Reklama

Moim zdaniem: Jest ochota, ale nie ma chęci

29/05/2009 09:06


Przypomniał mi się morał znanego prześmiewcy Jana Izydora Sztaudyngera, który miał przy tym zwyczaj oglądać się za powabnymi nastolatkami i który umieściłem w tytule swoich dzisiejszych felietonowych peregrynacji. Wprawdzie od września jeszcze niekoniecznie, ale już w roku szkolnym 2012/13 do szkoły obowiązkowo pomaszerują wszystkie sześciolatki. Ma być więc coś, czego nie ma, bo nasze szkoły na przyjęcie takich maluchów po prostu nie są przygotowane. Zarówno dziś, a także jutro, pojutrze – mogę się założyć. Chyba, że znów odwali się lipę i ambitne założenia szkoły jutra pozostaną li tylko w sferze ministerialnych wizji. A znam ambicje swojego resortu, który zmienny jest niczym kaprysy owej nastolatki (dosłownie i w przenośni).
Wyliczyłem oto, że od początku transformacji, a zatem od rządów ministra Samsonowicza, polską oświatą kieruje już dziewiętnasty sternik, co znaczy, że nawet byli i tacy, którzy zmieniali się w trakcie roku szkolnego. A każdy miał ambicje, że ho, ho! Jeden wprowadzał sekslekcje, następny je likwidował, inny był od szkół sportowych, inny od programów i podręczników, ten wprowadził reformę, tamten klasy profilowane, a jeszcze inny ścieżki edukacyjne czy regionalne fakultety. Gdy kolejny minister entuzjastycznie obnosił się euroklasami, jego zmiennik wnet zwietrzył w nich segregację, z kolei gdy ktoś całkiem niedawno zarządził dyscyplinę i mundurki, następca jakby tylko na to czyhał. A pamiętają Państwo też nie tak dawną hecę ze szkolnymi lekturami, a kompetencyjne egzaminy i sprawdziany zewnętrzne, które ciągle „ktoś” udoskonala? No więc tradycji stało się zadość, co by nie mówić!
Współczuję samorządowcom, nie mówiąc już o dyrektorach szkół. Niebawem gminy będą bowiem musiały zagwarantować wszystkim pięciolatkom miejsca w przedszkolach. Nie jestem zagorzałym przeciwnikiem wczesnej edukacji, ale wątpliwego eksperymentowania i prowizorki w tak podatnej i delikatnej materii, jaką jest dziecięca psychika, nigdy nie zaakceptuję. Aby sprostać temu zadaniu – edukacji pięciolatków – trzeba zbudować lub dostosować pomieszczenia na ten cel. Nietrudno wyliczyć, że w samym Szczecinku należałoby zbudować nowe przedszkole, a może i dwa. Niby najprościej utworzyć nowe zerówki w szkołach, ale to tylko „niby”, może znalazłyby się na to pieniądze a nawet i wykwalifikowana kadra, tylko gdzie te maluchy ulokować, które nade wszystko powinny się tam bawić, choć zdaniem modyfikatorów – poprzez zabawę uczyć, co na jedno wychodzi?
Nic to jednak dla resortowej niefrasobliwości, bo oto kolejny ministerialny zamysł, izby lekcyjne przyszłych sześcioletnich pierwszaków, a właściwie całego wczesnoszkolnego pionu powinny być już wkrótce podzielone na dwie części – dydaktyczno-edukacyjną i rekreacyjno-zabawową. Już to widzę w swojej szkole, a przy tym rozterki dyrekcji i koleżanek z nauczania początkowego, które ledwie dotąd mieściły w przytulnych acz niewielkich pomieszczeniach prawie trzydziestoosobowe zespoły klasowe. Chyba, że dzieciaki tę rekreacyjną część lekcji spędzą na korytarzach, ale też nie wszyscy, bo się tam nie pomieszczą. Więc kolejna nieprzemyślana decyzja, bo jak inaczej to nazwać. Owszem, miałoby to ręce i nogi, gdyby chcieć choć raz posłuchać nauczycieli i zadecydować, że w polskiej szkole klasy odtąd będą co najwyżej dwudziestosobowe, wtedy ewentualnie można byłoby się w nich uczyć i bawić. Zgoda, trzeba byłoby przy okazji sypnąć niezłą kasą, ale przynajmniej byłoby to z pożytkiem, no i wreszcie z głową.
A w ogóle – rządowa propozycja obniżenia do sześciu lat wieku obowiązku szkolnego dyskutowana była w taki sposób, aby jej admiratorzy mogli jedynie usłyszeć tylko to, co chcieli. Całkowicie pominięto, wręcz zlekceważono stanowisko rodziców zrzeszonych w ogólnopolskiej akcji Ratujmy maluchy, którzy zasadnie przekonywali, że przedszkole jest znacznie lepszym miejscem dla rozwoju sześciolatków niż nieprzygotowane do ich przyjęcia szkoły. I co? Ano nic! Oświatowych nowatorów nie przekonały także liczne sondaże, które wskazywały nawet i 80-procentowe poparcie dla pozostawienia sześciolatków w przedszkolach. Źle się dzieje w państwie duńskim – powiedziałby szekspirowski bohater, widząc, że władza ludzi uszczęśliwia wbrew ich woli. Zaraz, zaraz, czy tego nie tak w końcu dawno, nie nazywano czasami manipulacją?
I na koniec tych oświatowych nowinek, jak powiedziałby znany współczesny klasyk – istna kaskada nonsensu. W szkołach niebawem też nie będzie już tzw. godzin dyrektorskich, które zwykle dokładano do realizacji tygodniowego planu zajęć języka polskiego czy matematyki, a więc przedmiotów, które stanowiły, stanowią i zawsze stanowić będą największą szkolną mordęgę zarówno dla Jaśka, jak i jego nauczycieli, i co choć trochę łagodziło tę edukacyjną mizerię. Będę się przy tym upierał i jakby co, każdemu potrafię udowodnić swoje racje! O co więc ta cała batalia, czy aby nie chodzi o równanie w dół, do przeciętniactwa? Jeżeli tak, to beze mnie, trzeba chyba zacząć myśleć o emeryturze. Szkoda byłoby mi jednak tych dzieciaków, bo cóż one są winne.
                          

Bogdan Urbanek 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do