmienicie. A były to: telefon komórkowy, zaślepka do aparatu fotograficznego, pudełko z chusteczkami do nosa, pusta plastykowa butelka po wodzie, przewodnik po Omanie. Oczywiście trzeba było pilnować by nasza pociecha nie przystąpiła do konsumpcji wyżej wymienionych przedmiotów. W chwilach kryzysowych ratował nas smoczek. Samochód, a raczej bagażnik spełniał jeszcze jedną ważną funkcję był rewelacyjnym przewijakiem. Duża, płaska powierzchnia bagażnika, z ciekawymi światełkami sprawdzała się w tej roli idealnie.
Noclegi
Noclegi w Omanie należą do bardzo wygodnych, aczkolwiek nie zawsze tanich. Nie znajdziemy tu typowych hoteli klasy turystycznej - najtańsze noclegi oscylują w granicach 200 zł. Wygodną sprawą były duże podwójne łóżka, gdzie mogliśmy spać we trójkę. Nie zabraliśmy dla Frania łóżeczka turystycznego, ze względu na jego gabaryty i wagę, więc trzeba było radzić sobie w taki sposób. Nocowaliśmy też w chatkach z trzciny na pustyni oraz na plaży nad Morzem Arabskim. Trochę martwiliśmy się jak Franek będzie się czuł w takich odmiennych warunkach. Nasze obawy były jednak niepotrzebne. Franio doskonale spał, wtulony albo w mamę albo w tatę.
Jedzenie
Zabraliśmy dla Frania słoiczki z deserami i obiadkami na część wyjazdu. Resztę dokupiliśmy na miejscu, ale 10 miesięczny Franio świetnie sobie radził z kuchnią arabską, smakowała mu baranina, kebaby z kurczaka a także typowy dodatek do potraw hummus.
Oczywiście w Omanie jest świetnie rozwinięta sieć supermarketów, gdzie można kupić kaszki i słoiczki z jedzeniem dla dzieci. My żywiliśmy się tam gdzie Omańczycy, czyli w przydrożnych barach, w restauracjach i knajpkach zwanych coffe shop. Jako rodzina czasem byliśmy kierowani do osobnej sali przeznaczonej właśnie na rodzinne obiady. Było to bardzo wygodne, bo gdy bar był tradycyjny i jadło się na podłodze to Franio mógł buszować po, w miarę czystym, dywanie. Z kolei w bardziej nowoczesnych miejscach były nawet dziecięce foteliki.
Takie rodzinne pomieszczenia pełnią jeszcze jedną funkcję. Gdy mężczyzna przychodzi na obiad z żoną bądź z rodziną, to kobiety mogą bez skrępowania spożywać posiłek. Jak wiadomo nie da się jeść z zasłoniętą twarzą, a większość kobiet w Omanie właśnie tak wygląda opuszczając swój dom. W barach czy restauracjach jednak najczęściej można spotkać tylko mężczyzn.
Zakupy
Zakupy w Omanie to sama przyjemność. W Muscacie znajdziemy wielkie hipermarkety z bogatym asortymentem dla dzieci. Także produkty żywnościowe są takie same jak w Europie. Podróżujący, którzy nie planują korzystać z barów, czy jeść śniadań w hotelach znajdą tam wiele rzeczy dla siebie. Zakupy to oczywiście nie tylko markety...
W Omanie we wszystkich dużych miastach są świetne bazary nazywane „suki”. Nam najbardziej podobał się suk w Nizwie. Nie za duży, gwarny, ale nie tłoczny. Poza tym nie spotyka się tam wielu turystów (chyba, że jest to piątek). Na zakupy do Nizwy przyjeżdżają mieszkańcy okolicznych miasteczek i wiosek, można, zatem zobaczyć tam Beduinów w turbanach na głowie i Beduinki w charakterystycznych maskach na twarzach.
Franiowi wizyty na suku bardzo się podobały. Wyglądał z zaciekawieniem z chusty, podziwiając barwność tego miejsca. Wzbudzał też wielkie zainteresowanie sprzedających. Razem wąchaliśmy pochodzące z Indii przyprawy i afrykańską kawę. Będąc w Omanie trzeba udać się na targ rybny w Muscacie w dzielnicy Matrah. Targ rybny odbywa się od wczesnych godzin porannych. Wielkie wrażenie robią dużych rozmiarów tuńczyki, ośmiornice i inne kolorowe ryby pochodzące z raf koralowych okolicznych wybrzeży. Jest to też doskonałe miejsce by podpatrzeć Omańczyków w ich codziennych sprawunkach.
W Matrahu znajduje się również słynny na całym Półwyspie Arabskim, na całej powierzchni przykryty dachem, stary, wielki suk. Mnóstwo tam turystów, którzy momentami dominują wśród kupujących. Handlują tam głównie Hindusi i Pakistańczycy, a nie Omańczycy, co znacznie różniło to miejsce od klimatycznego suku w Nizwie. Na suku można kupić praktycznie wszystko, począwszy od różnorodnych tkanin, ubrań, obuwia, poprzez biżuterię, obrazy i meble, aż do tradycyjnych omańskich mieczy i kadzidła.
Co zobaczyliśmy?
Z Warszawy lecieliśmy przez Amsterdam i Kuwejt do Muscatu – stolicy Omanu. Zakwaterowaliśmy się w „portowym” hotelu w Mutrah i trzy noce spędziliśmy w samym Muskacie. Patrzyliśmy jak Franio aklimatyzujecie w tym zupełnie odmiennym klimacie. Nie było problemu, gdyż prawie od razu Franio przestawił sobie godziny i tryb dnia miał taki sam jak w Polsce. Zwiedziliśmy wspomniane wcześniej targowiska, wielki meczet sułtana i napawaliśmy się klimatem miasta. Szczególnie polecamy wizytę w wielkim meczecie. Kobiety, aby odwiedzić to miejsce muszą ubrać się odpowiednio, zasłaniając dokładnie nogi i ręce oraz zakładając chustę na głowę. Do wnętrza niewpuszczane są dzieci (informacja mówi, że nie mogą do głównej sali wchodzić dzieci do 12 roku życia). Wnętrze meczetu robi imponujące wrażenie... Z sufitu zwisają olbrzymie żyrandole, na podłodze leży największy na świecie dywan tkany przez dzieci w Iranie, na ścianach barwne mozaiki.
Warto też pospacerować po całym terenie meczetu, który uznawany jest za współczesny cud świata. Przy budowie świątyni wykorzystano wzory i ornamenty islamskie spotykane we wszystkich rejonach świata. Następnie udaliśmy się na południe, do Nizwy. Zwiedziliśmy odrestaurowany fort. Franio, jak zwykle, wędrował w chuście i zaglądał z tatą do każdego pomieszczenia podziwiając wysokie łóżka z baldachimami, cynowe skrzynie i naczynia oraz składy daktyli. Od czasu do czasu Franek wyskakiwał z chusty, by posiedzieć sobie na mięciutkim perskim dywanie, uciąć małą wędrówkę i odpocząć w chłodzie od upałów panujących na zewnątrz. W Nizwie warto także odwiedzić wspomniany wcześniej suk, gdzie można zrobić orientalne zakupy.
Ruszyliśmy też na podbój największej góry w Omanie. Najpierw łagodnie, nowoczesną drogą, następnie asfaltowymi serpentynami. Po ponad godzinie jazdy dotarliśmy na skraj gigantycznego kanionu na końcu, którego, na najwyższym punkcie zbocza znajdował się wierzchołek Jabal Shams. Nie zobaczyliśmy go jednak, gdyż … popsuła się pogoda. Zrobiło się zimno i pochmurno.
Następnego dnia wyruszyliśmy w dalszą drogę. Zmierzaliśmy w kierunku największej piaszczystej pustyni Omanu - Wahiba Sands. Z przygodami dotarliśmy do campu położonego wśród piasków. Po krótkim odpoczynku, razem z kierowcą Beduinem ruszyliśmy na mały rajd po wielkich wydmach. Franio zasnął w chuście ze mną na tylnym siedzeniu.
Tata
z aparatem fotograficznym w dłoni siedział obok. Szybkie i łagodne podjazdy na wierzchołki wydm, ostre, ale wolne zjazdy w nisze z wywianego piasku. Góra, dół, góra, dół, jak na huśtawce. Wreszcie wjechaliśmy na największe wzniesienie w okolicy, wydmę o wysokości kilkudziesięciu metrów. Słońce powoli zaczynało chować się za dalekie wzniesienia na horyzoncie. Pomarańczowy, miałki piasek migotał w żółto-czerwonych barwach ostatnich promieni słonecznych. Po przebudzeniu Franio z zaciekawieniem dotykał piasku, toż to chyba jedna z większych piaskownic w Azji.
Pojechaliśmy dalej do rybackiego miasta Sur. W porcie podziwialiśmy zabytkowe, ponad stuletnie łodzie, którymi Omańczycy pływali do Indii i wschodniej Afryki by przywozić stamtąd niespotykane tu towary. Niedaleko Sur znajduje się unikalne miejsce - plaża Ras al-Jinz. Zatrzymaliśmy się w Turtles Beach Resort. Tym razem naszym celem byłooglądanie olbrzymich żółwi składających na plaży jaja. Przy okazji też, chcieliśmy trochę odpocząć po trudach jazdy samochodem oraz by Franio mógł cały dzień być na powietrzu. Brykać i raczkować na pisaku. Wieczorem tylko tata pojechał na plażę Ras al-Jinz w poszukiwaniu żółwi morskich. Czasem ze względu na dobro i wygodę malucha trzeba zrezygnować z zaspakajania własnych zachcianek Żółwie po zachodzie słońca przypływają na plażę. Wychodzą z morza i poszukują dogodnego miejsca do złożenia jaj. Ta pora roku nie jest ich ulubionym okresem, najwięcej żółwi można tu spotkać w lipcu i sierpniu, gdy są największe upały.
Następnego dnia raniutko ruszyliśmy na wycieczkę do Wadi Shab. Wadi to suche doliny rzeczne na pustyni, które tylko epizodycznie, czyli po nieregularnych opadach, wypełniają się wodą. Wadi Shab nie znajduje się jednak na pustyni, lecz w górach i uchodzi do morza wielkim, głębokim kanionem. Zapakowaliśmy Frania do chusty i spacerowaliśmy zacienionym brzegiem rzeki w głąb kanionu. Powoli wspinaliśmy się na kolejne półki skalne pięknie wyprofilowane przez wodę. O tej porze roku poziom wody jest niski, czasem woda znika gdzieś pod powierzchnią ziemi by wyłonić się niespodziewanie w innym miejscu. Po godzinie dotarliśmy do urzekającego miejsca. Białe, wapienne skały wypełnione były zielonkawoniebieską wodą. Woda czysta i przejrzysta o przyjemnej temperaturze zachęcała do kąpieli w ten upalny dzień. Znaleźliśmy wygodne miejsce w cieniu drzewa. Franek rozsiadł się na chuście i bawił się kamykami, a my na zmianę zażywaliśmy kąpieli w tym iście rajskim miejscu. Kolejny dzień….I tak moglibyśmy wymieniać bez końca…
Czy warto było?
Wyjazd do Omanu można polecić rodzicom z małym dzieckiem. Wielokrotnie spotykaliśmy podróżujących z niemowlakami. Najlepiej wybrać się w miesiącach zimowych, wtedy jest tam stosunkowo chłodno - temperatura nie powinna przekroczyć 35 stopni. Lato jest zbyt gorące, temperatury przekraczają 50 stopni, a monsunowa wilgoć bez opadów powoduje, że jest nie do wytrzymania. W Omanie każdy znajdzie coś dla siebie. Bardziej aktywni i mobilni mogą poodkrywać tajemnicze zakątki interioru. Bardziej stateczni znajdą wygodne, czyste a także luksusowe hotele nad brzegiem zawsze ciepłego i czystego Morza Arabskiego. Jednym słowem idealne połączenie atrakcji przyrodniczych z kulturowymi w bardzo egzotycznym otoczeniu. A wszystko bardzo bezpieczne do podróżowania z małym dzieckiem. Polecamy!
Agnieszka Lisaj-Sztukiel
www.agalisaj.com
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie