„Ochotnicze Hufce Pracy to przeżytki, relikty uprzedniej epoki. Byli aktywiści partyjni znaleźli w nich ciepłe posadki, nie zajmując się teraz niczym ważnym. Swoją działalnością rozsiane po całej Polsce hufce dublują zadania Państwowych Urzędów Pracy. To przechowalnie. Miejsca dające obibokom szkolnym możliwość przeczekania. Bez nich młodzież sobie poradzi. Umiejętności potrzebne do pracy gwarantują przecież technika albo zawodówki. Zlikwidować. Pozamykać”. Po co nam dzisiaj OHP?
Nie ma co ukrywać, wielu ludziom już od dłuższego czasu Ochotnicze Hufce Pracy zaczęły kojarzyć się z instytucją zbędną. Powołane do życia w 1958 roku miały nawiązywać do utworzonych jeszcze przed wojną Junackich Hufców Pracy. Ich celem było zapewnienie młodym osobom pracy i umożliwienie im nabycia kwalifikacji zawodowych. Z biegiem lat na plan pierwszy zaczął się jednak wysuwać problem wychowawczy. Z czasem przestały też kojarzyć się z czymś pozytywnym. Hufce zaczęły być spychane na bok. Dziś odsuwa się je w cień niczym zbędny balast.
- Odkąd jestem w hufcu, a pracuję już 25 lat, mamy stałą liczbę młodzieży – rozpoczyna rozmowę komendant OHP w Szczecinku, Kazimierz Bernaś. – To około stu dwudziestu, stu trzydziestu osób. Niektórzy sami przychodzą. Większości jednak pozbywają się szkoły.
Co można przez to rozumieć? – Są to ci uczniowie, którzy zaniżają średnią. Psują frekwencję – wyjaśnia dalej komendant. – Niektórzy wchodzą w konflikty z prawem, mają kuratorów. Powiem może coś, co wielu osobom się nie spodoba, ale w szkołach zaczyna zanikać aspekt wychowawczy. Coraz częściej nauczyciele stają się wykładowcami. Najważniejszym celem okazuje się dla nich przerobienie tematu, nic więcej. Dyrektorzy z kolei śledzą rankingi. I wymagają wiedzy. Niewygodnych uczniów się pozbywają. A dokąd mają oni trafić? Okazuje się, że dla tej młodzieży musi coś być. Musi istnieć jakaś alternatywa. Wszyscy przeciwnicy dopatrują się rodowodu hufca: że taki i owaki. To nie jest istotne, jeśli młodzież nie ma alternatywy.
Ochotnicze Hufce Pracy mają za zadanie pomagać uczniom, którzy nie ukończyli szkół i chcą nadrobić zaległości. Zgodnie z rozporządzeniem prawnym, OHP wykonuje zadania państwa w zakresie kształcenia, dokształcania i wychowania młodzieży. Do szczegółowych obowiązków w tym zakresie należy wspieranie systemu wychowawczego i edukacyjnego państwa, aktywizacja zawodowa, społeczna i ekonomiczna młodzieży będącej uczestnikami hufców. Co więcej, OHP powinien odpowiadać za organizowanie praktyk zawodowych, całorocznego zatrudniania młodzieży bezrobotnej, a także w okresie wakacji - dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych. Jak to wygląda w praktyce?
- Może to zabrzmi patetycznie, ale dla mnie najważniejsze są trzy rzeczy: wychowanie, nauka, praca – wyjaśnia nasz rozmówca. - Uczestnik OHP musi być w szkole. To warunek niezbędny. Musi tez pracować. Jeżeli uczęszcza do gimnazjum, to ma przyuczenie do praktycznej nauki zawodu. Jeśli z kolei ukończył ten etap, to w ZSZ ma naukę zawodu. Wychowanie rozumiem poprzez udział takiego uczestnika w różnych zajęciach organizowanych przez hufiec. W ramach naszych możliwości staramy się przygotować wiele różnych ofert. Współpracujemy z przedstawicielami policji, z zespołem kuratorów rodzinnych, z pracownikami Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej oraz z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, z doradcami zawodowymi. Obecnie trwają warsztaty zorganizowane przez MOPS. Dotyczą one radzenia sobie z agresją. Na zajęcia z terapeutami chodzą dwie grupy, każda licząca po 8 osób. Były także inne. Na temat samobójstw, komunikacji interpersonalnej… Hufce byłego województwa koszalińskiego organizują też różne konkursy. Mamy turniej wędkarski, turniej wiedzy prewencyjnej, olimpiadę wiedzy ekologicznej… - wylicza Kazimierz Bernaś. – W ubiegły piątek wróciliśmy z zawodów pływackich. Zajęliśmy najbardziej nieprzyjemne miejsce, czwarte – dodaje po chwili, trochę zawiedziony.
Według naszego rozmówcy, młodzież skupiona w OHP nie jest zła. – To te osoby, które mijamy na ulicach, nawet o tym nie wiedząc. To oni byli uczniami Gimnazjum nr 1, Gimnazjum nr 2 czy innych szkół. Łączy ich jedna wspólna cecha: „szkołowstręt”. Gdzieś coś w szkole, do której chodzili, poszło nie tak. Kiedyś do hufca trafiali ci, którzy mieli problemy z nauką. A dziś jest inaczej. Większość to osoby radzące sobie z materiałem, ale sprawiające problemy wychowawcze. Z różnych powodów. W dużej mierze to efekty niepowodzenia szkół, są też problemy rodzinne… Brak zainteresowania rodziców. Każdy przypadek rozpatrujemy indywidualnie. My robimy wszystko, aby im pomóc. Ta młodzież znalazła się na zakręcie, a my staramy się, żeby im tę drogę życiową wyprostować.
Czy się udaje? – Przeszło 90 procentom osób udaje się pomóc. Ale ci młodzi ludzie nie zmieniają się nagle. To wspólny sukces współpracujących z nami nauczycieli, rodziców i pracodawców, którzy nas bardzo wspierają. Naszą porażką są zawsze te przypadki, kiedy nie udaje nam się pomóc i jakaś osoba od nas odchodzi. Niewiele jest takich sytuacji, ale są. Większość jednak wychodzi na prostą. Spotykam niekiedy moich byłych wychowanków na ulicy. Zatrzymują mnie i pytają: „Pamięta pan, ja byłem u pana?” To jest bardzo miłe – przekonuje z uśmiechem komendant.
I tak to trwa już ponad 50 lat. Zamknięty w małym i ciasnym pokoiku mieszczącym się w piwnicznych pomieszczeniach jednego z bloków przy placu Wolności. Mimo że nie podlega miejskim władzom, szczecinecki OHP wciąż działa. Nadal wydaje się być potrzebny. Komu? Dyrektorom, którzy nie radzą sobie z problemem wychowawczym w swoich szkołach. Ale przede wszystkim tak zwanej trudnej młodzieży, dla której innej alternatywy na razie w naszym mieście nie wymyślono.
(sz)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
popieram w 100%
Ten komendant to były wojskowy i myśli ze dalej jest w wojsku i traktuje uczniów jak wycieraczki ktoś powinien go zmnienic a on nadal sie na kazdym wyzywa a za te praktyki o ile można to tak nazwac bo robimy jak normalny pracownik dorosły a płacą nam zaledwie sto złotych nosimy po 50,70 kg a powinniśmy 25kg co to w ogóle ma być mam naddzieje ze ktoś sie tym zajmie i juz tak nie bedzie. Jak by chociaż rzucili te 300-400 zł to już innaczej by było a oni sie dziwią dlaczego my nie przychodzimy na te praktyki.
ale galeria,te starsze panie to kto
tego starego w srodku to znam ,ale nieciekawie(były takie czasy).To jest wychowawca?!No naprawdę....