Reklama

Jerzy Hardie-Douglas: Nie lubię, jak się o Szczecinku mówi „miasteczko”

19/02/2016 12:27

W styczniu minęło dziesięć lat od chwili  kiedy Jerzy Hardie-Douglas został po raz pierwszy wybrany na burmistrza Szczecinka.  Rozmawiamy o tamtych latach, sprawach osobistych, a także o najbliższej przyszłości  naszego miasta. 

To było 18 grudnia 2005 r. Pewnie pamięta pan tę datę?

- Nie. Przyszedł do mnie dziennikarz z GK i pytał mnie o to samo. Nie wiem. Myślę sobie - Rosjanie wyszli? Ale chyba nie (śmiech). 

- To była pierwsza tura przedterminowych wyborów z trzema kandydatami. Potem była dogrywka w styczniu. Wprawdzie wcześniej pełnił pan obowiązki wiceburmistrza, ale była to funkcja społeczna. Jak tamten czas wspomina pan z dzisiejszej perspektywy, mam na uwadze nabyte przez te lata olbrzymie doświadczenie? 

- Na pewno po wygraniu wyborów nie byłem „świeżynką”. Byłem i radnym, i jak Pan zauważył, społecznym wiceburmistrzem. W polityce samorządowej funkcjonowałem już dość długo. Nie mogę więc powiedzieć, że było to dla mnie coś zupełnie nowego. W momencie, kiedy wygrałem wybory, burmistrz miał już jednak inne kompetencje niż poprzednio. Było to dla mnie zaskoczeniem, jak dużą władzę uzyskałem, będąc burmistrzem. Poprzednio nie miałem takiej świadomości.

Ale też i dużą odpowiedzialność. Od tego czasu burmistrz już nie miał tzw. „organu doradczego” w postaci Zarządu Miasta.

- Wiedziałem, że już mój poprzednik działa zgodnie z nową ustawą samorządową. Nigdy nie analizowałem tego, jakie decyzje burmistrz może podjąć samodzielnie, a jakie musi odsyłać do Rady Miasta, czy do konsultacji. Nie miałem dużej świadomości, jeśli chodzi o zakres władzy burmistrza nad spółkami, relacji z radami nadzorczymi... Nie miałem pojęcia, że to burmistrz wyznacza członków rad nadzorczych. Było dużo spraw, które dzisiaj są dla mnie oczywiste. Wtedy takie nie były. Pierwsze dni, a może tygodnie bycia w ratuszu, to było właśnie moje zderzenie się z tymi bardzo dużymi kompetencjami, których sobie nie wyobrażałem. Nie powiem, z jednej strony trochę mnie przestraszyły, ale z drugiej strony, miałem  satysfakcję z tego, że o wielu rzeczach mogę decydować. 

Rok wcześniej weszliśmy do UE. Miasto mogło się starać o pieniądze, o których nie było co wcześniej marzyć. Jedną z pierwszych bardzo dużych inwestycji była budowa sieci kanalizacyjno-wodociągowej i oczyszczalni w ramach tzw. projektu dorzecza Parsęty. Pamiętam z jaką rezerwą odnosił się pan do tej inwestycji. 

- Ten dylemat pojawił się parę miesięcy po rozpoczęciu mojego urzędowania jako burmistrza. Wtedy zorientowałem się, że przekazywane mi przez prezesa PWiK informacje o tym, jak świetnym programem jest Parsęta, nie do końca były prawdziwe. Zresztą, to potem było przyczyną tego, że zwolniłem go ze stanowiska. Uważałem, że świadomie wprowadził mnie w błąd. Kiedy zorientowałem się, że Parsęta to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie i niekoniecznie musi być korzystne dla miasta, próbowałem się jakoś z tego „wyślizgać”, ale już było za późno. Trzeba pamiętać o całym kontekście. To był czas, kiedy miałem bardzo słabe poparcie w Radzie Miasta. Jedynym radnym, który mnie popierał, był Wiesiek Suchowiejko. Po drugie, w kraju rządził PiS. Bardzo nieprzyjemnie wspominam spotkanie z prezesem ówczesnego NFOŚ i z panią wiceminister finansów. Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Byłem  kompletnie zaskoczony, gdy powiedziano mi, że jeśli wycofam Szczecinek z Parsęty, to miasto nie otrzyma już więcej żadnych środków unijnych!

Został pan przyparty do muru?

- Raczej nazywając rzecz po imieniu, zostałem zaszantażowany. Tak to dzisiaj mogę powiedzieć. Trzeba znać całą historię tej inwestycji,  jakie wygibasy robiliśmy, aby nie zakończyło się to absolutną katastrofą. To był okropnie ryzykowny program. Bardzo pomogło mi potem  to, że Platforma była przy władzy i pewne zobowiązania rząd wziął na siebie. Zarówno  w Ministerstwie Ochrony Środowiska, jak i NFOŚ. Gdyby nie to, naprawdę skończyłoby się katastrofą.

Znalazł pan w rządzie partnerów do rozmowy?

- Oni sobie zdawali sprawę z tego, że część z nich sama namawiała do tego projektu i są moralnie odpowiedzialni za to, żeby samorządy z powodu realizacji tego programu się nie wywróciły. Pamiętam, że kiedy zdałem sobie sprawę, że nie jesteśmy w stanie wycofać się z programu i możemy zapłacić  za to bardzo wysoką cenę, starałem się namówić gminy, aby chociaż częściowo zredukowały swoje chciejstwo i jeszcze raz przeanalizowały, czy tak duży zakres inwestycji  jest im potrzebny. W szczególności chodzi o tzw. inwestycje liniowe, inwestycje kanalizacyjne, o budowę długich sieci kanalizacyjnych do jakichś leśnych osad. Nikt wtedy z mojej rady nie skorzystał, a dzisiaj efekt jest taki, że wiele gmin ma do mnie pretensje,  że nie chcę się zgodzić na ujednolicenie cen ścieków i wody. To oczywiście oznaczałoby znaczne podwyżki dla mieszkańców Szczecinka. Uważam, że każdy musi ponosić konsekwencje swoich decyzji. Tym bardziej, że byli uprzedzeni o tym. Myśmy przekonywali, wyliczali jaka będzie amortyzacja, jaką  podwyżkę cen wody i ścieków te przewymiarowane inwestycje spowodują za kilka lat w gminach. Mówiliśmy o tym, co będzie za pięć czy dziesięć lat. Wójtom i burmistrzom nie przemawiało to do wyobraźni. A szkoda. Dlatego Szczecinek nie będzie odpowiadał za beztroskę innych. 

Kiedyś pan powiedział, że ukoronowaniem pana pobytu w ratuszu będzie taki czas, kiedy będzie można objechać miasto nową arterią komunikacyjną, jaką ma być obwodnica. Jej historia jest dość długa i sięga 2004 roku, bo to wtedy po raz pierwszy do ratusza przyjechał zastępca dyrektora GDDKiA w sprawie budowy obwodnicy. Temat był rozważany przez wiele lat, tylko że  nic się nie działo. Teraz jeszcze jesteśmy na szlaku, a za dwa - trzy lata już nie będziemy…

- Słyszałem, słyszałem… Obawy, że z tego powodu zmniejszy się ilość turystów, którzy będą omijali wielkim łukiem Szczecinek, jest kompletnym nieporozumieniem. Obecna tzw. wewnętrzna obwodnica – ul. Sikorskiego, Słowiańska, Cieślaka czy Narutowicza, nie zachęcają do pozostania w Szczecinku. 

Zatrzymują się przy McDonaldzie.

- No tak. Jak się tam zatrzymają, to zysk będzie dla McDonalda, ale nic  z tego nie wynika dla turystyki. Turystę trzeba świadomie ściągnąć do Szczecinka, musi wiedzieć, po co tu jedzie. Musi znać Szczecinek wcześniej już z przekazów telewizyjnych, z reklam, z folderów i biur podróży. Mamienie ludzi, że człowiek jadący nad morze nagle skręci i zostanie w Szczecinku to jakaś ułuda. No, może jeden na parę tysięcy tak zrobi. To nie ma żadnego znaczenia. My natomiast odetchniemy. Ponieważ czy tego chcemy, czy nie, przemysł się rozwija,  jest coraz większy udział transportu kołowego. Powstają fabryki mebli, za chwilę będziemy już na amen zakorkowani przez samochody ciężarowe. To jest bardzo ważne, aby ten ruch wyrzucić z miasta. Ci, którzy jadą nad morze, przejadą nową obwodnicą. Tak samo samochody ciężarowe, które zjadą do Kronospanu na węźle „Fabryka”.

Ale dojazd ze strony „dwudziestki” zostanie tak jak do tej pory. 

- Mam świadomość, że tak będzie jeśli nie zrobi się łącznika. Wyrzucenie z projektu łącznika jest naszą porażką – również moją. 

Nadal pan o to walczy?

- Na pewną będą próbował na ten temat rozmawiać. Dzisiaj wiadomo, że są inne priorytety. Mówi się o konieczności wygospodarowania pieniędzy choćby na tunel pod  Świną do Świnoujścia. Nie sądzę, aby pomysły dodawania kolejnych pieniędzy do realizowanej inwestycji obwodnicy, znalazły zrozumienie. Natomiast jestem zły, że byłem już na wyciągnięcie ręki od tego, by to zrobić. Zaczęła się jednak przedwyborcza gorączka i temat umknął ludziom, którzy mieli go pilotować, a byliśmy bardzo blisko. W skali Polski czy GDDKiA, budowa łącznika między „11” a „20” jest drobiazgiem - to ok. 40 - 50 mln zł. Nie musi to być przecież droga czteropasmowa, a normalna. Taka  jaką jest w tej chwili „20”. Dzięki niej cały ruch ciężarowy można wyprowadzić poza Szczecinek. Nie mówię, że jest to niemożliwe, ale z pewnością jest mniej prawdopodobne, niż  przed rokiem.

Za pana kadencji powstała „mała” obwodnica Trzesieki. Teraz dobrze by się stało, aby włączyć ją do krajowej „11”.

- Połączenie drogi 172, która jest drogą wojewódzką z obwodnicą na „11” jest możliwe, ponieważ będzie to inwestycja nie krajowa, a wojewódzka.  

Ziściła się pana wizja rozwoju miasta, choćby przez przyłączenie Świątek i Trzesieki. Z tego powodu było wielu oponentów. Pamiętam protesty, demonstracje, reportaże telewizyjne…

- No, nie było to przyjemne. 

Jest pan przecież sąsiadem tych ludzi, mieszkając na terenie nowej dzielnicy. Czy są pretensje o nowe ulice albo chodniki? 

- To nigdy nie jest tak, że ludzie mają pretensje o nową ulicę, chodnik, oświetlenie czy różne inne rzeczy, z których korzystają. Mają natomiast pretensje o wyższe podatki. O to, że urzędnicy sprawdzają, czy są właściwie naliczane podatki związane z gruntem. Na Świątkach i Trzesiece tego typu nieprawidłowości było bardzo dużo. Ludzie po prostu pogrodzili, pozajmowali tereny, które do nich nie należały. Myśmy to zweryfikowali. Niektórzy musieli zmniejszyć swoje działki. Przykładowo, jeśli ktoś kupił 1500 metrów, ogrodził 3 tysiące, a płacił za tysiąc. Wójt do weryfikowania tego nie miał ani woli, ani narzędzi. Można było uprawiać samowolę, a myśmy to ukrócili. W momencie przyłączenia do miasta zaczęliśmy egzekwować prawo. Weszły plany zagospodarowania przestrzennego, sprawdzaliśmy, czy to, co tam robiono było zgodne planem. Pod tym względem ludzie byli niezadowoleni. Niezadowoleni byli również i z tego powodu, że mimo vacatio legis po paru latach podatki w całym mieście zostały jednak zrównane.

W nowe tereny trzeba było zainwestować. Powstała m.in. plaża na Mysiej Wyspie, która - co jest zdumiewające - cieszy się dużym powodzeniem. Ludzie jeżdżą kilka kilometrów, podczas gdy to samo mają pod nosem.  

- Bo przyjemniej być na plaży otoczonej lasem, niż leżeć przy ulicy. Przykładowo w Cannes ludzie przechodzą z hotelu przez ulicę bezpośrednio na plażę położoną 5 metrów od jezdni. Jak można leżeć na takiej plaży i czuć smród od samochodów? Nigdy tego nie rozumiałem. Dlatego Mysia Wyspa jest optymalna.

Miasto stało się właścicielem olbrzymich terenów zielonych, a także jeziora.

- Powiem uczciwie. Z jednej strony wkurzało mnie to, że mieszkańcy Świątek czy Trzesieki, a tak naprawdę również Marcelina – ale już tyle frontów pootwierałem, że miałem dosyć – udawali, że są na wsi. Nauczyciele „rolnika” dojeżdżając pod drzwi miejskim autobusem, udawali, że uczą w szkole wiejskiej mając z tego powodu różne beneficja. Świątki i Trzesieka nie miały swoich szkół, przedszkoli, korzystały z subsydiowanego miejskiego transportu, sklepów, dofinansowywanego przez miasto sportu, instytucji kultury itd. itd. Z drugiej strony miałem świadomość, że należy odwrócić miasto w kierunku jeziora Trzesiecko. Największą atrakcją Szczecinka powinno być właśnie jezioro. Wiedziałem,  że największym dla niego niebezpieczeństwem jest „balast” z rowów melioracyjnych. Nie mogąc  „uzbroić” tych cieków, nie mając wpływu na to, co się dzieje po drugiej stronie jeziora, nigdy w życiu nie doprowadzimy Trzesiecka do stanu używalności. Dopiero kiedy przejęliśmy drugą stronę jeziora, mogliśmy zapanować nad tym, co się dzieje przy kanale Radackim, wykonać różnego rodzaju podczyszczacze, separatory, zinwentaryzować wszystkie rowy melioracyjne itp. Na niektóre rzeczy nie mieliśmy wpływu, ale  pomogła nam realizacja wspomnianego już programu Parsęta. Wiele wsi z terenu gminy wiejskiej i gminy Borne Sulinowo zostało włączonych do kanalizacji. Zlikwidowano wiele szamb, przez co balast w postaci wpływającego do jeziora fosforu jest dużo mniejszy. Tak naprawdę byłem zdeterminowany, by Trzesiecko przejąć właśnie po to, aby stało się jeziorem wewnątrzmiejskim. 

Problemem jest dojazd… 

- Mysia jest atrakcyjna i z tego powodu, że można tam dojść. Ulepszyć ścieżkę rowerową? Czy chciałby pan jeździć przez las wzdłuż jeziora betonowymi ścieżkami? Ścieżka po drugiej stronie jest o tyle niedoskonała, że stała się za bardzo modna – korzystają z niej i rowerzyści i spacerowicze, i zwolennicy kijków (nordic walking) i joggingu. Próbujemy część tych osób przekierować na inne trasy. Cieszę się, że udało mi się  porozumieć z ówczesnym dyrektorem RDLP i powstała ścieżka wokół Wilczkowskich Dębów i jez. Wilczkowo. 

Zarzucił pan pomysł budowy kładki nad wodą łączącej dwa brzegi jeziora w jego płd. części, a także połączenie dwóch brzegów kolejką linową? 

- Wcale nie zarzuciłem. 

Bo nas na to nie stać? 

- Tak uważam. Ale nie stać nas na to, aby finansować to w 100 proc. z naszych pieniędzy. Dlatego zawsze zastrzegałem się, że będę poważnie myślał o tym projekcie tylko i wyłącznie w przypadku otrzymania dofinasowania w wysokości co najmniej  80 proc. Teoretycznie taka możliwość istnieje w tej unijnej perspektywie finansowej. Unijne dofinasowanie ma objąć mniejszą ilość projektów, ale za to będzie dużo wyższe procentowo. Oczywiście można dyskutować, czy kolejka linowa zaburzy krajobraz, czy ludzie mniej chętnie będą korzystać ze statków, bo łatwiej będzie dostać się na drugą stronę jeziora gondolą lub wagonikiem. Te aspekty projektu należy analizować. Jednak niewątpliwie kolejka byłaby olbrzymią atrakcją turystyczną Szczecinka. Nigdzie czegoś takiego nie ma. Jeśli ktoś pod Słupskiem robi dom odwrócony do góry nogami i przyjeżdżają tam setki tysięcy turystów tylko po to, by przez chwilę obejrzeć coś co stoi na głowie? Jeśli ludzie jadą setki kilometrów, aby to zobaczyć, to do nas też by przyjeżdżali. Próbowano coś takiego zrobić w Mikołajkach, ale nie jestem pewien czy zostało zrealizowane. Chyba nie. Kolejka linowa byłaby z pewnością dla Szczecinka takim wyróżnikiem, jak dla niektórych w tej chwili jest wyciąg nart wodnych. Jezioro jest już w jakiś sposób zurbanizowane, jest śródmiejskim akwenem. Jest też sztucznie zarybiane, pływają po nim statki, motorówki, skutery wodne. Nie przesadzajmy, że lina na dwóch słupach spowodowałaby dysonans krajobrazowy. Według wstępnych szacunków koszt budowy wyniósłby 10-12 mln zł – takie są wstępne wyliczenia. Jeśli uzyskałbym 80 proc. dofinasowania, to z resztą kwoty miasto nie miałoby żadnego problemu. Nie zastanawiałbym się nawet pięciu minut.  

Trudno pogodzić dwie funkcje - rekreacyjną i turystyczną - z funkcją przemysłową. Jesteśmy jednym z większych w województwie ośrodkiem przemysłowym, jego oddziaływanie jest dość znaczne.

- Chcę tylko przypomnieć, że to nie ja sprowadziłem tutaj przemysł, aczkolwiek próbuję zwiększyć pulę miejsc pracy poprzez jego rozwój. To nie ja ściągnąłem do Szczecinka Kronospan. Przypominam mieszkańcom, że były tutaj Zakłady Płyt Wiórowych, w których zresztą przez parę lat miałem przyjemność być lekarzem zakładowym. Wtedy naprawdę był to zakład uciążliwy. Nie było żadnych podczyszczaczy, filtrów, niczego. Wszyscy godzili się na to, aby do jeziora spuszczać ścieki. Nikt też nie badał, co idzie w powietrze. Oczywiście Kronospan jest dużo większym zakładem, ale jego lokalizacja w Szczecinku jest niefortunna. Zrobiono to jednak przed laty. Zakłady Płyt Wiórowych powinny być wybudowane 10 km dalej i wtedy w ostatnim ćwierćwieczu nie byłoby tej wiecznej kłótni o Kronospan. Szczecinek, o czym mało kto wie, jest największym ośrodków przemysłowych na Pomorzu Środkowym. Trzeba oczywiście zrobić wszystko, aby fabryki były jak najmniej uciążliwe, ale też by powstawały. To przemysł był, jest i będzie kołem zamachowym rozwoju naszego miasta.

Parokrotnie podpisywał pan różnego rodzaju porozumienia z Kronospanem. Na ile tamta strona z tego się wywiązała?

- Literalnie wywiązali się z każdego zobowiązania. Opozycja ciągle podkreśla i to mnie najbardziej denerwuje, że to fikcyjne dokumenty i zobowiązania bez pokrycia. Natomiast proszę zauważyć, że nigdy nie cytują, w którym to niby miejscu, porozumienia zostały złamane. Żadne z nich nie zostało złamane. Zostały punkt po punkcie wykonane. Teraz stoimy przed największą inwestycją proekologiczną, jaką będzie tzw. UTWS. Koszt jego budowy wyniesie miliony euro. Inwestycja została już zaakceptowana przez właściciela. W tej sprawie w lutym odbędzie się konferencja prasowa. Myślę, że mieszkańcy wreszcie zrozumieją o czym mówimy. Nastąpi zmniejszenie uciążliwości tej najbardziej nieprzyjaznej środowisku części Kronospanu. Tam są dwa takie miejsca – suszarnia MDF i suszarnia płyty wiórowej. MDF  już kilka lat temu został zaopatrzony w tzw. suchy elektrofiltr, który zmniejszył pylenie z tego komina o 97 procent - jest więc bardzo skuteczny.  Suszarnia płyty wiórowej nie ma elektrofiltrów. W tej chwili w życie weszły tzw. BAT-y sewilskie (Najlepsze Dostępne Techniki przygotowane przez sewilskie Biuro EIPPCB – dop. red.), w których określono, jaki rodzaj zabezpieczenia przed pyleniem w tego typu instalacji powinien być zastosowany. Można zbudować  tzw. mokry elektrofiltr, ale UTWS to jest urządzenie absolutnie innowacyjne i jeszcze bardziej skuteczne. Zawraca gazy wylotowe, które cały czas krążą w instalacji. Tylko niewielka ich ilość idzie w komin. To spowoduje, że nad Kronospanem praktycznie nie będzie w ogóle dymu i nie będą się wydostawać tzw. lotne związki organiczne – m.in. zawieszony na pyle formaldehyd, powodujący smród w mieście. 

Kiedy instalacja powstanie?

- W tej chwili robiony jest projekt. Jego realizacja ma się rozpocząć w drugiej połowie tego roku. Budowa potrwa około roku. Jak dobrze pójdzie, to instalacja będzie oddana do użytku w drugiej połowie 2017 roku. Wtedy całkowicie powinny zniknąć uciążliwości. Nie będzie tego smrodu, który jest w tej chwili. Pylenie będzie szczątkowe.

Kronospan jest często głównym tematem wielu pytań i interpelacji podczas sesji. Pan w takich przypadkach reaguje ostro, a i opozycja słów nie oszczędza. 

- Ciągle są insynuacje, że ja w jakiś sposób wysługuję się Kronopanowi, że jestem przez nich finansowany, że moja kampania wyborcza była przez nich finansowana. To wszystko idiotyzmy. Tylko z lenistwa, z tymi osobami nie polemizuję w sądzie, bo to są kompletne bzdury. Nie jestem pieniaczem i nie chce mi się z nimi walczyć w sądzie. Moim zdaniem pomysł tzw. klastra meblowego jest jednym  z najbardziej realnych, jeśli chodzi o powstanie nowych miejsc pracy i najszybszym do zrealizowania  pomysłem w Szczecinku. Tym bardziej, że od lat wszyscy w Szczecinku płaczą, że jest za mało miejsc pracy, że jest duże bezrobocie w powiecie sięgające momentami prawie 30 proc. 

To w powiecie. W Szczecinku jest znacznie mniejsze bezrobocie. 

- Ludzie dojeżdżają do nas z okolicznych miejscowości. Tutaj pracują i tu zostawiają swoje pieniądze. To przyczynia się także do rozwoju miasta. Zawsze w jakiś sposób będziemy tego beneficjentami. Część ludzi przeprowadzi się tutaj. Będą  kupować mieszkania, domy. 

Jak w tym kontekście może pan wytłumaczyć, że nie ma chętnych na inwestowanie na terenach strefy ekonomicznej? 

- To niezupełnie jest prawda. Nasza strefa ekonomiczna jest w czterech kawałkach. Największy obszar o pow. 32 ha przy ul. Waryńskiego (ul. Strefowa) już został sprzedany Kronospanowi. Mają tam budować kolejne hale, czyli liczą na kolejne fabryki mebli. W strefie jest już hala o pow. 4,0 ha, w której  za kilka miesięcy produkcję uruchmią Duńczycy. Mamy jeszcze grunty inwestycyjne po drugiej stronie ul. Leśnej blisko GPZ, ale one już nie są w strefie ekonomicznej. Kolejny obszar jest przy ul. Harcerskiej - tam też wkrótce powstanie zakład produkujący akcesoria do szpitali, zatrudniający kilkadziesiąt osób. Jestem po rozmowach z właścicielem jednej ze szczecineckich fabryk, który myśli o budowie nowego zakładu w strefie ekonomicznej przy ul. Koszalińskiej w tej części, gdzie niegdyś znajdowała się strzelnica. Przypominam, że nowy zakład CSI „Słowianka” także wybudował się w strefie.  

Miasto przestrzennie się rozwija, ale ilość jego mieszkańców ciągle spada.

- Niewątpliwie tak. To jest ogólnopolski trend. Mnóstwo ludzi mieszka i pracuje za granicą. Oficjalnie są mieszkańcami Szczecinka, ale ich tutaj nie ma. To jest olbrzymia liczba. My nie jesteśmy w stanie w żaden sposób nakazowo spowodować, aby tutaj wrócili. Wrócą wtedy, kiedy tu będą miejsca pracy i gdy te miejsca będą  dość dobrze opłacane, a ludzie będą mieli porównywalne z zachodnimi zarobki. Jestem przekonany, że do tego dojdzie. Jest tylko jedna możliwość aby podnieść zarobki w Szczecinku. Musi być walka konkurencyjna o pracownika na rynku pracy. To się już dzieje. Te firmy, które się zdecydowały tutaj zainwestować, muszą już teraz płacić więcej niż parę lat temu. Mówi się, że jest duże bezrobocie, ale jak przychodzi do zatrudniania ludzi, to okazuje się, że ich nie ma. Wtedy zaczyna się myśleć o budowie dla nich mieszkań, otwieraniu żłobków, dawaniu bonusów, płaceniu za godzinę więcej niż do tej pory.  Za dwa - trzy lata, kiedy powstaną trzy kolejne fabryki w Szczecinku, ich właściciele będą musieli płacić sumy porównywalne z tymi, które są na Zachodzie. No może nie dokładnie takie, ale porównywalne relatywnie do kosztów życia, które tutaj są niższe. 

Zrezygnował pan z budowy mieszkań socjalnych?

- Nie. 

A jakie są potrzeby?

- Duże. W tej chwili przebudowywany jest ostatni już koszarowiec w kompleksie przy ul. Polnej – Kosińskiego. Powstanie tam 25 mieszkań, do których przeniesiemy ludzi z mieszkań komunalnych o niskim standardzie, przekształcając je w socjalne. Właśnie na to dostaniemy pieniądze z Banku Gospodarstwa Krajowego. Mieszkania socjalne powstają, tyle że kosztem zwalnianych mieszkań komunalnych. Prawdopodobnie, choć jeszcze spieramy się ze „Słowianką” o VAT, w najbliższych tygodniach kupimy budynek, który już od lat stoi pusty przy ul. Pilskiej na tzw. Kwieciszewie. Wszystko wskazuje na to, że w 2017 r. w ten sposób przybędzie nam kolejnych 26 mieszkań socjalnych. O ile mam wątpliwości, czy miasto ma obowiązek budowy kolejnych mieszkań komunalnych, to mieszkania socjalne musimy budować. 

Pana czas pracy rozłożony jest pewnie co do minuty?  

- Kiedyś zadałem takie pytanie swemu już nieżyjącemu koledze. Znany był z wykonywania wielu zajęć. Mówiłem mu: …przecież ty masz zagospodarowane 24 godziny na dobę. Jak ty to robisz? A on odpowiedział: Wstaję godzinę wcześniej.

W takim razie, o której pan wstaje?

- Bardzo wcześnie. W jednej z poradni zaczynam swoją pracę już o 6.30. Do domu rzeczywiście wracam późno, ale nie dlatego, że jestem długo w ratuszu, bo tu zwykle pracuję ok. 8 godzin. Bardzo rzadko jestem dłużej, a jeśli już, to z powodu uczestniczenia w spotkaniach różnych rad nadzorczych w spółkach, albo wyjazdów na delegację. 

Nocnych dyżurów w szpitalu pan nie ma?

- Nie. W szpitalu jako chirurg pracuję wyłącznie w ramach wolontariatu, nie pobierając za to nawet złotówki. Operuję czasem jakieś duże zabiegi w czwartki i mam (też bez wynagrodzenia) kilka w miesiącu „dyżurów pod telefonem”. W czwartki korzystam z tego, że burmistrz ma nienormowany czas pracy i mogę jednego dnia przyjść później, a drugiego wcześniej. Często jestem w ratuszu przed innymi pracownikami. W spółce Szpital w Szczecinku pojawiam się również w Poradni Onkologicznej, przyjmując w piątki po południu. Tę część pracy wykonuję pobierając wynagrodzenie od zatrudniającej mnie firmy. W Poradni Onkologicznej  mam zwykle bardzo dużo pacjentów – ok. 50 osób. Resztę pracy wykonuję późnymi wieczorami albo wcześnie rano. Plus zagospodarowane soboty, bo wtedy czasami także operuję. Praca chirurga to moja pasja. Zawsze mówiłem, że gdybym miał wybierać między burmistrzowaniem, a pracą lekarza zawsze był wybrał to drugie. Nawet bym się nie zastanawiał pięciu minut. No ale dobrze, że nie muszę chwilowo wybierać.

Myśli pan o emeryturze?

- Jakoś o tym nie myślę. Resztkę mojego życia zawodowego na pewno spędzę jako lekarz, a nie jako polityk. 

Jak się panu jeździ po mieście? 

- Dobrze. 

Pytam, bo to pan przebudował układ komunikacyjny.   

- Przez ronda przejeżdża się płynnie. Problem się zaczyna tam, gdzie są światła przykładowo przy ul. Wyszyńskiego. Tam czasem stoi się bez sensu. Jeśli chodzi o komunikacje  w mieście, to to co było, a to co jest, to są różne światy. 

Ja się cieszę, że przy Wyszyńskiego są światła, bo bez problemów mogę wyjechać z ul. Armii Krajowej. 

- Przy rondzie też by pan wyjechał. Czasem ronda się robi na bardzo ciasnych skrzyżowaniach. Cały czas myślę o tym, czy nie powinniśmy zrobić ronda, a właściwie rondka, na skrzyżowaniu ul. Kościuszki z ul. Jeziorną. Myślimy o tym. Tym zajmuje się wiceburmistrz Daniel Rak. Jest już zlecona koncepcja projektowa. 

Co będzie, kiedy z racji rozpoczęcia rozbudowy galerii Aria, zostanie zamknięta ul. Parkowa? 

- Ulica będzie jednokierunkowa. Będzie cały czas czynna. Spieramy się co do organizacji w ruchu w tej części miasta. To jest bardzo trudne, ponieważ długi deptak między sądem a ul. Wyszyńskiego spowodował odcięcie południowej części miasta. Mamy niewiele możliwości, żeby przejechać  z jednej części na drugą. Być może przy okazji przebudowy Arii, powstanie nowa ulica? Ta inwestycja wymusi na nas zmianę organizacji ruchu. Ponieważ ul. Parkowa jest bardzo wąska, powinna być jednokierunkowa. Musimy robić ulice naprzemiennie w obu kierunkach, jako jednokierunkowe. 

Jednokierunkowa ul. Jeziorna i druga jednokierunkowa ul. Parkowa? 

- O ile ul. Jasna będzie szła od ul. Kościuszki w stronę jeziora, to już nie jest takie pewne w przypadku drugiej uliczki, jaką jest Jeziorna.  Czy powinna być tak, jak teraz?  Wydaje się, że tak, tyle że zakończona rondem. Następną ulicą będzie Parkowa w stronę jeziora, a kolejna z drugiej strony Manhattanu w ul. Jana Pawła II. Jest taka możliwość, ale trzeba zrobić przejazd przez deptak i to jest pewien problem. 

Jaką funkcję pana zdaniem powinien mieć plac Wolności? 

- Szczecinek jest miastem bardzo konserwatywnym. Tu jest dużo starszych osób. Ja nawet to lubię. To jest taka enklawa. Nie ma tu takiego PGR-u, jaki jest w wielu innych nowych miastach w tej części Polski. Tu rzeczywiście jest mieszczaństwo. To ma również bardzo pozytywne aspekty, choćby to, że ludzie doceniają muzykę, chodzą do teatru, do DKFu, chodzą na premiery transmitowane z  Metropolitan Opera, na wernisarze. To są rzeczy, które nas niezwykle pozytywnie wyróżniają.

Plac Wolności wiele lat temu został przez ludzi zaakceptowany. Jest miejscem wielofunkcyjnym – miejscem spotkań. Przykładowo, ja nie jestem entuzjastą robienia mszy polowych. Ale skoro ludzie tego chcą, to od czasu do czasu można to na placu Wolności zrobić. 

Albo zorganizować rozgrywki ulicznej koszykówki…

- No właśnie, albo koncert Szkoły Muzycznej. Nowa koncepcja placu  ma utrzymać jego dotychczasowy wielofunkcyjny status i dlatego nie może być tak szczelnie zagospodarowany. Aby nie zaburzać jego funkcji, fontanny zostaną odsunięte na jego flanki. Fontanny będą w posadzce, będzie więc możliwość ich wyłączenia i zaaranżowania placu w nieco inny sposób. W uzgodnionych miejscach będą drzewa – platany kuliste, ale funkcja placu zostanie utrzymana. 

W ostatnich latach w Szczecinku pojawiło się szereg elementów tzw. małej architektury, by wspomnieć pomnik Adama Giedrysa, czy choć najnowsze dzieło – mural Tomasza Sętowskiego na kamienicy przy ul. Wyszyńskiego. Będą inne tego typu realizacje?

- O kolejnym muralu chwilowo nie myślę (śmiech). Bardzo lubię, jak w przestrzeni publicznej, czasem nawet bardzo prowokacyjnie, pojawiają się nowe elementy wywołujące dyskusję. Niewątpliwie taką dyskusję wywoła to, co zamierzamy zrobić w tym roku na wieży Bismarcka. 

(Piszemy o tym w osobnym artykule) 

Proszę zobaczyć, jaki charakter przybrał kwartał pomiędzy ul. Zamkową, Mickiewicza i zamkiem. Szczególnie pięknie jest tu po zmroku. Dla mnie jest to taki europejski kawałek Szczecinka. Jestem z tego kawałka miasta bardzo dumny. 

I to mówi łodzianin z urodzenia, z wyboru, a może z przypadku, bo po skończeniu akademii musiał pan przyjechać do Szczecinka do pracy. 

- No tak. Przyjechałem tutaj z wyboru, jestem więc mieszkańcem z wyboru. Przyjechałem tutaj, bo byłem entuzjastą wędkowania. Były tutaj fajne ryby, ale potem ukradli mi sprzęt i przestałem wędkować, ale w Szczecinku już zostałem. Taka to była historia w wielkim skrócie. Uwielbiam to miasto. Pewnych rzeczy początkowo nie dostrzegałem, dopiero dostrzegłem je po pewnym czasie. Takim zwrotem było to, że w końcu zauważyliśmy przez lata niewykorzystywane turystycznie i rekreacyjnie jezioro. To że tak późno, to był największy błąd. Ja też miałem w tym udział, bo byłem w jednej  grupie z Tomkiem Golińskim. W grupie która rządziła miastem. Wtedy popełniliśmy błąd nie eksponując jeziora jako osi, przy której koncentruje się życie naszego miasta. 

Ma pan jako burmistrz kompleks prowincjusza? 

- Z całą pewnością nie. Wie Pan co? Nie lubię, jak się o Szczecinku mówi „miasteczko”. Bardzo na to zwracam uwagę. Nie czuję się burmistrzem miasteczka. Jestem burmistrzem miasta, które ma – tak uważam – olbrzymi potencjał.  Jeszcze w najbliższych latach pokażemy niejednemu, gdzie raki zimują. Mamy wielki potencjał i go wykorzystamy. To już nie będę ja. Będą już inni. Ale kierunek został nadany i tego się nie odwróci. Kto by nie przyszedł, będzie kontynuował moje myślenie o rozwoju miasta. Potem to się będzie samo już kręcić. Jeśli powstaną nowe miejsca pracy, nowe zakłady, to nieuchronnie powstanie także uczelnia. Jestem bardzo optymistycznie nastwiony do tego projektu. Uważam, że się uda. Technologia drewna będzie miała wzięcie. Jeśli powstanie kolejna, z zupełnie innej branży fabryka (chodzi o branżę elektrotechniczną), a jest taka szansa, to będzie zapotrzebowanie na automatyków, elektryków itp. Jeśli powstanie jeden wydział, to za parę lat może powstać i drugi. I to się zacznie rozwijać. Dzisiaj kooperacja pomiędzy przemysłem a uczelniami, jest niezwykle dobrze postrzegana. Na to są olbrzymie pieniądze z UE. Można je wykorzystać i tej szansy nie możemy zmarnować. Czy ktoś chce czy nie, staniemy się miastem akademickim, a do tego nastąpi rozwój przemysłu, turystyki - myślę, że właśnie tak się stanie. Naprawdę to będzie jeszcze piękniejsze miasto. Ja już pewnie tego nie dożyję. Ale Szczecinek już jest piękny.  

W  szarym, ponurym dniu brzmi to bardzo optymistycznie.

- Nie wszystko mnie w obecnej Polsce cieszy. Patrząc z daleka od dużej polityki, uważam, że Szczecinek przez swoje wyjątkowe położenie - na przesmyku między wspaniałymi jeziorami, w otoczeniu lasów -  będzie rajem na ziemi. Trzeba tylko wykładać pieniądze i mądrze je wykorzystywać.

Rozmawiał: Jerzy Gasiul 

Wywiad ukazał się już 4 lutego w Temacie Szczecineckim

 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do