Reklama

Ks. Grzegorz Szymanowski o posłudze w szpitalu, covid i chorobie: Widziałem ważne chwile pojednania

15/04/2022 09:09

Choroba i cierpienie mogą być wyjątkowo trudnym doświadczeniem. Czasem pewnym wsparciem dla chorych jest posługa kapelana. Jak wygląda opieka duszpasterska w szpitalu? Co się zmieniło po wybuchu pandemii covid-19? I na jaką pomoc ze strony kapłana mogą liczyć chorzy, nie tylko ci, którzy trafili do szpitala? Odpowiada ks. Grzegorz Szymanowski, wikariusz w parafii Narodzenia NMP i jednocześnie kapelan szpitala w Szczecinku, wcześniej posługujący w szpitalu w Koszalinie oraz w tamtejszym hospicjum.

Kim jest kapelan? Na czym ta funkcja polega?

Ks. G.S.: - To podobnie, jak lekarze czy pielęgniarki, pracownik szpitala. Według różnych opublikowanych badań, posługa kapelana jest bardzo ważna w procesie terapeutycznym, w procesie leczenia. Moim najważniejszym zadaniem jest dotarcie do tych ludzi, którzy nie mogą pójść do kościoła, przyjść na Mszę św. z powodu choroby. Więc chodzę od oddziału do oddziału, od sali do sali i odwiedzam pacjentów. 

Ksiądz tak sobie zwyczajnie puka do drzwi, wchodzi i zagaduje?

- Mniej więcej. Wchodzę do sali, witam się, tak katolicko-neutralnie, bo nie wiem, kogo spotkam. 

A jak się wita “katolicko-neutralnie”?

- Szczęść Boże, dzień dobry… Po odpowiedziach widzę, kto z osób obecnych na sali jest wierzący, a kto nie. Mówię, kim jestem i najczęściej wtedy pytam, czy ktoś chciałby przyjąć Komunię św. czy skorzystać ze spowiedzi. I czasem ktoś odpowiada, że chętnie.

Można się raczej spodziewać, że jest właśnie odwrotnie, że ludzie w towarzystwie innych krępują się przyznać, że są wierzący. Mamy czasy, jakie mamy…

- Niekoniecznie. Często jest tak, że ktoś np. mówi, że chętnie by przyjął Komunię św., ale potrzebuje spowiedzi. Wtedy ja odpowiadam, że jest taka możliwość. I niektórzy są zdziwieni. Kiedy ktoś inny mówi, że nie da rady dojść do kaplicy, odpowiadam, że jest taka możliwość w sali. Odbywa się to tak, że nikt nie słyszy. Gdy jest taka możliwość, to z pacjentem chodzącym wychodzimy na korytarz. Czasem pacjent nie może wyjść, ale inni wychodzą. Szanują to. Najtrudniejsze sytuacje są wtedy, gdy wszyscy pacjenci są przykuci do łóżka. Czasem wtedy proszę pozostałych, by zatkali sobie uszy…

To działa?

- Tak. Robię wszystko, aby w takiej dyskrecji i ciszy móc przeprowadzić ten sakrament. To nie jest łatwe przy osobach starszych, ale możliwe. A kiedy zakończę swoją posługę, to żegnam się i wychodzę. Nawet jeśli ktoś nie przyjmował sakramentów, niczego ode mnie nie chciał, staram się podejść, podać rękę, pobłogosławić. I idę dalej. 

Jak często jest Ksiądz w szpitalu?

- Staram się być raz w tygodniu na każdym oddziale. I zawsze jestem pod telefonem, przez 24 godziny na dobę. 

A personel szpitala? Towarzyszy też Ksiądz lekarzom i pielęgniarkom?

- Tak. Często jest tak, że personel też pragnie takiej choćby krótkiej rozmowy, żeby się przy nich zatrzymać. Oczywiście różne jest podejście, ale w Szczecinku jest raczej życzliwie. Nawet jeśli ktoś nie jest wierzący (gdzieś się to zawsze wyczuwa), to jest życzliwie do mnie nastawiony. Miałem takie sytuacje, kiedy ktoś z personelu poprosił mnie o rozmowę, rozmawialiśmy o poważnych sprawach. Też na temat wiary. Zawsze powtarzam, że jestem także dla nich. Choćby zwykłe dobre słowo…

To nie jest łatwa praca…

- Ostatnio miałem rozmowę z pielęgniarkami na jednym z oddziałów. Powiedziały mi wtedy, że dobrze by było, gdybym był tam z nimi częściej albo przez cały czas. Miałyby wtedy taki psychiczny komfort, że jest się komu wyżalić, wygadać. Żeby ktoś je wspierał… Bywa, że też sprawuję sakramenty personelowi. Ktoś poprosił o spowiedź. Ja zawsze jestem dla nich. Oni są w pracy i to niełatwej, te sytuacje są w szpitalu bardzo dynamiczne. Ale takie chwile na zatrzymanie są potrzebne.

Co się zmieniło w czasie pandemii? Bo wydaje się, że wiele….

- Wszystko. Na początku nikt nie wiedział, jak do tego wirusa podejść, czym w ogóle jest. Pandemia na pewno mocno ograniczyła posługę duszpasterską. Ksiądz mógł być obecny w szpitalu tylko na wezwanie i to tylko w nagłych przypadkach. Problemem było docieranie do pacjentów covidowych. To wiązało się z reżimem sanitarnym, wszystkimi procedurami, ubieraniem się, dezynfekcją, no i ryzykiem zakażenia. Na początku ograniczałem się tylko do wizyt na wezwanie, ale potem były takie oddziały, które odwiedzałem regularnie. Od pewnego momentu chodziłem już na wszystkie, pomimo że pandemia trwała, a tych zachorowań było dużo. 

Były takie przypadki, wszyscy o tym wiemy, że niektórzy lekarze zamknęli się przed pacjentami w czasie pandemii. Bali się zakażenia. Ksiądz nie bał się, że coś się stanie, że koronawirus Księdza dopadnie?

- Był stres, były obawy. Wszystkiego się uczyłem. Raz drugi zostało mi pokazane, jak mam się ubrać w kombinezon, jak rozebrać, a potem musiałem już to robić sam. Z czasem byłem już z tym obyty. Z tą sytuacją też. Ale zawsze z tyłu głowy, kiedy wchodziłem na oddział covidowy, było to, czy się zarażę, czy nie… Jednak wiedziałem, że to jest moje zadanie, że jestem tam potrzebny. Więc starałem się przełamać ten strach. Pewnego dnia, kiedy ściągałem z siebie cały strój, pojawiła się taka refleksja, że nigdy nie przypuszczałem, że będę takie rzeczy robił w kapłaństwie… No ale życie to przyniosło. I trzeba było się w tym odnaleźć. 

Rozmawiał Ksiądz z pacjentami na oddziale covidowym. O czym się rozmawia w takim momencie?

- W pewnym momencie było tych pacjentów tak dużo, że, sprawne przejście po oddziale zajmowało ok. 2,5 godziny. Były to często proste rozmowy, skąd są, od kiedy, czasem sami się otwierali, opowiadali swoje historie, przeżycia, mówili o rodzinie. Widziałem, że często sama obecność, dużo im daje. Niektórzy spędzili w szpitalu po kilka tygodni, bardzo dziękowali, że przychodziłem. Inni mnie już zaczynali rozpoznawać z daleka. Cały czas byłem w tym kombinezonie, bywało, że mylono mnie z kimś z personelu. A jak się przedstawiałem, to niektórzy nie dowierzali, że to ksiądz. Kilka razy przy spowiedzi zapytano mnie, czy na pewno jestem księdzem… 

No tak. W kombinezonie niczego nie widać. 

- Wielkim problemem, którego doświadczali pacjenci, a już szczególnie na oddziale covidowym, była samotność. To, że byli zamknięci. Wizyty były ograniczone. Był personel, ale miał swoje zadania do wypełnienia. A oni doświadczali samotności. Stąd te rozmowy. Różne. Nawet z osobami niezwiązanymi z Kościołem. Bywało, że ktoś podzielił się swoim przykrym doświadczeniem, wylał swoje żale na Kościół. Wtedy taka rozmowa polegała na tym, że po prostu starałem się tę osobę wysłuchać… 

Doświadczenie choroby zmienia podejście do wiary? 

- Bywa różnie. Jedni wylewają swoje bóle i żale, a inni zwracają się do Boga. Ja przyjąłem taką postawę, że nie staram się nikogo przekonywać. Zawsze podchodzę do każdego z szacunkiem i życzliwością. Spotkałem się też z takimi sytuacjami, że ktoś po wielu latach prosi o sakramenty. Ktoś zdaje sobie, że w tej chorobie już wszystko zostało mu odebrane, że jest kruchy, a jedynym ratunkiem jest Bóg, do którego może się zwrócić. Widziałem wzruszenia, ważne chwile pojednania. Ale bywa tak, że ktoś nie jest pojednany z Bogiem i ostatecznie mówi - nie. Jest wtedy taki ból i smutek, i to jest trudne, ale trzeba wtedy dać człowiekowi wybrać. 

Choroba czy to pobyt w szpitalu. Często się słyszy że można zaprosić księdza. Jak się to odbywa?

- Tak naprawdę księdza można wezwać czy zaprosić w każdym czasie. Ksiądz musi jednak rozeznać, czy to sytuacja „na już”, czy można się umówić na kolejny dzień. Sakramenty sprawowane osobie chorej są najczęściej trzy: – spowiedź, komunia św. i namaszczenie. Ale są też inne... Spowiedź otwiera drogę do pozostałych sakramentów. Z kolei sakrament namaszczenia nazywany jest przez chorych „ostatnim”. Nie do końca słusznie.

Tak się mówi, że to ostatni sakrament przed śmiercią…

- Kiedyś było takie przekonanie, że jak ktoś przyjmował sakrament namaszczenia chorych to był umierający. Dlatego niektórzy nie chcą przyjmować tego sakramentu. Mają gdzieś z tyłu łowy to, że to oznacza koniec. Inni też nie chcą komunii czy spowiedzi. Mówią, że „Nie, nie, proszę księdza, ja już dochodzę do zdrowia, wychodzę do domu”…

A jak ktoś skorzystał z tego sakramentu i rzeczywiście wyzdrowiał, to co wtedy?

- Sakrament namaszczenia chorych ma umacniać człowieka w jego chorobie i cierpieniu. W prawie kościelnym jest mowa o tym, że można go udzielać katolikowi, który znajduje się w niebezpieczeństwie na skutek choroby lub starości. Jeśli ktoś doświadcza choroby, która sama w sobie jest niebezpieczeństwem. to jak najbardziej takiego sakramentu można udzielić, żeby dodać siły w tym cierpieniu. Bywa różnie, ale ja w miarę często udzielam tego sakramentu. Czasem trzeba to przemycić – nie mówię wtedy „namaszczenie chorych” tylko „sakrament chorych”. I wielu chorych się zgadza. Są tacy którzy mówią że już to robili, bo można go ponawiać, ale są tacy którzy przyjmują go po raz pierwszy.

To pomaga?

- Tak, patrzę na to z wiarą. Niedawno dostałem maila od pewnego pacjenta z naszego szpitala, któremu właśnie tego sakramentu udzieliłem. Był w ciężkim stanie. Podziękował za wszystko, bo wrócił do zdrowia. Warto dodać, że ten sakrament jest faktycznie ważny dla chorych, ale też jest ważny dla rodzin. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy ktoś umiera. Rodziny dostają wtedy jasną informację o tym, że ich bliski przed śmiercią przyjął sakramenty święte. Że odszedł pogodzony z Bogiem. To otucha, by godnie przeżywać śmierć bliskiego.

Ks. Grzegorz Szymanowski

 

Rozmawiała: Magdalena Szkudlarek-Szarkowska

Foto główne: Pixabay.com

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Jan - niezalogowany 2022-04-15 08:46:05

    Pani Magdo bardzo ładny wywiad! Jak z prasy ogólnopolskiej. Super!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    misiek - niezalogowany 2022-04-15 13:49:46

    Wyobraźcie sobie co by było gdyby tego księdza nie było w szpitalu. Zero opieki psychologicznej i wsparcia duchowego. Podziwiam.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Stefek - niezalogowany 2022-04-16 09:09:40

    W szpitalu dla niewierzących lub osób innych wyznań nie ma opieki psychologicznej.

    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    g-a - niezalogowany 2022-04-15 19:53:57

    Miałem ostatnio nieszczęście trafić na dłuższy czas do szpitala. Bardzo miło wspominam wizyty księdza u mnie. Pomogły znieść to i pozbierać się.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Edyta - niezalogowany 2022-04-21 22:54:14

    Wspaniały kapłan z Naszej parafii Mariackiej! Ksiądz Grzegorz jest nieoceniony i godny polecenia. Przepiękne świadectwo kapłana i kapelana! Bogu Niech będą dzięki! ????

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do