
Coraz więcej w naszych stronach nostalgicznych pomysłów na ożywienie gospodarki. A to Muzeum PGR pod Złocieńcem, to urokliwa knajpka w Bornem Sulinowie o swojsko brzmiącej nazwie PRL, to znowu „Wykopki u Szczepana” – reklamowane w ofercie jednego z wielu agroturystycznych ośrodków, jakie znajdują się na Pojezierzu Drawskim. Coś się w końcu zaczęło dziać!
Tylko w Szczecinku pod względem biznesowej kreatywności żadnej inwencji nie widać! A szkoda, bo i u nas coś by się z pewnością znalazło. Weźmy na przykład taką komendę Policji. Jej architektoniczny wdzięk jako żywo przecież nawiązuje do epoki, w której służby porządkowe nazywane były „bijącym sercem partii”. Czerwona cegła, z której została zbudowana oraz arcygustowne wnętrza naszej komendy, potęgują jeszcze dojmujące wrażenie zatrzymanego w tym miejscu czasu, podkreślając przy okazji mistyczny niemal związek z estetyką bezpowrotnie minionych lat realnego socjalizmu. Aż się prosi o stworzenie w tym miejscu Muzeum Milicji Obywatelskiej lub ORMO! To byłby dopiero hit!
Kolejny produkt turystyczny roku! Przyjeżdżałyby do nas wycieczki z całego kraju, a i z dalekiej Korei też by się pewnie niejeden towarzysz pofatygował. Wstawiłoby się parę zdezelowanych „nysek” (są chyba jeszcze na stanie naszej policji), kilka milicyjnych mundurów, odrestaurowano „dołek”, aby można w nim było spędzić nockę (wariant 48 godzinny dla weteranów demokratycznej opozycji!), a na ścianach powiesiło „szturmowe blondyny”, których używało ZOMO, i po zabiegu! Ścieżka – ale tym razem edukacyjna, nie „zdrowia” – gotowa!
Dodatkowym atutem lokalizacji takiego muzeum byłaby z pewnością bezpośrednia bliskość dawnego „Konsumu” zwanego przez wielu mieszkańców naszego miasta „Barem pod pałą”. Młodzież najpierw zwiedza, a później zgodnie, jak po prewencyjnej wizycie dzielnicowego, udaje się na zakrapiany obiadzik do pobliskiego baru.
A tam frykasy, jak w Sheratonie. „sznycel zomola”, „łazanki komendanta”, „cielęcina w sosie gwardzisty”, a dla wegetarian – „kiszka ziemniaczana a la Kiszczak”, lub „półmisek kapitana Żbika”. Do tego oczywiście bezalkoholowe piwo „grzmot dzikiej pały” z browaru w Szczytnie lub przynajmniej tradycyjna seta „siwuchy” – dla poprawy trawienia, ma się rozumieć. Ale by było!
Żarty jednak na bok. Pamiętam bowiem kolorowe obiecanki, jakie w świetle lokalnych kamer składano szczecineckiej policji o rychłej przeprowadzce do nowoczesnego centrum, które miało powstać na ulicy Polnej.
Wizja przyszłości była iście imponująca, niektórzy nawet w nią uwierzyli. Złotousty wojewoda wznosił się na szczyty perswazji, a jego partyjni koledzy zapewniali, że wszystko jest na dobrej drodze, że będzie nowocześnie, że komputery, że monitoring, normalnie bajka! No i po ośmiu bez mała latach mamy bajkę, tyle tylko, że bez szczęśliwego zakończenia, a policja jest nadal, tam gdzie była i pracuje w warunkach, które urągają wszelkim doprawdy standardom. Śmiech po prostu człowieka ogarnia, jak patrzy na ten siermiężny relikt minionej epoki. Jest ich zresztą w naszym mieście nieco więcej.
Wystarczy przejechać się Lipową. Koszmarek, to mało powiedziane! Rozpadające się kamienice, których właściciele nic sobie nie robią z ich wyglądu, sprawiają że akurat ten fragment naszego miasta wygląda jak pocztówka z PRL-u. Architektoniczny rezerwat realnego socjalizmu! Brakuje tylko „Żwirka i Muchomorka” –
świeć Panie nad ich duszą! – którzy w latach siedemdziesiątych przemierzali te okolice swoim węglarskim wozem, łagodząc co jakiś czas skutki uciążliwej drogi łykiem krzepiącego wina zwanego podówczas dobrotliwie „bełtem”. Nie wiadomo tylko od czego. Czy od strzały, która takowy posiada, czy też od cieśnin, które oddzielają Bałtyk od Morza Północnego? Skojarzeń w każdym razie było sporo. Mój sąsiad Zenek, podaje jeszcze jeden trop onomastyczny. Twierdzi bowiem, że ów specyfik nazwany został przez licznych użytkowników „bełtem” dlatego, że przed jego spożyciem, z uwagi na niespecjalną klarowność tego napoju, należało go porządnie wstrząsnąć, czyli rozbełtać. W przeciwnym razie jego spożycie kończyło się na ogół niewydolnością przewodu pokarmowego, która w warunkach określanych himilsbachowską formułą „pięknych okoliczności przyrody”, mogła okazać się nieco kłopotliwa, bo i z papierem toaletowym różnie wówczas bywało.
Cóż, spór językowy trwa do dzisiaj, choć peerelowskiego „bełta” wyparły telewizyjne „mamroty”, „arizony”, „buzony” oraz inne „burcki”. Dla mnie jednak to właśnie poczciwe „bełcisko” pozostanie polskim symbolem pokoleniowej inicjacji, wpisanym w kod genetyczny naszej kultury picia. Jest jak Mickiewicz dla poetów. My z niego wszyscy! – chciałoby się powtórzyć za Krasińskim.
Ale kiedy niewidzialna ręka wolnego rynku oraz obiecany cud gospodarczy dotrą w końcu i na Lipową, przestanie ona straszyć wjeżdżających do naszego miasta turystów i przywita ich bukietem, który swym szlachetnym aromatem w niczym nie będzie już przypominał niegdysiejszego „bełta”, tylko wytrawne i stylowe chianti. Nawet jeśli spożywane będzie na znajdującej się nieopodal Wodociągowej Górce – doświadczalnym poligonie wszelkich młodzieńczych poszukiwań.
Tomasz Czuk
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wygląda na to ,że tęskni pan chyba za komuną i ciągle panu coś nie odpowiada. Jest pan chyba w tym krytykowaniu wszystkich i wszystkiego tak zaawansowany ,że zapomniał pan spojrzeć w lusterko.Towarzyszu spokojnie, będzie wszystko dobrze na pewno niejedną jeszcze ciepłą posadkę załapiesz.