
Włosi, bo to w końcu ich maksyma, tak mówią o mało znaczącej czy może – istotnej, reszcie towarzystwa bądź wszystkich pozostałych. Niechaj więc i o tym dziś będzie w moich felietonowych zapiskach z tą tylko różnicą, że bez tytułowego lekceważącego podtekstu. Bo i nie łudźmy się, że od jakiegoś czasu wszyscy mają po równo, tak nie było, nie jest i nigdy nie będzie, choć każdy przecie ma swoje oczekiwania, ambicje czy aspiracje. Gdy w telewizorze usłyszałem niedawno, że oto średnia pensja rodaków zbliża się już do trzech i pół tysiąca złotych, pomyślałem – ciekawe kto tu kogo... i tak dalej. Ale i zaraz rozdzwonił się mój prywatno - redakcyjny telefon, czego się nawet spodziewałem. W końcu warsztatem felietonisty jest szeroko rozumiane życie, a jego efektem – subiektywny, lekki, krytyczno-obyczajowy tekst, jako i ten, tak myślę. No więc usłyszałem, że ta średnia płaca to lipa i że mam o tym napisać. To i piszę, ale zastrzegam, że statystyka rządzi się swoimi prawami, co znaczy, że gdy Kowalski zarabia pięć tysięcy a ja zaledwie dwa, to statystycznie (średnio) – obaj mamy po trzy i pół, jako jest i w całym kraju. Proste? Albo gdy Jasiek ma dwie kochanki a ja, niestety, żadnej, to dla badaczy ogólnej społecznej szczęśliwości – i tak mamy po jednej, czyli choćbym nie chciał to muszę, co może i dobrze.
Narzekamy, ale lubimy statystykę. Pod koniec roku szkolnego każdy belfer żmudnie liczy – jak też mu średnio klasa zapracowała, prymus prymusem, ale i tak średnia najważniejsza. Nie zliczę gdzie to ja już nie wyczytałem, a i sam gdzie tylko mogłem pisałem i gardłowałem, że kompetencyjne sprawdziany po podstawówce nawet się w takiej formie psu na budę nie zdadzą, ale oświatowe władze każdego szczebla, takoż i naszego miejskiego, ranking sobie na tym egzaminacyjnym knocie układają, a jakże. Inna z kolei władza chwali się ileż to wytargowała euro, ale koniecznie na głowę mieszkańca, by choć w tym zakasować sąsiadów, jakby to cokolwiek zmieniło. Nic to nie da, dość porównać stan ichnich i naszych ulic, wystarczy? W regionalnym dzienniku wyczytałem nie tak dawno, że ich gazeta jest (chyba) niezła, bo sięga po nią taki to a taki procent czytelników, oczywiście średnio. Skoro tak chcą niech i tak będzie, przy czym nie będę złośliwy i nie podam naszych redakcyjnych statystyk. Gorzej jednak, gdy średnio znaczy przeciętnie i gdy owa przeciętność, by nie powiedzieć – średniactwo, zaczyna wyznaczać pewien wzorzec zachowania czy nawet postępowania. Znaczy wtedy, że średnio to owszem dobrze, a cała reszta, choćby nie wiadomo jak wybijała się poza tę mizerię, czyli przeciętność – e tutti quanti... Tak w działaniu jak i w myśleniu, wiec nie podskakuj, myśl statystycznie, bądź pokorny, nie wychylaj się i takie tam różne.
Nasza kolejowa informacja jest przynajmniej szczera co do swoistego rozumienia tego włoskiego powiedzonka. Telefon nr 94-36 nadal rzadko kiedy się nam odzywa, ale gdy zdenerwowani zaczynamy dochodzić swoich, było nie było, konsumenckich praw czasami usłyszymy, że, cyt. najpierw muszę obsłużyć ludzi przy okienku... Widać więc, że ci telefoniczni to właśnie tutti quanti, znaczy – mało istotna reszta i niech cierpliwie czekają. Nawet gdy przed informacyjnym okienkiem pusto, to i tak telefoniczny tutti tego nie widzi, proste? Oczywiście! Więc jest jak jest, a co im tam! Też niezły horror gdy przyjdzie nam się telefonicznie zarejestrować do lekarza specjalisty, co to czasami raz w miesiącu zjedzie tu do nas z diagnozą lub poradami. Telefonicznie niby od ósmej, ale to niby, bo gdy jakimś cudem dodzwonimy się tam, powiedzmy, po 10 minutach dowiadujemy się na ogół, że ... już nie ma miejsc. Jak oni to zrobili i kiedy? Nie ma cudów – tu też muszą być równi i równiejsi, jak wszędzie. No a piłkarze? Czy oni nie sprawili, że nasze sny o ich europejskiej potędze okazały się li tylko złudna mrzonką? Czy jako kibice jesteśmy tylko byle jaką resztą europejskiego towarzystwa? Spokojnie, to nie to samo. Bo zanim o oczekiwaniach czy nawet możliwościach, to wpierw trzeba przeszacować umiejętności, ano właśnie!
Jak więc jest w społecznej praktyce z tym e tutti quanti, czy rzeczywiście powinni być równi i równiejsi, czy wszystkim po równo, jak w końcu być powinno? To proste – każdemu nie wedle możliwości, bo to już było, niech kondycję wszelaką wyznaczają umiejętności, bo na to już wreszcie czas. Bo niechaj by nawet było ich tylko dwóch, to nie ma jednakowych nauczycieli, urzędników, dyrektorów, burmistrzów etc. a co dopiero, gdy są ich setki, tysiące... Ale jak nagrodzić umiejętności? To też proste, samemu trzeba się wznieść ponad przeciętność i dostrzec wreszcie to, co wszyscy widzą i to od dawna. Tylko warunek – zabrać się za owo naprawianie czy może raczej ulepszanie na ogół byle jakiej rzeczywistości samemu, bez doradców. Wtedy może i oni wreszcie staną się e tutti quanti. Niczego oczywiście nie sugeruję, jak to w felietonie, zresztą każdy i tak wie jak to zrobić, prawda...
Bogdan Urbanek
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie