
Przez wiele lat toczył się u nas dyskurs - kto ma rację: czy łosobnik stojący za ladą i zwany sprzedawcą, czy łosobnik stojący przed ladą i zwany klientem. Zdania w tym temacie były podzielone, a że towarów było mało, a czasami wcale ich nie było, a jak były to kiepskiej jakości, to żeby klientom to jakoś zrekompensować, wymyślono książki życzeń i zażaleń. Klient żółć na papier przelewał i wychodziło na to, że to łon rację ma, a że w kwestii towaru, to niczego nie zmieniało, bo i tak sprzedawcy racja była na wierzchu.
Tak było. Bo dzisiaj tych książek ni ma, lad w sklepach coraz mniej, a że towarów ci u nas wszędzie w bród, a nawet i więcej to przyszedł czas, że to klient wybiera i sklep, i sprzedawcę, i wychodzi na to, że jednak jego znaczy się klienta jest teraz na wierzchu i... po temacie.
A że przyroda próżni nie znosi, to mamy nowy dyskurs - kto ma pierwszeństwo na przejściach dla pieszych, czyli na pasach lub jak kto woli - zebrach. Niby powszechnie wiadomo, że pierwszeństwo ma pieszy i to nawet czasami się sprawdza, zwłaszcza, jak do pasów zbliża się auto z rejestracją łobcą np. francuską, bo staje i pieszego (sztuk raz) przepuszcza - sam widziałem. Bo nasi kierowcy uważają niestety zresztom, że tych dwunożnych to musi być stado, co by im na przejście po pasach pozwolić. A jeśli już taki pojedynczy łosobnik usiłuje na pasy wejść, to kierowca twierdzi, że to jest wtargnięcie i często dwunożnemu to uświadamia przy pomocy słów powszechnie uważanych za łobraźliwe.
Ale za sprawą naszych posłów idzie nowe i ma być tak. Na pasach pieszy ma mieć absolutne pierwszeństwo i kierowca musi go przepuścić, jak również i takiego pieszego co do pasów się dopiero zbliża. Proste, jasne i czytelne, koniec dyskusji i kropka.
Postanowiłem se to spraktykować jako kierowca. Wsiadłem, jadę i do pasów się zbliżając, przezornie zwalniam, bo widzę, że on czyli pieszy się zbliża, no to staję i ręką do przejścia po pasach go zachęcam, a on ręką do jazdy mnie zaprasza, kierowca z tyłu klaksonem mnie pogania, a ten co nadjechał z naprzeciwka wymownie w czoło się puka. Na szczęście pieszy uwierzył w szczerość mych intencji i wreszcie przeszedł.
Na innych przejściach ciut lepiej mi poszło, ale moje zatrzymywanie na widok pojedynczej osoby było przez nie traktowane z dużym niedowierzaniem, a kierowcom tym z naprzeciwka nie podobało się to wcale, o czym świadczyły ich piszczące, i to bardzo, hamulce.
Postanowiłem se to spraktykować jako pieszy. Wolno i utykając, bo nóżka lewa łostatnio mi odmawia posłuszeństwa, zgarbiony, bo kręgosłup mi dokucza, zbliżałem się przejścia oddzielającego jezdnię od parkingu. A samochody jadą. Dokuśtykałem, i se stoję i rozglądam się bezradnie, jak tu przejść, a one se jadom. Aż tu dojechał taki nieduży pojazd, światła awaryjne włączył, a przez otwarte drzwi wyskoczył gostek też siwy, pod rękie mnie ujął i po pasach przeprowadził pytając, czy czasem podwieźć gdzieś mnie nie trzeba. Ja dziękuję, on zdrowia mi życzy i pędem do auta swego zmierza, gdyż za jego autem stoi już następne, a którego kierowca nie dość że nie sobaczy i nie puka się w czoło, to ze zrozumieniem do postępku mego dobrodzieja się odniósł.
I choć panu P.P. (bo takie jego inicjały) wdzięczny jestem, to myślę że jednak ciut przesadził. No tyle, że zabrał głos w tym dyskursie o pierwszeństwie na pasach i to w sposób zdecydowany, i to bardzo. Bo jakiego prawa byśmy nie stworzyli i jakich przepisów nie wymyślili, to i tak kultura, a i uprzejmość, będą zawsze na wierzchu.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie