Reklama

Moim zdaniem: Pomarzyć dobra rzecz

02/09/2008 21:27

Kończy się wakacyjna laba. Kto chciał, myślę o nauczycielach, mógł dwa miesiące leniuchować, nawet więcej, bo aż 72 dni. Co by nie mówić – nikt nie ma takiego urlopowego nadmiaru i to w okresie kanikuły. Gdzie tam, dopowie jedna, druga, trzecia urzędniczka – gdyby choć dwa tygodnie dali w lipcu czy sierpniu, a tu proszę – oni mają dwa bite miesiące. Kończę jednak zanim zacząłem, bo intuicyjnie już wyczuwam czujne zbieranie sił, tu i tam. Moich uczniów najbardziej interesowało to, czy w programie języka polskiego nadal będą mieli lekcje o Szczecinku, pytali o to jeszcze przed wakacjami i gdy im obiecałem, usłyszałem gromkie – hurrra! – co było, nie ukrywam, miodem na moje belferskie serce.
  Wiem, że lubią te zajęcia, sądzę, że interesują ich, są im bliskie. Co takiego robią? Wydawałoby się nic szczególnego, ot przykład z brzegu – ci młodsi na kolorowym planie miasta wytyczają taką trasę do babci czy dziadka, by zebrać po drodze jak najwięcej ortograficznych nazw ulic. Z kolei ci starsi, także pracując z planem, muszą już popisać się choćby krótką biograficzną znajomością kolejno mijanych ulicznych patronów, oczywiście z głowy. Wiem, że lubią też zajęcia terenowe, nazywają je programowymi warsztatami lub seminariami. Trasy co roku się zmieniają, więc ci, którzy rok temu zwiedzali i opisywali fragment niebieskiego nadjeziornego szlaku od szkoły do bunkra oraz Marientron, w tym roku zaliczą pomnikowe miejsca pamięci i kamienną kalwarię na „Zachodzie”.
   Traktują te terenowe lekcje nader poważnie – ciągle o coś pytają, notują, fotografują. Później, już podczas normalnej lekcji, zaskakują mnie przepięknymi kolorowymi kartami pracy i wiedzą, jakiej nie powstydziłby się niejeden turystyczny przewodnik. Co roku szykuję im też jakąś niespodziankę, ale o tym ani im nie powiem, ani tym bardziej nie napiszę, bo przecież już nie byłaby nią.
  O czym jeszcze marzą i co lubią nasi uczniowie? Na pewno chcą, by traktować ich poważnie, po partnersku. Zgoda, w wielu przypadkach tak jest, ale nie zawsze i nie wszędzie, stąd te tęsknoty do czegoś, co wydawałoby się czymś tak oczywistym. Chcą, by lekcje były ciekawe, czy to tak wiele? Nie zaciekawi jednak ucznia nauczyciel, którego jedynym atrybutem jest kreda i podręcznik, podobnie jak wuefista z gwizdkiem, też jedynie.
   Czasy szkoły, w której nauczyciel przemawiał do swoich uczniów ex cathedra przez 45 minut dawno już odeszły w niepamięć, i dobrze. Sam je pamiętam jako uczeń czy później student i wcale do nich nie tęsknię. Bo to nieprawda, że nauczyciel, którego wszyscy musieliśmy słuchać przez 45 minut miał autorytet. Tak się złożyło, że ci akurat nie. Celowo napisałem „musieliśmy”, byli bowiem tacy, których słuchało się z przyjemnością, byli jednak w zdecydowanej mniejszości. A jak jest teraz? Zapytajmy nasze dzieci, wnuków – odpowiedzą i na pewno się nie pomylą, o ile oczywiście zechcą ocenić nas rzetelnie, sprawiedliwie, bo i różnie z tym bywa.
   Są przekorni co znaczy, że raczej nie chcą się uczyć tego co nudne i co ich nie interesuje. Doskonale przy tym orientują się w tzw. szkolnych realiach, które nie zawsze idą w parze z regulaminami, zarządzeniami, procedurami, programami. Coraz częściej lekceważą najważniejszy, ponoć, egzamin na zakończenie szóstej klasy, testy kompetencyjne, bo doskonale wiedzą, że nie ma znaczenia czy zaliczą go na 5 czy 35 punktów. Dlatego „ponoć”, bo taki on ważny, ten egzamin! Czy nie mają racji? Są pokoleniem E-Generacji, zdecydowanie, bowiem urodzili się i dorastają w świecie, w którym komputery i Internet stanowią stały element naszego otoczenia. Są w tym dobrzy, ba, nierzadko przerastają swą komputerową wiedzą nauczycieli i nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
  Moi czasami proszą, bym pozwolił im napisać domowe wypracowanie w komputerowym wydruku, pozwalam, a dlaczego by nie, skoro sam od kilkunastu już lat piszę wyłącznie w wersji elektronicznej. Ci najlepsi, których nazywam swoimi przedmiotowymi asystentami, czasami w domu przygotowują krótkie wprowadzenie do kolejnej lekcji, zwykle z zakresu kształcenia literackiego. Nie mogę im za to postawić innej oceny niż szóstka, nie śmiałbym, sam z zaciekawieniem słucham tego co przygotowali, jasne, że z Internetu, ale w samodzielnym ujęciu logicznym, kompozycyjnym, po prostu – z głową.
   Chcą być sprawiedliwie oceniani – pytają, dlaczego ci najlepsi mają tak mało ocen celujących? Ano właśnie, dlaczego? Dlaczego wpływ na półroczną ocenę z zachowania ma jednorazowy wybryk, zapisany i zapamiętany? Kiedyś nawiązując do listu Czytelniczki, napisałem, także w tej felietonowej rubryce, co mi się podoba, a co nie podoba w ocenianiu uczniowskiego zachowania i dalej to podtrzymuję, choć tu i tam nawet się na mnie obrażono. Trudno, choć niezasadnie, bo nikomu imiennie łatki nie przypinałem, a nawet i nie pokazywałem palcem szkoły. Czyli odebrano to jak chciano odebrać, a zatem – po linii najmniejszego oporu.
  Mój nauczycielski guru, a jednocześnie Mistrz i Przyjaciel, profesor Kazimierz Denek twierdzi, że dobra szkoła to taka, w której życzliwie spoglądają na siebie dobrzy nauczyciele i dobrzy uczniowie, wyłącznie. Gdzie takie są? Może i tu u nas, bo rozwijając myśl Profesora – o tym czy uczeń jest dobry czy nie, wcale nie decyduje jego cenzurka, w znacznej mierze on sam, a nauczyciel powinien tylko pomagać kształtować w nim tę dobroć. Dobra maksyma na rozpoczynający się niebawem nowy szkolny rok, tak myślę.

Bogdan Urbanek     

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do