
moim zdaniem - Temat nr 491
Wypatrzyłem, że od jakiegoś czasu moje szkolne i podwórkowe boisko ma nowego idola, argentyński napastnik FC Barcelony, Lionel Messi, króluje bowiem niepodzielnie między bramkami, a dumny przy tym jak paw. A już absolutnym sznytem jest wdziać na siebie koszulkę z nazwiskiem tego rzeczywiście genialnego, a przy tym bramkostrzelnego piłkarza, który podczas majowego finału marzeń Ligi Mistrzów skutecznie upokorzył piłkarzy pewnego siebie sir Alexa Fergusona. Takie koszulki, to też jest interes, choć nie zalecałbym zbytniego pośpiechu w ich produkowaniu. Widziałem nie tak dawno taką koszulkę, podpisaną nazwiskiem argentyńskiej dumy Katalonii przez jedno „s” – to już nawet nie tyle niedbalstwo, bardziej obciach. Czasami po moim przydomowym boisku biega nawet kilku Messich, ale widać nie ma to znaczenia. Za moich chłopięcych czasów koszulek z nazwiskami ówczesnych piłkarskich gwiazdorów oczywiście nie było, ale i wtedy pośród nas równie dumnie i z gracją biegali – Pele, Di Stefano, Garrincha. Pamiętacie, koledzy z naszego podwórkowego boiska?
Niby więc to samo, ale nie tak samo. Na pewno tak nie przeklinaliśmy na boisku, może inaczej – nie aż tak głośno jak oni to czynią, bezceremonialnie i wręcz ostentacyjnie, na pewno. Nikt by nam na to nie pozwolił! Gdy graliśmy na placyku przed dworcem kolejowym, nasze matki zazwyczaj miały nas w zasięgu wzroku i gdy którakolwiek cokolwiek usłyszała – bezpardonowo wkraczała na boisko i kończyła mecz zabierając nam piłkę. I nie miało to absolutnie żadnego znaczenia, że prawdziwa sznurowana futbolówka była moja, a ja sam niczym świętoszek stałem na bramce, oczywiście jako Gilmar – wkraczała, zabierała i już. Mało tego. Później, zorientowawszy się co do właściciela, owa groźna jejmość przynosiła piłkę do domu, a tam tradycyjna litania i zakaz tego czy owego. Bez dyskusji i szansy na jakąkolwiek amnestię. O tak, samiśmy pilnowali na boisku, żeby nie przeklinać, bo to się po prostu nam nie opłacało. Ot, pod nosem od czasu do czasu coś tam może poleciało, ale żeby aż tak bezpardonowo i wulgarnie jak dziś – nigdy! I nie ma na to rady! Mamy kilkuletnich brzdąców, siedzące na balkonach lub na ławeczkach niemal tuż przy boisku, muszą słyszeć, to czasami nieporadne i pozornie śmieszne – kulwa, jasne, że słyszą. Widać przyzwyczaiły się, jak do przecinka, niestety.
A przyzwyczajenie, co by nie mówić, jest drugą naturą człowieka. Pozostając bowiem w tym podwórkowym temacie nie sposób nie zauważyć narastającej plagi psich kup i też nie ma na to rady. Znajomy z mojego dawnego osiedla Warszawsko-Chełmińskiego obiecał pstryknąć zdjęcie sąsiadce wyprowadzającej kilka razy dziennie swojego brytana, by ów zrobił co trzeba i gdzie bądź, najczęściej na trawniku obok piaskownicy. To rzeczywiście skandal i z dwojga złego wolę już, żeby dzieciaki przeklinały biegając za piłką, choć może nie powinienem dokonywać takich wyborów. Nie chce mi się już o tym pisać, bo ile można, ale niech zrobi to zdjęcie, zobaczymy, może poskutkuje. W szkołach dzieci też zaczynają rzucać w siebie ordynarnymi obelgami, nie bacząc na obecność wśród nich nauczyciela. Tłumaczą później, że się wkurzyły – i tyle!
W autobusach miejskich, na ulicach, w parku czy w lokalach młodzież już sobie całkowicie folguje, co znaczy, że wulgaryzmy ścielą się często i gęsto. Rozmawiam o tym ze swoimi uczniami, w końcu nie tylko ich uczę, także wychowuję – podaję przykłady zachowań godnych naśladowania, wspólnie szukamy takich wzorców. Ale i oni mają swoje racje gdy przekonują mnie, że w tym co robią, bardzo często naśladują dorosłych. I też podają przykłady, choćby naszych rodzimych – niestety – filmów, książek czy tabloidów, w których aż gęsto od słów, które dla normalnych ludzi nie powinny wynurzać się z rynsztoka, także i niemal codziennych pyskówek polityków, co już absolutnie nie przystoi. Jak wtedy z tymi dzieciakami rozmawiać, to jest problem. Trzeba niekiedy dokonywać wyborów, coś za coś. Od lat nie chodzę na mecze piłkarskie, choć także od lat uważam się za futbolowego kibica. Jasne, że żałuję, sam kiedyś grałem w piłkę i planowałem nawet, że będę chodził na stadion z wnukami. Trudno byłoby mi jednak wytrzymać w tym kipiącym wulgaryzmami tyglu wzajemnie nakręcających się młodych ludzi, niekiedy wręcz dzieciaków. Niestety, nasza smutna XXI-wieczna rzeczywistość. W latach sześćdziesiątych nie było tak ani na stadionie „Darzboru”, ani na „Lechii”, na pewno nie aż tak – chodziłem na mecze co niedzielę i wiem co mówię. Fakt, czasami komuś z nas wyrwało się to czy owo, ale jak usłyszał to wszędobylski Bednarek, który był wszędzie, po prostu wyprowadzał delikwenta za ucho ze stadionu, po bieżni, żeby był większy wstyd. I był!
Zdarzają się jednak prawdziwe perełki w tej obyczajnej bylejakości. Niedawno młodzi ludzie z Zespołu Szkół im. ks. Warcisława IV postanowili czynnie zaprotestować przeciwko zachwaszczaniu ojczystego języka, proponując zdecydowane STOP WULGARYZMOM. Oplakatowali szkoły, autobusy komunikacji miejskiej, co niektóre sklepy, słupy ogłoszeniowe. Proponowali zamienniki, co znaczy – że jeżeli już ktoś bardzo chce czy musi, to niechaj mu się zamiast tego czy owego wyrwie, powiedzmy – kurczę czy kurna chata. Prawda, że zupełnie inaczej to brzmi? Zmieniajmy zatem nasze upadłe językowe obyczaje i wierzcie mi Państwo – wszystkim nam się to po stokroć odpłaci.
Bogdan Urbanek
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie