Reklama

Listy niepoprawne: Wczesnowiosenna depresja

11/04/2008 10:33

Paskudny ten początek wiosny, oj paskudny! Nie dość, że „deprecha” męczy –  i to nie tylko meteoropatów –  to jeszcze dowody osobiste każą zmieniać! Jak za komuny, normalnie. A niby w wolnej Polsce żyjemy. Całe szczęście, że są jeszcze u nas twardziele, co biurokrację mają za nic i łatwo starych dowodów się nie pozbędą. Mój sąsiad Zenek na przykład, należy do tej niezłomnej grupy czterystu mieszkańców naszego miasta, którzy przywiązanie do „zielonej książeczki” stawiają  wyżej, aniżeli wątpliwą radość z posiadania „plastykowego pizdryka” – jak w przypływie obywatelskiego rozgoryczenia, zwykł  określać nowy dokument tożsamości.  
   Panie Tomku – powiada – w starym dowodzie to ja miałem wszystko wypisane, jak na twarzy. I dzieci miałem, i pierwszą pracę w Płytach Wiórowych miałem, i adres stałego zamieszkania miałem,! Ba, nawet pamiątkę po świadectwie udziałowym miałem. A w tym nowym, co? Zdjęcie, nazwisko i same numery, jak w bibliotece jakiejś, cholera! 
  I ja go drodzy Państwo rozumiem. Nostalgia za dokumentem rzecz w jego wieku normalna, bo nie od

zabawkich-joke.jpg

dzisiaj wiadomo, że jak nie ma papieru, nie ma człowieka. A ten pożal się Boże „plastykowy pizdryk” to przecież żaden dowód osobisty, tylko jakiś unijny duperel z chińskiej pleksy. A Zenek cięty ostatnio na Chińczyków jak riposta! Bilet na Olimpiadę w Pekinie sprzedał, łeb na Dalajlamę ogolił i listy protestacyjne wysyła. Ba, nawet zupek chińskich już nie kupuje i z dziećmi w „Chińczyka” nie gra!
  To jednak w niczym nie zmienia faktu, że  coraz głębiej pogrąża się nieboraczek w przedwiosennym stresie. Ostatnio, dopingując moje felietonowe zmagania, omal nie przepłacił ich rozległym zawałem serca. Tak się z tych „nerw” zapomniał, że zapłacił mandat za przekroczenie prędkości na naszej obwodnicy. Jechał co prawda swoim „pancernym” rowerem, ale i tak mu pstryknęło!  I z zaskórniaków nici. A odkładał na nowy spinning, biedaczysko. Tak to już jest z tym odkładaniem. Całe życie każą człowiekowi oszczędzać. Najpierw w SKO, później w PKO, a potem nagle zdjęcie „cyk” –   i cały misterny plan – jak mawiał „Siara” Siarzewski –  w ….. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że biednego Zenka taka po tym wszystkim dopadła „deprecha”, że nawet zapowiadana podwyżka płac nauczycieli nie zrobiła na nim wrażenia. Normalnie lód!!!! Co tu zresztą gadać,  „prozac” od szwagierki ze Stanów też nie pomógł, a mówią, że większą radość sprawia niż żeń-szeń z wyborową!
   Chodzi teraz ze spuszczoną głową po osiedlu z miną, jakby go ktoś do życia podstępem nakłonił i ostentacyjnie nuci pod nosem fragment pieśni z III cz,. „Dziadów” –  „Zemsta, zemsta na wroga, z Bogiem, a choćby mimo Boga!” .  Wczoraj odgrażał się nawet, że na Świątki wyemigruje. Bo i klimat przyjaźniejszy – zwłaszcza dla inwestorów – i fotoradarów „czarni rycerze” ustawiać tam nie mogą. Jak tak dalej pójdzie, to Zenek rzeczywiście osłabi nam demograficzny potencjał naszego miasta. Sprawa jest naprawdę poważna, bo mój sąsiad nawet po szczecineckich knajpach przestał chodzić. Raz co prawda udał się był w celach terapeutycznych do jednego ze szczecineckich lokali, ale wypłoszył go stamtąd pewien jegomość z fryzurą a la Leo Beenhakker, który – nadużywszy nieco alkoholu – tak niemiłosiernie skatował znajdujące się tam

pianino, że większość słuchających spotkała się nazajutrz u laryngologa. Zenek oczywiście też tam trafił, choć z innego powodu. Jemu decybele ani muzyka w tańcu nie przeszkadzają, gorzej z anginą. Tak mu teściowa „browara” na mecz po złości schłodziła, że pół trzynastki wydał na antybiotyki! I jak tu nie dać się wczesnowiosennej depresji!? Jak nie urok, to angina!? Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że owa „deprecha” ogarnia coraz to nowe obszary naszego życia, przysparzając nam zmartwień i duchowych niepokojów. A to Trzesiekę chcą do Szczecinka przyłączyć, a to Traktat Lizboński jednak podpisany i referendum nie będzie, to znów Darzbór przegrał, Otylia bez medalu i tak bez końca. Bezbrzeżny smutek ogarnął już nawet piszącego te słowa.  
   Całe szczęście, że przynajmniej w lokalnej oświacie jest weselej, zwłaszcza jeśli chodzi o innowacyjne programy nauczania. Normalnie „Serce roście patrząc na te czasy” – żeby zacytować mistrza Jana z Czarnolasu. Otóż jedno ze szczecineckich gimnazjów będzie w ramach swojej oferty uczyło – i tu uwaga drodzy Państwo, czego? –  ano tańca będzie uczyło! Wreszcie – odetchnąłem z ulgą – jakaś odmiana dla tych biednych ofiar giertychowskiego eksperymentu oświatowego!
  Nie wiem tylko czy góralskiego, czy może irlandzkiego tańca będą tam uczyć, ale to nieważne. Ważne, że

taniec jest trendy i cool –  i taka też będzie szkoła! Bez stresu, znienawidzonych mundurków i w ogóle.
  Sześć godzin tańca dziennie, jedna „matma” i  polski, najlepiej jeszcze łączony z „wosem”, co by nie obciążać zbytnio pamięci i do domu. Mam nadzieję, że jest to trend długotrwały, a nie kolejna efemeryda i teraz wszelkie edukacyjne innowacje skorelowane będą z telewizyjnymi programami rozrywkowymi, a wymagania w stosunku do uczniów nie wykroczą poza stopień trudności znany z audiotele. Tak trzymać! Tylko patrzeć jak w kolejnym szczecineckim gimnazjum powstaną klasy z „tańcem na lodzie”, albo z elementami sztuki cyrkowej – na przykład tresurą fok lub innych egotycznych stworzeń. Mój sąsiad Zenek zgłosił już zresztą gotowość wypożyczenia na zajęcia praktyczne (ze szczucia kotów w terenie zabudowanym) swojego amstafa, „Czopka”.  Strusie sprowadzi się po sąsiedzku z Lotynia. Ale będzie widowiskowo! Każdą lekcję -  dzięki Internetowi ma się rozumieć – zobaczymy w programie lokalnym kablówki i „esemesami” zdecydujemy o ocenie, a może nawet promocji, każdego z uczniów ! Taki edukacyjny Big Brother. A co? Jest interaktywna telewizja, jest! To dlaczego nie mamy mieć w Szczecinku interaktywnej szkoły. Wszyscy będą nam zazdrościli nowatorskiego podejścia do oświaty. Aby innowacjom nadać bardziej lokalny koloryt można by również pomyśleć o profilu wędkarsko – grzybiarskim. Tyle w naszych okolicach jezior i grzybnych lasów, że aż się prosi o kilka klas o takim eksperymentalnym profilu.
  Ja osobiście proponowałbym specjalizację „wędkarz ryb drapieżnych” oraz „taksator borowika szlachetnego i dziko rosnącej bazylii”. Nikt tego jeszcze w Polsce nie ma! Szkoda tylko, że z językami obcymi jest u nas nieco gorzej, ale to z pewnością efekt przewlekłej, „wczesnowiosennej depresji”, która już niedługo minie i wszystko wróci do normy, czego i sobie, i Państwu serdecznie życzę.

Tomasz Czuk

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do