
Dzisiejsza sieć kolejowa Pomorza Zachodniego jest jedynie cieniem tej dawnej z czasów świetności przełomu XIX i XX wieku. Znaczna część linii została zlikwidowana w ostatnich latach, z naszych okolic przykładem jest likwidacja linii z Grzmiącej, przez Barwice, Połczyn (odnoga do Świdwina) i dalej przez Złocieniec do Choszczna. Istniejące powoli zamierają, los niektórych wydaje się przesądzony, np. ze Szczecinka do Słupska przez Miastko czy do Chojnic. Obawiam się, że w przyszłości Pomorze Zachodnie zostanie z trasami Szczecin – Koszalin – Gdańsk, Szczecin – Poznań i Poznań – Koszalin (z odgałęzieniem do Kołobrzegu). Szczecinek stanie się stacją przejazdową dla ruchu pasażerskiego, obsługę towarową uratują pewnie Kronospan i rozładunek kilkunastu wahadeł (składów) miału węglowego dla Miejskiej Energetyki Cieplnej.
Pierwszy akt dramatu rozegrał się w 1945 roku. Zdobywcy tych ziem zaspokajali swój apetyt na łupy wojenne między innymi poprzez demontaż linii kolejowych. Zdemontowano między innymi jeden tor (przynajmniej częściowo) linii kolejowej Chojnice – Szczecinek – Runowo oraz zlikwidowano całkowicie trasę Czaplinek – Jastrowie. O tej linii przez wiele lat prawie nikt nie pamiętał, nawet dziś, gdy powszechność wiedzy o historii lokalnej jest dużo większa, niewiele osób wie o tym dawnym połączeniu, które z Czaplinka i Jastrowia uczyniło węzły kolejowe. Przedłużeniem tej linii była trasa do Złotowa. Ślady dzikiego wandalizmu wojsk sowieckich widzimy jadąc z Jastrowia do Złotowa. Przekraczając Gwdę po prawej stronie dostrzeżemy częściowo zniszczony most kolejowy na tej rzece.
Linia kolejowa Czaplinek - Jastrowie biegnie obrzeżem dzisiejszego powiatu szczecineckiego. Dla mnie jednak, jest to element związany z Ziemią Szczecinecką. W 1999 roku przerwano bowiem ciągłość historyczną granic naszego powiatu, do którego zawsze, także po II wojnie światowej, należały obecne gminy Czaplinek i Okonek. Czaplinek, ze względu na swoje historyczne znaczenie było do początków XIX wieku równorzędnym ośrodkiem mikroregionu i do 1975 roku pozostawał w granicach powiatu szczecineckiego. Zachęcam do wędrówki tę trasą, nie tylko ze względu na walory krajoznawcze, ale także jako zapoznanie się z lokalną ciekawostką historyczno – techniczną.
Linia kolejowa został otwarta 1 października 1908 roku. W tym roku upłynie więc sto lat od jej uruchomienia. Była to linia normalnotorowa z jednym torem. Niewykluczone, że część składów była towarowo – osobowa. Służyła tak przewozom pasażerskim, jak i towarowym w szczególności korzystali z niej rolnicy i leśnicy.
Trasa dawnej linii jest dostępna prawie na całej długości dla wędrówki pieszej. Sprawnemu piechurowi wystarczy jeden dzień na przejście 45 kilometrów, ja jednak zachęcam do podziału na dwa odcinki:
Czaplinek – Nadarzyce i Nadarzyce – Sypniewo, o długości nieco ponad 20 kilometrów. Opis powstał na podstawie mojej wędrówki w czasie długiego weekendu majowego w 2006 roku.
Czaplinek – Broczyno – Miłkowo (Tempelburg – Brotzen – Milkow) 8,2 km.
Marsz rozpocząłem w Czaplinku na stacji kolejowej. Dworzec i stacja znajdują się w opłakanym stanie. O znaczeniu przypomina wielkość budynków oraz dawna wieża ciśnień dla obsługi parowozów. Wychodzimy z dworca i przekraczamy tory, maszerując prawą stroną w kierunku Szczecinka. Prowadzi nas dróżka i ścieżka. Idąc wzdłuż torów przechodzimy przez szosę Czaplinek – Wałcz. Za drogą, po prawej stronie budynek dawnego dróżnika oraz zabudowania gospodarcze i mieszkalne dawnego PGR. Jest to punkt dawnego rozwidlenia się linii kolejowych, od trasy do Szczecinka odbiegała linia do Jastrowia, co możemy prześledzić. Omijamy zabudowania, przekraczamy za nimi polną drogę i, skrajem lasu, wkraczamy na właściwy szlak. Nie zgubimy go, pamiętając, że idziemy dawną linią kolejową, albo charakterystycznym nasypem albo wykopem. Nie mając przewodnika, na długości 45 kilometrów nie miałem problemów z odnajdowaniem trasy dawnej linii kolejowej. Kierujemy się w stronę Broczyna wzdłuż drogi Czaplinek – Wałcz, której nie opuścimy aż do Miłkowa. Trasa linii bardzo dobrze widoczna. Spotykamy ślady infrastruktury kolejowej w postaci granitowych lub granitowo – stalowych słupków.
Przed Broczynem, w wykopie po dawnej linii, wśród drzew, napotykamy na smutny obrazek dzikiego wysypiska. Niestety, śmieci pojawią się jeszcze kilkakrotnie. Broczyno zostawiamy po prawej stronie. Po trasie kolejowej biegnie lokalna dróżka. Można zwrócić uwagę na tłuczeń kolejowy, który jest widoczny w drodze. Wielokrotnie na trasie można zaobserwować przekroje nasypów. Widać, że linię zbudowano minimalnymi nakładami, gdyż najczęściej był to nasyp piaszczysto – żwirowy z drobnym kamieniem polnym, rzadko, tak jak w Broczynie, z charakterystycznym dla kolei tłuczniem. Być może jest to także efekt dewastacji i rozbiórki kolei przez Armię Czerwoną.
W Broczynie nie dostrzeżemy śladów stacji kolejowej. Mój ojciec, który chodził z nieodległego Łysinina do szkoły podstawowej w Broczynie pamięta, że jej pozostałości, wśród starych lip (na początku lat pięćdziesiątych) były widoczne na początku wsi, od strony Czaplinka. Prawdopodobnie udało mi się zidentyfikować to miejsce, ale nie ma tam już prawie nic, poza starymi drzewami. Broczyno jest dużą wioską, historycznie powiązaną z Ziemią Wałecką, pomimo bliskości Czaplinka, czego śladem była przedwojenna i tuż powojenna przynależność Broczyna do gminy Sypniewo. Z ciekawszych obiektów, obejrzeć można budynek szkoły wybudowany w latach siedemdziesiątych kościół oraz bliskie lotnisko zapasowe, ciekawsze niż Wilcze Laski. Za Broczynem linia kolejowa przykleja się ponownie do szosy w kierunku Wałcza. Jest to jedynie nieco szerszy pas oddzielający drogę od pola uprawnego. Rozszerza się nieco na poziomie odejścia drogi do Trzcińca (czyżby mała bocznica, bez przystanku dla pasażerów?).
Po kilku kilometrach dochodzimy do gorzelni w Miłkowie, znajdującej się przy skrzyżowaniu drogi do Miłkowa i trasy Czaplinek – Wałcz. Teren dawnej stacji dobrze widoczny. Proszę o zwrócenie uwagi na budynek gorzelni. Charakterystyczne budowle z czerwonej cegły z wysokimi kominami otoczone były jeszcze w latach siedemdziesiątych hektarami kopców z ziemniakami. Dziś spirytus wyrabia się już prawie wyłącznie z
żyta, sporo gorzelni padło wraz z dawnymi PGR-ami, niektóre, jak ta w Miłkowie, czy bardzo podobna w Czarnym Małym, pracują przez większą część roku. Gorzelnia w Miłkowie należy do najbardziej okazałych tego typu obiektów. Od strony technicznej jest to także obiekt bardzo interesujący (małe „muzeum techniki”), zachęcam do odwiedzenia, można spróbować na miejscu, jeżeli będzie czynna i spotkamy kierownika obiektu. Za gorzelnią przekraczamy asfaltową drogę do Miłkowa.
Trasą linii biegnie polną droga do Motarzewa. Dochodzimy do terenów leśnych, gdzie skręcamy nieco w lewo, po początkowym trudniejszym odcinku, po kilkuset metrach dochodzimy do rzeki Dobrzycy. Przechodzimy z drżeniem serca ceglanym mostem nad rzeczką, po lewej stronie widoczne rozlewiska spowodowane przez bobry. Za rzeczką nasyp pięknie widoczny, przerośnięty dorodnymi już sosnami, miejscami rozkopany, co pozwala obejrzeć jego przekrój.
Przekraczamy dość szeroką, polną drogę, którą można dojechać do Podstrzesza (miejscowa nazwa to „Knieja”), zagubionej osady, z której dziś pozostał tylko jeden domek i dalej do Starowic i Bornego Sulinowa czy Nadarzyc. Przy drodze widoczne resztki granitowych oznakowań przejazdu kolejowego. Samej miejscowości Motarzewo prawie nie widać z trasy, dziś jest to niewielka popegeerowska kolonia.
Charakterystyczne dla tych miejscowości (min. Miłkowo, Byszków) są dawne pałace junkierskie, po wojnie biura PGR, dziś często w złym stanie oraz zapomniane cmentarze, między innymi w niedalekiej Dobrzycy (nie mylić z tą z trasy Szczecinek – Piła) zobaczyć możemy dawną kryptę grafów von Jastrow.
Za drogą rozszerzenie nasypu. Jest to dawna duża stacja Motarzewo (Wallbruch). Widoczne są resztki rampy i liczne ślady dawnej infrastruktury. Ze stacją związana jest tragiczna historia z czasów tuż powojennych. Pomimo rozbiórki torów, na stacji stała jeszcze lokomotywa. Dwóch szabrowników z pobliskiego Ostrorogu poszło ją „rozbierać” z pomocą materiałów wybuchowych. Nieszczęśliwe, podczas planowanego wybuchu, metalowa część lokomotywy zraniła w brzuch jednego z mężczyzn. Drugi, przestraszony, uciekł i nigdy się do tego nie przyznał, jago ranny kolega zmarł, choć być może przeżyłby, gdyby udzielono mu pomocy. Ten, który uciekł, był jeszcze mi znany, dziś pewnie już historia jest zapomniana, odchodzi wraz z ludźmi, którzy pamiętają dawne czasy.
Za stacją w Motarzewie ciągnie się piękny sosnowy las. Trasa jest bardzo dobrze widoczna i przecina liczne leśne drogi. Mój pierwszy kontakt z dawną linią kolejową dokonał się właśnie na tym odcinku w trakcie długiego marszu pomiędzy Starowicami a Nowa Wsią, kiedy zobaczyłem przecinający las tajemniczy nasyp.
Po kilku kilometrach dochodzimy do stacji Turze (Thurbruch). Obecnie nie ma tu żadnej miejscowości, znajdujemy się na terenach ochrony poligonu lotniczego w Nadarzycach. Na terenie stacji można odszukać ślady po zabudowie (to wyjątek) oraz dawną rampę.
Niedaleko za stacją rozpoczyna się teren ścisłego poligonu. Uwaga: ja przeszedłem ten obszar dwukrotnie w dni świąteczne, ale jest to nielegalne i może być niebezpieczne (choć, gdy są ćwiczenia, to granica
poligonu jest patrolowana i „obstawiona” strażnikami). Jest to poligon bombowy lotnictwa polskiego, dziś już rzadko używany, obejmuje także lotnisko i jednostkę w Nadarzycach. Z daleka są widoczne wieże poligonowe. Chcąc uniknąć przejścia przez poligon, winniśmy od stacji Turze wrócić kilkaset metrów i skręcić w pierwszą leśną drogę w prawo w stronę mostu na rzece Piławie i dalej do szosy Nadarzyce – Borne Sulinowo, od której od stacji Turze dzieli nas około 5 kilometrów. Zachęcam do wędrówki z mapą. Po drodze piękny widok na Zalewy Nadarzyckie. Po przejście około 23 kilometrów można zakończyć pierwszy dzień marszu. Ja jednak ruszyłem dalej przez poligon, chcąc przejść całą trasę.
Przejście jest bardzo atrakcyjne. Mijamy zmasakrowane czołgi, nasyp kolejowy jest doskonale widoczny, choć poorany lejami bombowymi. Można zauważyć spróchniałe podkłady kolejowe – tylko na tym odcinku. Zduszą na ramieniu maszerowałem po odkrytym terenie, wynagrodziły mi to widoki, a na koniec przejście koło niewielkiego jeziorka, na którym centralnie widać wielkie gniazdo łabędzi.
Za jeziorkiem nasyp przechodzi w wykop. Teren musi być rzadko patrolowany, bo widać resztki biesiad piwnych i winnych. Widoczne betonowe resztki infrastruktury. Przed końcem poligonu trasa biegnie dość szeroką drogą. Mijamy szlaban.
Za szlabanem przejście między dwoma jeziorami – atrakcyjne miejsce krótkiego wypoczynku. Dochodzimy do rozwidlenia, droga odbija od trasy, my musimy skręcić nieco w lewo. Odcinek dość trudny, trzeba pilnować nasypu, przedzierając się momentami przez zarośla i młodnik. Po przejściu przez polną drogę, krótki, zakrzaczony odcinek zakończony niespodzianką - stalowym mostem kolejowym przez Piławę.
Rzeka Piława – jedna z najpiękniejszych do przepłynięcia kajakiem na naszym terenie. Zachęcam!. Przejście mostem lub pod mostem tylko dla ryzykantów. Ja nie próbowałem, wróciłem do polne drogi i doszedłem do Nadarzyc. W tym miejscu opuszczamy Ziemię Szczecinecką, jesteśmy już na terenach wałeckich. Dla osób planujących wędrówkę w ciągu dwóch dni, Nadarzyce są najlepszym miejscem do zakończenia pierwszego etapu. Do opisu trasy wrócimy za dwa tygodnie, w następnym wydaniu „Tematu”.
Włodzimierz Tosik
Zdjęcia autora
Foto również w naszej galerii http://temat.net/galeria/9/Moje-piesze-wycieczki:-Szlakiem-dawnej-linii-kolejowej-Czaplinek---Jastrowie
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Czerwona dzicz zabierała wszystko, co wpadło w ręce.