
felieton ukazał się 8 stycznia w tygodniku Temat
Święta, święta i po świętach – jak to powiadają. Nie o sam fakt dni znamienitych tu się jednak rozchodzi, ale i o wspomnienie ich, które winno być pozytywnym. Zagaiłem więc sąsiadkę, a ona do mnie „Ech, te święta, ech... ”, a rzekła to miną skwaszoną, jakby nie tradycyjny kompot z suszu, ale ocet jakiś wypiła. „Panie Zenek, tyle przygotowań..., starań i... nic!”.
Hmmm, postanowiłem temat podrążyć, by zidentyfikować problem, a sąsiadce jakoś pomóc wspomnienia ocieplić. Sąsiadka bowiem, zgodnie z tradycją, domostwo swe wysprzątała, choinkę ustroiła (grosza na nowe świecidełka nie żałując), karpia życia pozbawiła, uszka zgrabne ulepiła i barszcz ugotowała. A ile przy tym do sklepów się nabiegała, zanim dwanaście potraw było gotowych, to słów brak. „I wszystko tak pięknie było, ...no prawie. Czekałam, czekałam... Widzi Pan, czekałam, a jednak jego mi zabrakło” – rzekła zasmucona. Boże, pomyślałem w popłochu, kto się nie zjawił? W mylnym błędzie je każden, co myśli, że chodziło o Gwiazdora przybycie, albo członka rodziny. Bynajmniej, ona na biały, puszysty śnieżek czekała. Bez niego jakie mogą być święta, nastroju za grosz – wyjaśniła.
Faktycznie śniegu nie było, ale co do nastroju to się nie zgodzę, wszak gdzie by się człek nie ruszył tradycyjne pieśni, lampki i ozdoby nas otaczały. Na rynku choinka swą wielkością i świecidełkami zachwycała, ulice ozdobione cudnie też były, orkiestra dęta kolędy różne wygrywała. W same święta z niebios nieco sypnęło, ale zaledwie ciut, więc o bałwankach, sankach, śnieżkach, kuligu trza było zapomnieć. No i jak tu nie narzekać?
Na szczęście stary rok się sprężył i jeszcze mrozem kilkustopniowym zdążył nas uraczyć, a i puchu nieco spuścił na miasto. Ach, można było odetchnąć. Cóż za nastrój! W końcu można było samochodu szyby zamarznięte oskrobać, a i niejeden kluczyk do auta zapalniczką mógł podgrzać, co by drzwi otworzyć. Padały akumulatory, ludzie się ślizgali, gdzieś pękła rura...
No i od razu poczuło się to coś. Ale, dogódź Panie ludziom! Ledwo po dwóch dniach zewsząd się dało słyszeć narzekania, że do kitu z tym śniegiem i mrozem... Ludu głosu usłuchał Sylwester, w który to dzień przyszło ocieplenie wraz z niewielkim deszczem. Zmotoryzowani sąsiedzi odetchnęli z ulgą, a narzekać zaczęły ich dzieciaki, bo użytku z otrzymanych w prezencie nart, łyżew i sanków zrobić nadal nie mogły. Co u mnie natenczas? Jakie me, zenkowe stanowisko w sprawach powyższych? Choć z natury marudny jestem, to fason trzymam, dlategóż i wychodząc na przeciw, powody do narzekania też mam. I to nie jeden. Po pierwsze, z nadejściem Nowego Roku starszym się o rok stałem, a i moje autko postarzało się też. Po drugie, na tym lichym śnieżku boleściwie glebę zaliczyłem (cóż jednak, jak mawiał klasyk: sorry, taki mamy klimat).
No i na tym utyskiwania bym zakończył. Nowy Rok to i dobra moc. W 2015 moje stypendium z ZUS-u podskoczy o jakieś 30 zetów z haczykiem, a to grosz niemały. Jeśli ceny benzyny pójdą jeszcze w dół, to stać mnie będzie... i kto wie, może se latem skoczę nad morze.
Wracając jednak do kwestii śniegu, czyż zastanawiające nie jest, że w tylu częściach świata nigdy te dni białe nie są, a jednak ludzie świętują Boże Narodzenie i radują się na Nowy Rok.
Życzmy więc sobie, Kochani pogody ducha i radości, a nie aury pod nasze dyktando zmiany. Wszystkiego dobrego!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie