
Jak powszechnie wiadomo, każda kobieta jest inna, ma swoje nawyki, zwyczaje i upodobania. Ale wszystkie niewiasty niezaprzeczalnie łączy jedno. Każda była, jest albo, prędzej czy później, na jakiejś diecie będzie. No chyba, że ta podstępna matka natura w drodze losowania tajemnego obdarzyła jakąś pannę niesamowitą zdolnością do pochłaniania jedzenia w ilościach hurtowych, co w żadnym stopniu nie wpływa na niezmienną możliwość wciśnięcia się w najmniejszy dostępny na rynku rozmiar odzieży (a chyba każda z nas taką znajomą posiada, której na przemian nienawidzi i zazdrości). Ale jeżeli ten podły i niesprawiedliwy los jednak poskąpił nam zdolności do dematerializowania wszelkiego rodzaju pokarmów, po których konsumpcji na biodrach nie ma nawet najmniejszego śladu, to w końcu przychodzi dzień, w którym kobieta patrząc w lustro krzywi się, grymasi, sytuację kryzysową całemu światu (lub chociaż domownikom) ogłasza i z niechęcią decyzję o rozpoczęciu działań antytuczeniowych z westchnieniem podejmuje. I pół biedy, kiedy dieta taka w zaciszu domowym może sobie spokojnie przebiegać i żadne pokusy z zewnątrz do zawodniczki nie mają jak docierać. I o ile w domu odchudzać się można pomyślnie i w miarę bezboleśnie, o tyle wyjście ze znajomymi może skończyć się katastrofą i sabotażem ze strony żołądka, który po wejściu w tajemne układy z oczami, (które to po obejrzeniu menu) razem kusza i namawiają do występków niecnych i walkę utrudniają. Bo w Szczecinku naszym kobieta na diecie do barów chodzić nie powinna z tego względu, że żadnego lokalu dla pań na diecie jeszcze u nas nie wymyślono. Co prawda da się jakąś sałatkę zawsze z listy wygrzebać, ale przecież głupio tak w zielsku jakimś widelcem dłubać, kiedy wszyscy w około pizzę czy inne kebaby z rozanieloną miną na naszych oczach pochłaniają. Ale jak już decyzja o wyjściu takim zapadła, to na wysokości zadania trzeba dzielnie stanąć i jakoś w sytuacji się odnaleźć, żeby nas towarzystwo ironicznym spojrzeniem, które to współczucie głębokie przy okazji wyraża, co chwilę nie raczyło. A że tok myślenia płci ładniejszej jest zawiły bardzo i do wyszukiwania kompromisów skory, zwłaszcza, jeśli rozwiązanie na korzyść naszą przemawia, to w głowie takiej, pod burzą włosów trybiki zaczynają pracować i usprawiedliwień najrozsądniejszych szukają. No bo przecież ten trunek, który tradycyjnie wszyscy przy spotkaniach towarzyskich chętnie popijają, to z roślinki jakiejś przecież jest robiony! A że roślinka, trochę wody i drożdży to zdrowe przecież takie, bo i witaminy pewnie jakieś zawiera, wodę wszyscy dietetycy pić każą, bo organizm podobno oczyszcza a i już nasze prababki wiedzę o zbawiennym działaniu drożdży na cerę i włosy ogromną posiadały. A po kilku szklaneczkach tego trunku złocistego i humor już lepszy i sumienie czyste. A w nagrodę za dzielność i wytrwałość naszą, talerz z różnymi przysmakami zakazanymi przed nami wyląduje.
Bo moje drogie panie, męczyć to my się w zaciszu domowym możemy i bez świadków najlepiej walkę z łakomstwem prowadzić. A jak już na wyjście towarzyskie się decydujemy i umowną godzinę w łazience na przygotowaniach spędzamy, to idźmy już za ciosem i do końca wieczór na zabawach i swawolach spędźmy. Najwyżej dnia następnego dla spokoju sumienia i w ramach pokuty kilka skłonów i przysiadów więcej trzeba będzie zrobić. Bo jak to niejaka Lidia Jasińska w jednej ze swych książek kiedyś mądrze napisała:, "Jeśli już musimy pokutować, to przynajmniej grzeszmy"·
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!