Jerzy Gasiul: Zabawa w berka, czyli co mi pan zrobi?

Na kogo wypadnie, na tego bęc. To znana dziecięca zabawa. Jest bardzo zajmująca. Berkiem może zostać zupełnie przypadkowa osoba. Można się przy tym całkiem sporo nabiegać, co jak widomo dobrze robi na płuca oraz na układ trawienny. 

Gorzej, kiedy do tego rodzaju zabawy przymuszane są osoby, które dzieciństwo mają całkiem daleko za sobą i z racji wieku nie są jeszcze na etapie dziecinnienia. Było piękne, słoneczne popołudnie. Do drzwi pewnej firmy, której nazwa zaczyna się na literę z początku alfabetu, zapukał pan listonosz. Już na progu ze zdziwieniem w głosie oznajmił: O, dzisiaj do pani napisał komornik... 

Pani kwituje, list od komornika sądowego otwiera i... dowiaduje się, że została sponsorem klubu Darzbór. Z tym sponsoringiem to taki gruby żarcik tytułem przerywnika. To tak jak w dobrym horrorze zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie cały czas musi rosnąc. I rośnie. Dokładniej – wzrasta ciśnienie krwi, bo pani w wieku emerytalnym nadal prowadzi działalność gospodarczą. Wracając do sponsoringu, to dokładniej chodzi o daninę na rzecz najstarszego szczecineckiego klubu w wysokości coś ok. 11 tys. zł. Pani wie, że nawet w lokalnych kręgach biznesowych zdarzają się i tacy, co to hawańskie cygara przypalają od dwusetki. Tak się jednak składa, że pani do tego towarzystwa z racji jej dochodów, nie należy. 

Ponieważ już na samym wstępie pisma okraszonego podpisem na okrągłej pieczęci z godłem RP stoi jak byk napis „Zajęcie wierzytelności”, oferta kancelarii wydaje się raczej nie do odrzucenia. Celem dodatkowej zachęty, a jakże, zacytowane są stosowne paragrafy, punkty i artykuły z Kodeksu Postępowania Cywilnego. Jeśli pani w tej kwestii ma inne zdanie, powinna się zwrócić do tutejszego Sądu Rejonowego, rzecz jasna po uprzedniej wpłacie na konto... No, nie bądźmy małostkowi, toć to zaledwie trzycyfrowa suma. Przy tej dużej - przypomnę 11 kawałków - wydaje się niczym datek dla ulicznego grajka. 

Wbrew pozorom sprawa nie jest absurdalna. Nie ma nic do rzeczy, że pani z wierzycielem - panem Marcinem R., którego reprezentuje radca Maciej C. poprzez postępowanie egzekucyjne przeciwko dłużnikowi, czyli Darzborowi, żąda stosownej kwoty z należnymi odsetkami. A pani ma to wszystko uregulować, no bo tak wypadło – jak to w berku. Tak to prawda, że nie zawierała z nimi żadnych umów, zleceń, dostawy, kontraktacji, gwarancji, świadczonych usług, dopłat, tudzież dotacji, umów sponsorskich i darowizn. Choć w tej mierze może być problem. Bo jak pani może udowodnić przed organami, że jest niewinna? Owszem z punktu widzenia pani, zachowanie komornika wydaje się absurdalne. Problem w tym, że pani pogląd na tę kwestię jest nieuprawniony, ponieważ brakuje jej okrągłych pieczęci, podpisów i stosownych orzeczeń. 

Pamiętacie Państwo, jak cieć Anioł z kultowego serialu „Alternatywy 4” wysłał Balcerkowi fikcyjne zawiadomienie, że ma się stawić na komisję odwykową? W tamtym przypadku pisemko poskutkowało. Tu jednak nie było tak, jak w filmie. Pani udała się do rzeczonej kancelarii. Tam w przestronnym i mocno przeszklonym holu dowiedziała się od sympatycznej pani, że przecież nie jest stroną w postępowaniu. No kupa śmiechu. A tak w ogóle to należy napisać oświadczenie, że się nie ma nic wspólnego ani z wierzycielem, ani dłużnikiem. Ot, po prostu tak. Słowa „przepraszamy” nie było. Właściwie to dlaczego i za co przepraszać? Trzeba przecież znać reguły zabawy w berka. Ciekawe na kogo teraz padnie z początku, czy z końca alfabetu? 

Na zakończenie chciałbym przypomnieć kolejną scenkę filmową tym razem z „Misia”. Szatniarz mówi zdenerwowanemu gościowi: - Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi? 

No właśnie, i co pani nam zrobi? Kupa śmiechu, no jak to w berku. 

felieton ukazał się 9.10 w tygodniku Temat