
Ilekroć zbliża się to święto, mam ochotę gdzieś się schować. Zaledwie parę dni temu trzeba było stoczyć wewnętrzną walkę, czy może zjeść kolację przy świecącym się w ciemności pomarańczowym warzywie, czy może zostać przy starej tradycji, a już znowu trzeba wybierać. Czy wyjść na ulicę z przypiętym do płaszcza „designerskim” kotylionem? A może wystarczy biało-czerwona wstążeczka? Wystrzelić fajerwerki? Upiec tort? Otworzyć szampana? A może spędzić ten dzień z rodziną? Pójść na melancholijny, jesienny spacer albo na bieg, a potem na koncert? A może zamiast tego wysłuchać wystąpienia któregoś z zatroskanych o stan kraju polityka lub przyłączyć się do jakiejś demonstracji? Naprawdę, w samym tylko dniu 11 listopada od nagromadzenia i przemieszania świątecznych, niepodległościowych symboli może rozboleć głowa. I jak tutaj nie zwariować?
Zapatrzeni w wielką bogoojczyźnianą retorykę, obsesyjnie popadającą we wszelkie możliwe skrajności, swoich - polskich świąt nie potrafimy świętować. Takich podziałów, gdzie każdy z osobna w zupełnie inny sposób utożsamia się z wszechobecnym w tym dniu pojęciem patriotyzmu, chyba próżno szukać w innych miejscach świata. Każdy ma swoją rację. A wszelkie próby zjednoczenia z niewytłumaczalnych powodów zawsze kończą się tak samo: jeszcze głębszym rozbiciem i jeszcze silniejszym wybuchem nienawiści.
Od kilku lat trwa moda, aby temu, zdaniem niektórych, mało wyrazistemu dniu nadać jakiś charakter. Nieważne co - ma być wesoło, kolorowo i fajnie. Słowem eklektycznie. W samym tylko niespełna 40-tysięcznym Szczecinku pomysłów na spędzenie tego czasu jest wiele. Swoje propozycje wysunęli rekonstruktorzy średniowiecza, poeci, artyści, politycy, samorządowcy czy szczecineckie parafie. Spragnionych spędzenia radosnego czasu pewnie nie zabraknie. Choć i oni z pewnością nie wyzbędą się krepującego beztroskie chwile nastroju, który jak cień będzie przypominał o jakiejś bliżej niesprecyzowanej i w sumie obcej, złowieszczo brzmiącej - tradycji patriotycznej cnoty.
I tak, nie rozumiejąc w większości, o co w tym wszystkim chodzi, parę dni po uprzątnięciu sprzed domów ołtarzyków z dyni i na kilka tygodni przed wysłaniem walentynki, pod pomnikiem Piłsudskiego wszyscy znów poczujemy się patriotami. Tego jednego dnia, no bo przecież nie codziennie, będziemy czuli, jak dobrze, komfortowo i ze spokojem o przyszłość, mieszka się w naszej Małej Ojczyźnie i w Polsce; że po tamtych stu dwudziestu trzech latach niewoli nie podzielą nas żadne konflikty czy tragedie; i że jeśli chodzi o dobro naszych ojczyzn - tej małej i dużej - zawsze to prawda będzie najważniejsza.
To niebywałe, ale my wciąż do patriotyzmu nie dorośliśmy. Najchętniej chodzilibyśmy bez przerwy w jakimś, nie pozwalającym na rozpoznanie Polaka, przebraniu. Lubimy być Irlandczykami, Włochami, Francuzami czy Amerykanami. Kultura chińska, japońska czy indyjska fascynuje nas bardziej niż polska. Już w szkołach, masowo diagnozując dysleksję, kręcimy „lip dub-y” albo organizujemy „flash moby”. Z drugiej strony lubujemy się w rozpamiętywaniu. Szczycimy się wydumanymi sukcesami przeszłości i teraźniejszości, ale zachowując wymowne milczenie, wstydzimy się siebie z czasów, w których pojęcie patriotyzmu miało barwę nieco inną od dzisiejszej. Bez zagłębiania się w szczegóły oceniamy. Reagujemy szybko i emocjonalnie. Przez cały czas się uczymy. Szukamy.
Można odnieść wrażenie, że nasz patriotyzm jest jak biało-czerwona wstążeczka, którą każdy 11 listopada po uczestnictwie w uroczystej Mszy św. w intencji Ojczyzny z dumą przypina sobie obok serca.
Tego, kiedy odpadnie - niezauważona, nie sposób przewidzieć. Że się zgubi? W przyszłym roku, o tej samej porze przypnie się przecież nową.
Czy ktoś tego chce, czy nie, kolejny dzień, w którym w świątecznej oprawie nastąpi zderzenie zupełnie różnych znaczeń i sensów, nadejdzie nieuchronnie. Rzeczywistość pokazuje, że wszystkich stereotypowych symboli, wyrażeń i zachowań, które zawładnęły tym świętem, a wraz z nim - ludźmi, raczej nie da się uniknąć. Najrozsądniejsze w tym całym pomieszanym: niepodległościowo-refleksyjno-zabawowo-demonstracyjnym święcie wydaje się więc chyba zachowanie dystansu. Do nas samych i do pusto brzmiących sloganów.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie