Reklama

Kobieta w roli głównej

08/12/2009 14:48

Temat nr 503

6 listopada w szczecineckim muzeum odbył się wernisaż otwierający wystawę prac Ewy Beaty Białeckiej. Malarka ukończyła Wydział Malarstwa Sztalugowego w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, w pracowniach prof. Jerzego Nowosielskiego i prof. Zbyluta Grzywacza. Jest uznawana za jedną z najbardziej oryginalnych artystek młodego pokolenia. Jej prace znajdują się w zbiorach w kraju i za granicą. Ciągłe porównywanie kreski malarskiej do sztuki prof. Nowosielskiego sprawiło, że artystka postanowiła zwrócić się ku przepełnionej kolorystyką abstrakcji. Po latach odeszła jednak od eksponowania barw, skupiając się przede wszystkim na formie. Jej prace są stonowane i chłodne. Dominuje tematyka kobieca. O tym, skąd wzięła się fascynacja motywami feministycznymi i w jaki sposób można odczytywać zaprezentowane na wystawie obrazy, opowiada Ewa Beata Białecka.

Wspólnym elementem łączącym znajdujące się na wystawie obrazy jest kobieta. Skąd się wzięło tak duże zainteresowanie tematyką kobiecą?
- Na niektórych moich obrazach są też panowie, chłopcy. Ale jeszcze ich nie eksponuję. Jak dotąd, nie mam na to odwagi. Myślę, że tematyka moich obrazów to rodzaj perspektywy kobiecej, kobiecego punku widzenia, zakochania w formie kobiety. W świecie zwierząt mężczyzna jest bardziej interesujący, w świecie ludzi - kobieta.

Jest pani feministką?
- Nie. (Śmiech.) Nie jestem feministką, ale perspektywa kobiety jest dla mnie bardzo ważna.

Motywy biblijne są w pani malarstwie silnie sfeminizowane. Dlaczego?
- To jest taki myk malarski. Ogromnie frapuje mnie przerabianie motywów. Na przykład zastanawiam się nie raz, dlaczego dzieciątko Jezus jest chłopcem? U mnie jest zawsze dziewczynką. W innym przedstawieniu św. Krzysztof jest kobietą. Interesuje mnie po prostu zamiana ikony męskiej na żeńską. I to odwieczne pytanie, czy Bóg przypadkiem nie był kobietą?

Chce pani szokować?
- Nie. Myślę, że to nie jest szokujące malarstwo, nie wchodzę w świat, szokując. Przynajmniej ja tego tak nie czuję. Kiedy różni ludzie mówią mi, że pani malarstwo zostaje w pamięci, czy oddziałuje, to ja się temu dziwię, bo tego nie widzę. Może artysta zupełnie inaczej to wszystko postrzega. Poza tym, szokowanie nigdy nie było moją silną stroną.

Na obrazach dominują czernie i biele. Czy ta dychromatyczność także ma charakter symboliczny?
- Wcześniej malowałam abstrakcyjnie i budowałam świat obrazu kolorem. Bez koloru nie istniałaby moja abstrakcja. Po pewnym czasie przychodzi jednak taki moment, że się czegoś szuka dalej, że potrzebuje się zmian. U mnie tą zmianą jest właśnie dążenie do wybielenia, wręcz do zanikania koloru. Myślę, że gdy nie ma tylu barw, człowiek skupia swoją uwagę na obrazie mocniej, bardziej niż wtedy, gdy go przykuwa i mami kolor. Oczywiście wciąż stawiam kolorystykę bardzo wysoko w hierarchii symboli i znaczeń. Biel jest istotna. Szarość jest istotna, podobnie jak róże czy amaranty. Każdy kolor niesie jakieś znaczenie: biele – czystość, czerwienie – przerażenie… Muszę przyznać, że zawsze bałam się czerwieni. Jeśli chodzi z kolei o czerń, to jest w niej niesłychana moc. Tajemnica.

Tak już się przyjęło, że to ulubiony kolor artystów…
- Tak. Jak łatwo zauważyć, artyści zazwyczaj noszą się na czarno. To jest kolor ludzi wrażliwych i chowających się niejako w barwie. Ale wracając do obrazów, bardziej niż na barwach zależy mi, mimo wszystko, na formie. To ona jest dla mnie najważniejsza.

Postacie, które przedstawia pani na swoich obrazach, są bardzo do siebie podobne. Jest jakiś klucz do zrozumienia tego podobieństwa?

- To jest bardzo prosta i techniczna historia. Wizerunki ukazane na obrazach są postaciami z głowy, czyli z niczego. Ja nie mam modela i stąd pewnie to mimowolne podobieństwo przy każdym następnym obrazie. Choć może chciałoby się inaczej… Zdradzę, że ostatnie obrazy malowane są już z udziałem modela. Moim zdaniem, są zdecydowanie lepsze i żywsze, ponieważ przedstawiają czyjś prawdziwy wizerunek, a nie są tylko fanaberią artysty. I przez to, przynajmniej ja tak myślę, wydają się bardziej interesujące.

Jak sama pani początkowo przyznała, pani malarstwo ewoluuje. Najpierw abstrakcja, teraz tematyka kobieca. Czy mężczyzna, o którym była mowa na początku rozmowy, jest zapowiedzią czegoś nowego?
- Mam nadzieję, że tak, ale tego się nigdy do końca nie wie. Ja tego nie wiem. Maluję obraz i dopiero wtedy czuję następny. Ten poprzedni jakoś tak kumuluje energię, emocje i stąd mam pomysł na kolejny. Natomiast nie wybiegam w przyszłość dalej, ponieważ nie umiem. Cieszę się, że wciąż towarzyszy mi energia ciągła i że z poprzedniego obrazu wynika późniejszy, że nie ma momentów próżni i że wszystko jakoś się jednak kręci. Ale nic nie umiem przewidzieć.

Oby się kręciło jak najdłużej. Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała:
Magdalena Szkudlarek

strona artystki: http://www.bialecka.netstrefa.com.pl/

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do