
Felieton ukazał się w 586 wydaniu tygodnika Temat 29 września 2011
Uczciwie i szczerze przyznać się muszę, że wszelkie sprawy, które z polityką są związane, jakoś nieszczególnie mnie interesują. Co prawda kiedyś próbowałam się w ten temat wgłębić, ale okazało się, że jednak zbyt nerwowa jestem i próby zrozumienia tych wszystkich zawiłości po jakimś czasie porzuciłam i bez czynników stresogennych wieść spokojny żywot postanowiłam. I o ile kwestie polityczne staram się omijać z daleka, o tyle zagadnienia z zakresu estetyki wizualnej już takie obojętne mi nie są. A że wybory coraz bliżej, to i "wystrój" miasta ulega przemianom i spokój, co wrażliwszych mieszkańców, zakłóca. Tu plakat, tam bilbord a w skrzynce garść ulotek, przez które przegrzebać się musimy, aby naszą korespondencję wśród tych kolorowych kartek odnaleźć. Choć pewnie i tak na boom plakatowy przyjdzie nam jeszcze, na szczęście, poczekać, to już teraz z każdej strony stosowne zdjęcia kandydatów i hasła gigantyczną czcionką pisane oczy mieszkańców cieszą (?). Ekspertem w sprawach związanych z prowadzeniem takich kampanii nie jestem, ale uważam, że istnieją inne i skuteczniejsze bardziej sposoby, aby uwagę wyborców przyciągnąć i ich poparcie uzyskać. Bo tyle pieniędzy na słupach i budynkach wisi, które z pożytkiem dla elektoratu można by było wykorzystać. I zamiast wydawać zawrotne kwoty na plakaty, ulotki i inną propagandę, na wiele ciekawszych rzeczy można je przeznaczyć. A to plac zabaw jakiś odnowić, drogę jakąś poprawić, pomoce naukowe do szkół zakupić czy ciepłe, darmowe posiłki dzieciom w szkołach zapewnić. Los zwierząt w schronisku też wielu osobom nie jest obojętny, a pomoc jakakolwiek zawsze jest potrzebna. I korzyści dla społeczeństwa większe, miasto takie pooblepiane by nie było, a i wyborcy przychylniejszym okiem na pewno by na takiego kandydata spojrzeli. Wszak czyny a nie słowa od wieków bardziej do ludzi przemawiały. Zamiast hasła (wizją lepszej przyszłości) nas wabiące może jednak lepiej na teraźniejszości się skupić i nie sloganami a działaniem konkretnym o głosy wyborców powalczyć. A ulotki takie tylko potem na chodnikach lub w piecach (co bardziej rezolutnych mieszkańców) przecież zalegają. Plakaty zmokłe i poobdzierane, które oblicza kandydatów z dorysowanymi (przez młodzież znudzoną i rozrywek wszędzie szukającą) wąsami czy rogami, od płotów odpadają i szlaki nasze polbrukowe, niczym dywan czerwony, przechodniom wyściełają. Pół biedy, gdyby kandydaci to powyborcze pobojowisko jeszcze po sobie od razu uprzątali i zamiast świętować zwycięstwo lub przeżuwać porażkę, rękawy podwinęli, szuflę i miotłę w biegu chwycili i o czyste ulice naszego miasta również powalczyli. Papier, co prawda szybciej niż porzucona gdzieś w lesie plastikowa butelka, się rozkłada, ale niestety i tak dużo więcej czasu niż tydzień ten proces zwyczajowo zajmuje. A i wyborcy, którzy sytuacje z lat poprzednich zapewne też doskonale pamiętają, przy plakacie takim z zaciekawieniem raczej się zatrzymać nie będą czuli potrzeby, a jedynie w duchu zaklną na myśl samą, że po deszczu na tym właśnie plakacie mogą się poślizgnąć i nogę sobie złamać. Ale sterty, mniejszych lub większych, papierzysk i tak na ulicach wkrótce nam zalegną, gigantyczne plakaty co ładniejsze elewacje budynków pewnie nam pozakrywają i autobusami obklejonymi też przyjdzie mieszkańcom się przemieszczać. I jedynie na koniec tej ulicznej wyklejanki z nadzieją będę czekać, że tym razem może ktoś pomyśli, że świat w dniu wyborów jednak się nie kończy i te swoje "kolarze" uprzątnąć też wypada.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie