
Czasem wystarczy jedna chwila, by nieco zmienić swoje życie. O tym, jak rodzi się nowa pasja, skąd można czerpać inspiracje, a także dlaczego warto próbować odkrywać i rozwijać swoje talenty, opowiada Katarzyna Rybak. Spod jej rąk od ponad roku wychodzą w świat (dosłownie) przepięknie zdobione filiżanki, talerzyki, Ale nie tylko.
Kiedy zaczęłaś malować?
K.R.: - W marcu minął rok.
Ale jak to było? W pewnym momencie przyszła po prostu taka myśl, żeby wziąć do ręki filiżankę i coś namalować?
- Absolutnie. Nigdy bym nie pomyślała, że coś takiego będę robić. Chociaż zawsze lubiłam prace plastyczne, można powiedzieć, że bawiłam się tym. Robiłam kartki ozdobne, butelki… Zawsze coś było pod ręką. I w zeszłym roku, w czasie pandemii, kolega, który pracuje w ośrodku kultury pod Szczecinkiem, zaproponował mi bardzo ciekawe warsztaty. Chodziło o malowanie porcelany. Ponieważ moje córki też lubią tego typu zajęcia, pojechałyśmy we trzy. Chciałyśmy w jakiś ciekawy sposób spędzić popołudnie.
Udało się?
- Jak najbardziej. Przyjechała pani, która ma artystyczne wykształcenie i zajmuje się właśnie malowaniem porcelany. Zaproponowała nam jeden wzór. I pamiętam, że powiedziała do nas wtedy, że może to jest okazja, by ktoś odkrył swoją pasję, może ktoś zacznie malować, otworzy sklep… Pamiętam, że słuchałam sobie tego z takim powątpiewaniem. Zastanawiałam się, o czym ona mówi. Raz przecież można sobie pomalować i wystarczy. Wróciłyśmy do domu i choć nie udzielam się za bardzo w mediach społecznościowych, wrzuciłam na Facebooka informację, co robiłyśmy. Dodałam też zdjęcie….
Był odzew?
- Kiedy zajrzałam na swój profil, nie mogłam uwierzyć, co się tam dzieje. Mnóstwo osób było zachwyconych. Ja też byłam. Ktoś gdzieś jeszcze w komentarzu napisał, że też by takie chciał. Odpowiedziałam, że dobrze. I to w sumie tyle. Postanowiłyśmy jeszcze z córkami, że kupimy farby. Cena była zaporowa, ale pomyślałyśmy, że znając nasze zamiłowanie do różnych plastycznych rzeczy, nie zmarnują się.
Pamiętasz może swojego pierwszego klienta?
- Tak. Pierwszą moją “klientką”, bo nie wzięłam za to pieniędzy, była siostra Lidia. Kiedy zobaczyła to, co wrzuciłam na Facebooka, bardzo się to jej spodobało. Sama zakupiła kubeczki, a ja namalowałam łączkę. Podarowałam to jako upominek. Poprosiłam tylko, żeby siostra się za mnie pomodliła, to może gdzieś wieść o tym się rozejdzie…
To chyba była skuteczna modlitwa.
- Chyba tak… To rzeczywiście tak się potoczyło, że w pewnym momencie brakowało mi już czasu. Nie wyrabiałam się.
No właśnie, kiedy to się odbywa? Jak znajdujesz czas na pracę zawodową, dom i pracę twórczą?
- Czasem faktycznie w tzw. przelocie… Kiedy są takie wzory, że trzeba poczekać, żeby wszystko podeschło, muszę to wtedy zostawić. Bywa, że wstaję rano i już sobie planuję, a czasem siedzę po nocach. Tak lubię najbardziej. Wieczorami jest cisza, spokój… Nie traktuję tego jako pracy. To dla mnie jest odskocznia, coś, co mnie relaksuje. Kiedy ktoś składa zamówienie, wtedy cieszę się jak małe dziecko. Zdarza się, że przerażają mnie trochę nowe wzory. Klienci też są różni. Ale ostatecznie wszystko się jakoś układa i jest dobrze.
Czym się inspirujesz? Nie da się ukryć, że na Twoich pracach dominują motywy kwiatowe.
- Naturą. Lubię przyrodę, robię zdjęcia. Często jeżdżę na rowerze i z każdej takiej wycieczki przywożę jakieś zdjęcie. Kiedy byłam mała, mieszkałam na wsi i wtedy także zawsze wracałam do domu z jakimiś kwiatami. Uwielbiam kwiaty…
- To widać… :)
- Staram się oddać na filiżankach to, co jest widoczne w naturze. Ale bywają takie zamówienia, że nie jest łatwo. Ktoś kiedyś zamówił… naparstnicę. Najpierw muszę przyjrzeć się, jak taki kwiat wygląda i zastanowić się, jak go potem namalować. Tak naprawdę mam mnóstwo wzorów w głowie. Co ciekawe, one same do mnie przychodzą. Np. zawsze chciałam spróbować swoich sił we wzorach ludowych. I ktoś sobie właśnie taki ludowy motyw zażyczył. Powstała filiżanka ze wzorem kurpiowskim i byłam bardzo szczęśliwa.
Klienci mają sprecyzowane oczekiwania?
- Tak. Najtrudniej jest z porcelaną personalizowaną na śluby czy na rocznicę. Najczęściej jest tak że ktoś mówi o oczekiwaniach, ja wypytuję, jacy to ludzie, co lubią, kombinuję, myślę, jak te motywy umieścić, żeby to jakoś wyglądało. Z cytatami, napisami także nie jest łatwo. Uczyłam się wcześniej kaligrafii, zupełnie nie przypuszczając, że jeszcze do czegoś mi się to przyda. A jednak wszystko zaczęło się układać w jedną całość.
Skąd wiesz, że efekt jest dobry, że to jest właśnie “to”?
- Często poddaję moje prace krytyce domowników. Wołam córki i pytam. A one mi mówią. Wiem, że robią to szczerze. Nie mam czasu namalować większej ilości tak, żeby np. wystawić te filiżanki i sprzedać. Zdarza się więc, że malują je córki. Młodsza nie powtarza wzorów. To prawdziwe unikaty. Ma bardzo pewną rękę do malowania. Bardzo często dobiera mi kolory. Prace starszej córki są natomiast precyzyjne, wręcz misterne.
Dużo masz klientów?
- To pojęcie względne. To też chyba zależy od momentu w roku kalendarzowym. Nie wiem dokładnie ilu, ale zawsze jest akurat. Robię filiżanki na różne okazje: na Dzień Mamy, Babci, Dziadka, śluby, rocznice, Komunie, urodziny, zdarzyła się obrona pracy magisterskiej, 18-tki, podziękowania… W Bukowinie Tatrzańskiej zamówiono cały komplet dla klientów SPA. Moje filiżanki, z tego, co wiem, wyjechały do Francji, Niemiec, Niderlandów...
Ale nie zależy mi na dużej liczbie zamówień. Czasowo nie jestem w stanie namalować większej ilości filiżanek. Może gdyby było inaczej, nie byłoby tej radości. Ktoś podsyła zdjęcie, że pije kawkę w tej filiżance. I jest zachwycony takim pomysłem. Ktoś inny jest zaskoczony i przekazuje podziękowania. To jest największa radość.
Co byś powiedziała osobom, które mają jakiś pomysł, jakieś pasje?
- Zawsze trzeba próbować. Często nawet nie wiemy, co w nas drzemie. A przecież chyba każdy z nas nosi w sobie jakieś dary, ma jakieś talenty. Realizacja ich daje naprawdę mnóstwo satysfakcji. Dlatego warto się otwierać i próbować. Jeśli na początku nie wyjdzie, to przecież nic nie szkodzi.
Co będzie dalej?
- Na razie maluję. Założyłam firmę, a co będzie potem, nie wiem. To hobby. Nie chcę o tym myśleć na razie. Kiedy zaczynałam, modliłam się po cichu: Panie Boże, jeśli mam to robić, to będę. Ale tylko wtedy, kiedy Ty tak zechcesz. To wszystko chyba więc przyszło gdzieś „z góry”. Nic przecież nie jest bez powodu.
Z Katarzyną Rybak rozmawiała Magdalena Szkudlarek-Szarkowska
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dziewczyno jakie to ładne !!!!!!!!
Brawo Kasiu!