Reklama

Moim zdaniem: Zabytkowa abolicja

17/05/2008 11:11

Międzynarodowy Dzień Zabytków, przeszedł u nas w tym roku bez echa, znaczy znów był to dzień jak co dzień. Wiem, bo starałem się w tym dniu śledzić szczególnie uważnie wszystkie lokalne doniesienia. Może to i niewielka satysfakcja, ale dobrze, że my choć z tej okazji zrobiliśmy swoje, myślę nade wszystko o szkolnych dzieciakach, no i trochę o sobie. W przededniu święta zabytków w ramach naszego regionalnego cyklu programowego „Tu jest nasz dom” – lekcja języka polskiego odbyła się pod dowódczym bunkrem dawnego Pommernstellung, uwzględniając zarówno jej programową ścieżkę historyczną jak i wspomniane święto. Wszak ów strategiczny kolos stoi na rogatkach miasta już ponad 70 lat i na pewno jest zabytkiem, no to i zacznijmy od niego. Fakt, trochę się zmieniło od naszego ostatniego tu pobytu, ogólnie na plus, choć bez przesady. Teren przy samym bunkrze jako tako uporządkowano, ustawiono informacyjne tablice i barierki ochronne wokół całego obiektu. Dzieciaki nawet z zaciekawieniem go oglądały i chyba z niedowierzaniem wsłuchiwały się w mój komentarz, że po zdobyciu miasta Rosjanie próbowali to wojenne monstrum wysadzić, ale nijak się nie dało. Później zaczęliśmy się rozglądać za jakimkolwiek siedziskiem, by odpocząć po kilkukilometrowej, bądź co bądź, wędrówce nadjeziornym szlakiem aż spod jedynki. Pozostały nam jedynie barierki okalające bunkier, co z pewnością może być pierwszym wytykiem w adres osób czy służb za to odpowiedzialnych. Jako, że nie ma ławek, to i oczywiście koszy na śmieci się tu nie uświadczy, co także zwróciło naszą uwagę. Gdy wracaliśmy, na „plac” przed bunkrem zajechały dwa samochody z obcą rejestracją, co też nie jest tu rzadkością. Plac – to i tak zbyt łaskawe określenie, mimo że w cudzysłowie, bardziej bowiem przypomina klepisko, właściwie nie ma tu żadnego oficjalnego wjazdu czy dojazdu, co jest już poważnym niedopatrzeniem i to na pięć minut przed sezonem.
   Myślę sobie – i jak tu obchodzić światowy dzień zabytków, skoro tak się nam prezentują, jakby je od lat jakąś abolicją naznaczono. Przesadzam? No to kontynuujmy, poczynając od tych najważniejszych, wymienianych we wszystkich turystycznych przewodnikach. Zamek Książąt Pomorskich, którego najstarsze południowe skrzydło wybudowano w I połowie XIV wieku – sprzedany, odkupiony, ale nadal jakby go nie było. XVI-wieczna wieża, jedyna pozostałość po późnogotyckim kościele pod wezwaniem św. Mikołaja, do nadbudowy której użyto cegieł z legendarnego niemalże klasztoru Marientron – także zamknięta i długo tak jeszcze chyba pozostanie. Dalej, kto wie, że mamy w Szczecinku prawdziwą renesansową perełkę, jeden z najstarszych na Pomorzu znanych zabytków sztuki kamieniarskiej? No właśnie, chodzi o wapienne epitafium Doroty Westreglen – żony szczecineckiego starosty Piotra Somnitza, sprawującego swój urząd nieprzerwanie przez 40 lat (1606-1646). Ta niezwykle religijna kobieta zmarła przedwcześnie 2 maja 1621 roku, co znaczy, że nagrobna płyta poświęcona pamięci 36-letniej Saksonki, umieszczona w bocznej północnej nawie kościoła NNMP liczy sobie już 387 lat, ale podziwiać można ją jedynie przy okazji pobytu w świątyni podczas mszy świętej. Dlaczego przy okazji, bo na zewnątrz też żadnej na ten temat informacji się nie uświadczy.
   Nie ma pomysłu na mały parterowy domek przy Księżnej Elżbiety, który wraz z XIX-wiecznym budynkiem przy Piotra Skargi 2 i zbudowanym w 1878 roku neogotyckim gmachem przy ks. Elżbiety tworzył kompleks dawnego gimnazjum, którego wielkim dobrodziejem był król pruski Fryderyk Wielki, a chyba najbardziej znanym dyrektorem – Johann Samuel Kaulfuss. W domku mieszkał woźny szkolny, od lat jest on zamknięty, niszczeje. Także od lat milcząco spogląda na niewdzięczne dla niej miasto smukła i potężna wieża ciśnień, w dodatku osadzona na także wysokim wzgórzu Świętego Jerzego, przepiękny, unikatowy wręcz symbol miasta, które przecież szykuje się do swoich siedemsetletnich obchodów.
   Niby mamy te zabytki, a jednak nie można w pełni zachłysnąć się ich historycznym oddechem, tą rzadką, nigdzie indziej niespotykaną i urokliwą atmosferą sprzed kilkuset, a nawet i kilkudziesięciu lat. Historii nie da się unowocześnić, nie mówiąc już o jej komercjalizacji. Doceniam warunki i ekspozycyjną przestrzeń nowego muzeum przy Szkolnej, ale tęsknię do starej wieży, do której po raz pierwszy przyprowadził mnie – kilkuletniego wówczas brzdąca, Ojciec – i w której byłem może i kilkaset razy. Niechby znów stał tam Belbuk, może i choć jeden kamień Marientronu, ale niechby była. Dlatego lubię parkowe ścieżki, którymi dawni i obecni szczecinecczanie przechadzają się już dobre ponad sto lat. Bo park to też nasz zabytek i to taki najbardziej ogólnodostępny, założony w 1901 roku i też miejmy tego świadomość. Zresztą, nie trzeba daleko szukać, rozejrzyjmy się wokół siebie. Gdy na lekcjach języka polskiego rozpoczynam regionalną edukację ze swoimi dziesięciolatkami, mówię im, że szkoła, w której się uczą ma już ponad 80 lat i również jest zabytkiem. Niektórzy kręcą z niedowierzaniem głową, mówiąc – psze pana, aż tyle lat, to bardzo dużo, to ile dzieci się tu musiało uczyć! No właśnie! I cieszę się, że tak mówią, bo dobrze mieć zabytki, ot, na wyciągnięcie ręki, są jakby bardziej swoje, bardziej wiarygodne. Niechby wszystkie takie były i to naprawdę nie dlatego, że było ich święto, którego ... nie było!
               
Bogdan Urbanek  

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do