
Jako, że sezon urlopowy od dłuższego już czasu w najlepsze sobie trwa, (chociaż pogoda ostatnio wcale na to jednak nie wskazuje) to i w naszym mieście wczasowiczów wszelkiego pochodzenia i narodowości również nie brakuje. I nie ma co się dziwić, bo i okolice ładne i jezior kilka w około a i atrakcje ciekawe też można sobie wyszukać. Ale wczasy wczasami, atrakcje atrakcjami a przyjezdni też czasem w celu nabycia produktów podstawowych do sklepu udać się muszą. I w jednym z takich przybytków, do którego po zakupy dnia codziennego się udałam, na małżeństwo, co to do nas zza zachodniej granicy przybyło, przed sobą w kolejce natrafiłam. I niby nic nadzwyczajnego, bo oni też muszą niekiedy do sklepu osiedlowego zawitać. Ale że od lat (co najmniej osiemdziesięciu) porozumienie polsko-niemieckie zawsze jakichś problemów nam przysparza, to i tym razem bez konfliktów obyć się nie mogło. A punktem zapalnym, który to oburzenie wielkie u sąsiadów naszych wywołał, był fakt, że pani leciwa już i do emerytury za kasą sobie dorabiająca językiem obcym żadnym władać nie potrafi, bo i nigdy zapewne umiejętności takie nie były jej potrzebne. A państwo, kiedy już swoje w kolejce odstali, potrzebę silną poczuli, aby na temat produktów, które to na ladę wyłożyli, wywiad szczegółowy przeprowadzić. I w języku swoim narodowym panią kasjerkę pytaniami zaczęli zasypywać. A kiedy to efektu żadnego nie przyniosło na dialog po angielsku spróbowali się przerzucić i od nowa swoje wywody w kierunku ekspedientki snuć. A że po minie było widać, że leciwa staruszka niewiele więcej i w tym języku rozumie (a ja swego czasu nauki stosowne pobierałam) to z propozycją tłumaczenia już chciałam się zgłosić, kiedy to do uszu moich obelga doleciała, która to przez klientów zagranicznych w stronę pani kasjerki została wystosowana a informację o, delikatnie mówiąc, niekompetencji obsługi niosła. Ja z natury niewiastą spokojną i bezkonfliktową jestem, ale gdy w mojej obecności ktoś starszą osobę obraża i to w sposób podstępny, bo dla obrażanej niezrozumiały, to z boku temu przyglądać się nie mogę. I w myślach gramatykę obcą szybko sobie powtórzyłam i w sposób jak najbardziej poprawny w tymże języku państwu swoje niezadowolenie z ich zachowania wyłożyłam. Bo skoro pani ekspedientka z kraju swojego się nie rusza i za granicą do nikogo roszczeń odnośnie znajomości jej języka rodzimego nie wysnuwa, została przez nich wyzwiskiem (rodem z przedszkola) obrzucona, a oni do kraju obcego postanowili zawitać, ale słów podstawowych w języku naszym urzędowym nie potrafią wypowiedzieć, to jakim epitetem sami siebie powinni określać? I tym stwierdzeniem trzecią wojnę światową prawie rozpętałam, bo słowa niewybredne teraz i pod moim adresem zaczęły być kierowane. Po czym klienci szanowni produkty wszystkie przy kasie porzucili i nie oglądając się za siebie ze sklepu wymaszerowali.
Generalizować nie chcę, bo kilku obcokrajowców w mieście naszym już dane było mi spotkać, a z niejednymi pogawędki sobie miłe również urządzałam, żeby umiejętności swoje przy okazji podszlifować. Ale gdy z zachowaniem takim, niezależnie od tego, w jakim języku i przez kogo prezentowanym, przychodzi mi mieć do czynienia to spokojnie na to patrzeć nie mogę a i nikogo, kto sam bronić się nie może, obrażać nie pozwolę. Bo to nie o narodowość i sprawy z zeszłego stulecia, ale o kulturę osobistą i szacunek dla starszych chodzi. A na to zawsze będę wyczulona.
Marzena Góra
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie