
felieton ukazał się w tygodniku Temat 23.10
Jesień piękna jest, to rzecz oczywista. Paleta różnistych barw liści na drzewach, klucze odlatujących ptaków i szurgot liści pod nogami. Widzę, czuję, doceniam i słów zachwytów nie szczędzę. Jednako, mimo tego dostatku estetycznych wrażeń, dopada mnie nostalgia, że o melancholii to już słowem nie wspomnę. Jak zatem w takim stanie ducha znaleźć temat na kolejny felieton?
Ważne przecie jest, by tekst był nośny, wstrząsający albo porywający. Siedzę i myślę – może skrobnąć coś o zbliżających się wyborach? Ale, z drugiej strony, po co przyspieszać tegoż tematu wywołanie. Poczekam se z tym. Przyjdzie czas... to napiszę, komu trza dowalę, nawet tytuł już mam.
Ale, ale... co teraz? Nic to, pozostaje o prozie życia mi napisać. A proza ta też barwna, a fabuły życie samo pisze oskarowe!
Zatem dnia pewnego okazuje się, że zmierza do mnie w odwiedziny rodzina z Bydgoszczy. Wewnętrzny głosik podpowiada mi, iż klawo nie będzie. Wiadomo wszak – gość w dom, to wydatki są! I nie myliłem się. Rodzina przybyła pociągiem, trza więc było, nie zważając na ceny benzyny po nich wyjechać na dworzec. Zajeżdżam więc, a oni już są. No to wiadomo cmok-cmok, uściski. Pytanie o podróż – oni mówią, że OK i... zaczęli wtenczas najazd słowny na nasz dworzec kolejowy uskuteczniać. I kpili, że taki zaniedbany, że prawie ruina, że brudno i fiołkami to on nie pachnie, a rozkład jazdy bez okularów nie do przeczytania.
O... zniewaga, krew się we mnie zagotowała. Widzita ich, wydziwiać mi tu będą! Przecie dworzec swoje lata ma, to nie dziwota, iż ciut w swej kondycji osłabł – wiadomo, jak to zabytek. Jako lokalny patriota, co by twarz zachować, snuć opowieść im począłem o tym, jak to kiedyś z nim było. Kiedyś, lat temu będzie już wiele, była i czysta cegła klinkierowa i kafelki. Był czynny bufet, bar i restauracja. Dworzec zdobiły wiszące w gazonach kwiaty i rabaty, a w holu był duży, czytelny rozkład jazdy. Dodałem też, że już niedługo to wróci i to w jeszcze lepszym wydaniu.
Oni niestety dalej se łacha z naszego zabytku ciągnęli... Wnerwiłem się i zwiedzanie miasta zarządziłem. Jak przeszli się parkiem to szczeny im opadły. A to był ino początek, ponieważ w dalszej kolejności zaserwowałem im kolejne atrakcje. Muzeum, zamek, pomost na plaży, wyciąg do nart wodnych – wolniutko obwiozłem ich po mieście. Ha, powiem krótko - padli na kolana! Na dokładkę, dnia drugiego ich w naszym mieście pobytu – zawiozłem ich na Mysią Wyspę, gdzie piekąc kiełbaski (ach te wydatki na gości) na ognisku, snułem opowieści o imprezach, jakie tu w sezonie się odbywają. No i pełen sukces – goście po raz kolejny poszli na kolana! Kpinkować przestali i uwierzyli w to, że nasz dworzec będzie piękny.
Cmok-cmok i odjechali. Niestety mnie bowiem wiara opuściła. Przeczytałem, że PKP na kasiorę unijną się załapało i chce zainwestować w nasz dworzec... A konkretnie to w nowiuśkie megafony, elektroniczne tablice z aktualnym rozkładem jazdy i monitoring, co swym zasięgiem obejmie caluśki dworzec. I bardzo dobrze, bo nie korzystać z kasy unijnej to grzech ciężki. Szkoda ino, że Unia nie dała kasiorki na wodę, mydło i parę szczotek ryżowych, co by natenczas teraźniejszy dworzec dokładnie wyszorować. Myślę też sobie tak, iż jak Polskie Koleje Państwowe dalej w takowy sposób będą w nasz dworzec inwestować, to zmienić będą musiały nazwę swoją na PKP – Powolne Katowanie Pasażerów. A ja znosić będę dalej musiał kpinkowanie nie tylko od rodziny bliższej, ale od dalszej też.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie