
Felieton ukazał się już 5 lipca w tygodniku Temat
No i było tak jak co roku o tej porze, czyli jak zwykle. Wszędzie pełno dzieciaczków i młodzieży, odświętne stroje, symboliczne kwiatki mniejsze i większe i radosny pełen werwy marsz w kierunku szkoły. A po upływie godziny z hakiem już bez kwiatów, ale z cenzurkami w dłoni one, czyli przyszłość narodu, odbywały marsz jeszcze radośniejszy (wszak już zaczęły się wakacje), w kierunku domowych pieleszy.
I jak co roku można podzielić uczniów w tym dniu na trzy kategorie. Pierwsza to ci co otrzymali świadectwa z czerwonym paskiem i radosne są. Druga to z kolei ci, co paska nie otrzymali, ale są zadowoleni, bo promocje do klasy następnej otrzymali. Trzecia to uczniowie co i owszem świadectwa też łotrzymali, ale przez oceny jakie na nich widnieją (a przeważnie są one niesprawiedliwe) zyskują miano spadochroniarzy i od września powtarzać klasę niestety będą.
Rodziców uczniów też można na kategorie podzielić. Pierwsza to ci od paska czerwonego i tu sprawa jest prosta - oni znaczy się rodzice pęcznieją z dumy, że tak zdolne i pracowite pociechy mają. Druga kategoria dzieli się na dwie grupy. Grupa "A" to ci, których dzieci paska nie otrzymały, ale trójek i czwórek na cenzurce jest więcej niż dwójek, no i oni są w miarę zadowoleni. W grupie "B" są ci rodziciele, których pociechy nie dość, że paska na świadectwie nie mają, to na dodatek ilość dwój wyraźnie góruje nad innymi ocenami. Te rodzice często z nerw wychodzą i swą pociechę nagradzają osobiście paskiem, tyle że skórzanym, który ląduje na tylnej części ciała ich potomka.
Ale ponieważ dziecko składa solenną obietnicę, że weźmie się solidnie do nauki, a zaległe lektury przeczyta jeszcze w wakacje, to ich rodzice do równowagi nerwów wracają i po kilku dniach też są zadowolone. Zgoła inaczej sprawa ma się z trzecią kategoriom rodziców czyli tych, których pociechy promocji do klasy następnej nie otrzymały i od września klasę powtarzać będą. Oni, znaczy się rodziciele, onych znaczy się spadochroniarzy, najczęściej nerwy tracą całkiem i oprócz działań cielesnych (paskiem w dolną część pleców) wymyślają przeróżniste kary. Najczęściej są to wszelkiego rodzaju szlabany. Na ten przykład szlaban na planowany wyjazd na biwak, szlaban na spotkania z kumplami, że o szlabanie na kieszonkowe to ja już nawet nie wspomnę. Do tego dochodzą jeszcze nakazy. Na ten przykład strzyżenie trawnika, ślęczenie nad książkami w celu zgłębienia wiedzy tajemnej bo nieopanowanej, no i poważne rozmowy w temacie - zgubnych skutków nieuctwa na całe przyszłe życie.
A ja jako stary praktyk (dwukrotny spadochroniarz) powiem wam tak. Rodzice kategorii trzeciej nie idźta tą drogą. Oni już zostali wystarczająco ukarani, nie otrzymując promocji do klasy następnej i oni o tym rychło się przekonają, bo już we wrześniu ich nowi koledzy się o to postarają.
Więc nie męczcie swych dzieci zakazami i wszelkiego rodzaju nakazami i swego zdrowia psychicznego nie rujnujcie. Warto abyście zwrócili też uwagę na to, że powtarzanie klasy może wyjść waszej latorośli na dobre. Wszak jeszcze raz będzie przerabiał ten sam materiał, to i zgłębić go bardziej bo dogłębnie będzie miał możliwość, a i utrwalić, a przecie w gruncie rzeczy to o wiedzę w tym wszystkim chodzi. I na koniec do rodziców- kibiców. Bo jeśli odpuścili naszym piłkarzom to, że nie wyszli z grupy (czyli egzaminu nie zdali) i jeszcze w nagrodę im śpiewają "nic się nie stało," to chyba powinni i to jak najbardziej odpuścić i zaśpiewać te trzy słowa swym potomkom, wszak drodzy rodzice to krew z krwi waszej.
Felieton ukazał się już 5 lipca w tygodniku Temat.
Temat. O tym co ważne
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Przeczytałem tytuł Felietonu i... zamarłem.Czyżby PT Autor chciał się rozprawić z całym, bogatym zjawiskiem społecznym spadochroniarstwa (że o sporcie nie wspomnę)?... Mamy otóż w Polsce na różnych szczeblach zarządzania wielu "spadochroniarzy", oddelegowanych do pełnienia ważnych funkcji przez zaprzyjaźnionych zwierzchników.Nie liczą się w tym wypadku kwalifikacje i kompetencje - najważniejszy jest organ delegujący, który - dodajmy - zręcznie omija obowiązek konkursu, czy choćby sprawdzenia wiedzy i doświadczenia kandydata. Bywa, że obsadzony w ten sposób "spadochroniarz" szybko wchodzi w nowe obowiązki i działa z pożytkiem dla swojej firmy, czy instytucji.Czasami jednak inaczej i wtedy, im wyższy szczebel, tym większy dramat... Całe szczęście, że Felieton dotyczy zjawiska "spadochroniarstwa" wśród uczniów. I dobrze by było na tym poprzestać.