Reklama

Moim zdaniem: Nie wszystko na sprzedaż

15/05/2009 08:45

Znajomy, z którym lat temu dobrze ponad trzydzieści siedziałem w studenckiej ławie, a który dziś kieruje działem krajowym znanego tygodnika, działa w ogólnopolskim stowarzyszeniu dziennikarzy i od czasu do czasu skutecznie namówi mnie na jakąś korespondencję, był zdziwiony i wielce niepocieszony, gdy odmówiłem mu napisania komentarza na temat dodatkowych dochodów posłów, radnych etc. Kusił mnie jeszcze czas jakiś, ale – mimo poprawnych, a nawet przyjaznych z nim stosunków – pozostałem niewzruszony. W rezultacie, a jakże, dał wyraz swojemu niezadowoleniu, twierdząc przy tym żem kiep, bo w końcu jakaś kasa by za to była, ponoć nawet i niezła. Ale nie żeby się zaraz na mnie obraził, później siedzieliśmy jak zawsze przy kawie i szklaneczce whisky, wspominaliśmy to co dobre z dawnych lat, życząc sobie kolejnego spotkania, niekoniecznie przy okazji takiej czy innej korespondencji, choć tak jest zazwyczaj.
Bo nie lubię komukolwiek zaglądać do portfela i już! Nie moje to bowiem sprawy i po prawdzie – nic mnie to nie obchodzi, kto i ile zarabia. Może i jestem wychowankiem starej dziennikarskiej szkoły, na pewno, ale na Boga – nie wszystko jest na sprzedaż, także i u nas, a może przede wszystkim. Pieniądze, owszem, są ważne, ale chęć w dążeniu do ich posiadania nie powinna przesłaniać nam zdrowego rozsądku, tak myślę. Do mojego portfela też nikt nie zagląda, łącznie z najbliższymi, tak jest od lat i wcale nie chodzi o jakiekolwiek w tym względzie embargo, ale jest nam z tym dobrze, wszystkim. Spokojnie, ta ewentualna kasa i tak zawsze będzie hipotetyczna, bo bardziej od niej – też zawsze – będą się liczyły zasady, o czym wszyscy na kim mi zależy i tak od dawna wiedzą, na szczęście. Ale wcale nie musi to oznaczać, że gardzę dodatkowym grosiwem i za nic mam wszystkich, którzy tu i tam dorabiają. Bo niby dlaczego ludziom tego zabraniać? Zwłaszcza jak chcą, mogą i mają takie możliwości, to czemu nie? Daleko nie szukać, dlaczego lekarz specjalista wysokiej klasy, na czas pełnienia jakkolwiek ważnej funkcji, powinien zajmować się tylko urzędowaniem, a swoją rzadką i cenioną specjalizację zawiesić na kołku, na ileś tam lat, bzdura! To tak jakby kazać dyrektorowi szkoły przestać uczyć, naczelnemu redaktorowi zakazać pisania, a proboszczowi – odprawiania nabożeństw. Niech więc każdy dalej robi swoje, czyli to co potrafi i na czym się wyznaje. W końcu mistrzostwo w takiej czy innej dziedzinie wynosi ludzi, także i na szczyty władzy, jest zatem i zawsze będzie środkiem wiodącym do celu, a nie odwrotnie. Tak myślę i tylko dlatego odmówiłem ważnemu i możnemu koledze, który może i co o mnie sobie pomyślał, ale i tak nadal będzie nas łączyć przyjaźń, której nie zmąci żadna kasa czy interes.
Fakt, powinny być jednak jakieś granice w sięganiu po pieniądze, zwłaszcza te nieprzynależne. Dlaczego lekarz przyjmujący chorych w przychodni pracuje od do i nie uczyni zwykle niczego poza przypisaną wizycie rutyną, a w prywatnym gabinecie zmienia się nie do poznania? Dlaczego nauczyciel w szkole, owszem, nauczy dzieci przedmiotowego abecadła, ale podczas domowych korków sięga po metody wprawiające Jaśka w zachwyt i osłupienie, dlaczego... O tym ewentualnie mógłbym im do tego tygodnika napisać, czemu nie, tu bowiem widzę większy problem. A że poseł jest szefem firmy, dającej pracę setce ludzi, a radny właścicielem lokalu, do którego ludzie walą jak w dym, bo smacznie i tanio – tylko przyklasnąć, a nie czepiać się i szukać dziury w całym, że niby jakaś tam zależność czy zbieżność interesów, bez przesady!
A w ogóle, wydaje mi się, że ktoś to chyba planuje i pilnuje, by w temacie społecznych odczuć czy oczekiwań zawsze coś się szczególnego i nośnego działo. Gdzieś tak rok temu bębniono o nepotyzmie, że niby jak ojciec czy matka przy władzy, to dzieci wręcz obowiązkowo muszą być chędogie i odwrotnie. Ot, wymyślili! To co, jak w mieście jest jeden sąd, szpital, szkoła, gazeta czy komenda policji, to niech dzieci prezesa, dyrektora, naczelnego czy komendanta wybiją sobie z głowy wyedukować się na przyszłego prawnika, lekarza, nauczyciela, dziennikarza czy policjanta? To dopiero warto opisać i obśmiać, bo niechby ktoś zabronił mojej córce książki pisać, no to proszę bardzo.
Znajomek przytakuje i dopowiada, że jak tak dalej pójdzie, to tylko patrzeć jak partyjne legitymacje będą niebawem ważniejsze niż magisterskie dyplomy, certyfikaty, doktoraty, a nawet profesury. Może i ma rację – wszak znam dyrektorów, którzy są nimi już lat ze trzydzieści, zmieniając co rusz firmy i legitymacje (sic!). Zresztą nie tylko dyrektorów, bo i posłów, i radnych, i... Ponarzekaliśmy jeszcze na to i owo, jednak rozstaliśmy się w zgodnym przeświadczeniu, że nie wszystko jest na sprzedaż czy na wymianę, bo taktu, rozsądku, wiedzy czy umiejętności i tak nikt sobie nie dokupi, gdy choć odrobiny ich nie posiada. Co znaczyłoby – niech każdy robi swoje, a tylko nieliczni jeszcze coś, co potrafią i co dobrze ludziom służy. Tylko jak ich odnaleźć i jak trzeba – wybrać? Nic trudnego, rozglądajmy się, są zazwyczaj wokół nas, choć często ich się czepiamy, obgadujemy, bo i najzwyczajniej im zazdrościmy. To może z nami jest coś nie tak? Ano może.
Bogdan Urbanek                  

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do