
Nie da się ukryć, że w przeciągu jakichś ostatnich dwudziestu lat zwyczaj pisania listów, jakoś tak nam wymarł. A to wszystko dlatego, że mądrzy ludzie postanowili nam życie znacznie ułatwić, postęp cywilizacyjny przyśpieszyć i czas na wystawanie przy skrzynce na listy znacznie ukrócić, co byśmy mogli go znacznie lepiej spożytkować. Najpierw pojawiły się telefony stacjonarne w prawie każdym domu, potem przyszedł czas na telefony bez kabla, za to z pokaźną antenką, najpierw te urywające kieszenie w spodniach czy przyczyniające się do zerwania paska damskiej torebki - bo przecież mało to to nie ważyło. A później to już takie nam cuda z kolorowymi wyświetlaczami, polifonią, aparatem i tosterem w telefonach pod nos popodsuwali, że teraz o napisaniu listu nie ma co marzyć - no bo przecież długopis w trybie T9 słów nam nie wykrywa, uśmieszki jakoś tak koślawo na papierze się szczerzą, a tu jeszcze na pocztę trzeba lecieć, no bez sensu to wszystko jakieś takie.
Ale co tam telefony, jak nam tu zaraz pod nos Internet podsunęli! Teraz portale społecznościowe czy jakieś komunikatory co chwilę trzeba sprawdzać, więc kto by tam myślał, żeby do skrzynki na listy zaglądać. A jak się zajrzy to albo reklamy, albo rachunki... albo jeszcze coś gorszego. Ot na przykład takie zdjęcie, na którym widać jak w skupieniu, kurczowo ściskając kierownicę, bawimy się w króla szos i przy okazji trochę tam prędkość przekraczamy. A tu od razu jakieś wezwania, mandaty i ciągnięcie kasy, co by dziurę budżetową naszym kosztem połatać. A to wszystko przez te przeklęte fotoradary, no bo kto to widział, żeby na niewinnych kierowców polować! No zwyczajny skandal! A mi tam nie żal, że takimi delikwentami ktoś sobie taką czy inną dziurę w portfelu załata. Wiadomo, nikt płacić nie lubi, ale przecież każdy, kto choć trochę na zasadach panujących na drogach się zna, to coś kojarzy, że za darmo fotek nam nikt nie trzaska. I choć pewnie zaraz się połowie społeczeństwa narażę, to powiem, że jak dla mnie to fotoradar mógłby i co 5 metrów sobie na drodze kwitnąć. Nie ma co tupać nerwowo, jakby ktoś nam ulubiona zabawkę zabrał i przekleństwami na prawo i lewo szastać.
A no bo przecież każdy, kto postanowił sobie „prawko” zafundować, doskonale wiedział, na co sam się pisze. Wykłady były? Były. Przepisów uczyli? Uczyli. Kodeks drogowy zna? Ano zna. No to niech przestrzega i po problemie! No z której by tu strony na to nie spojrzeć to i tak nam logicznie wychodzi, że decydując się na prawo jazdy i do egzaminu przystępując zasady znamy i, chcąc czy nie, musimy się na nie godzić, jeśli chcemy się wygodnie i niezależnie z punktu A do punku B przemieszczać. No niby proste, a okazuje się, że w praktyce to niekoniecznie... A bo to by się chciało szybciej, wiatr we włosach poczuć, muchę w zębach zemleć i głupimi przepisami się co najwyżej podetrzeć. A że władza okrutna potrzeby takiej wolności nie rozumie i za wybryki każe płacić, to tylko po to, co by prawemu obywatelowi dopiec i zabawę popsuć. No niestety, ale już ładny kawał czasu temu ktoś sobie tak sprytnie to wymyślił, że za nieprzestrzeganie warunków umowy kary trzeba płacić. A głosy oburzenia słychać tylko od tych, którzy regularnie „obowiązkową” fotkę sobie zafundują i przy okazji realne zagrożenie na drodze stwarzają. I choćbym całe swoje pokłady empatii spróbowała zebrać to i tak, no cholera, nie żal mi delikwenta. Bo osobiście niekoniecznie bym chciała, żeby kolekcjoner fotek zamiast wnioski na przyszłość wyciągnąć, to mnie na jakiejś drodze staranował.
A jak się maszyna upamiętniająca wybryki „wiecznie spóźnionych” kierowców nie podoba, to prawo jazdy wyrzucić, rower odkurzyć, buty wygodne do spacerowania sobie sprawić i przepisami głupimi już się nie przejmować.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie