
Felieton ukazał się w tygodniku Temat 12.06.2013
Dni czołgu stojącego przy ul. Myśliwskiej są już policzone. W styczniu przestaje istnieć parafia garnizonowa, a wraz z nią zgromadzony na przykościelnym terenie sprzęt, który ma teraz służyć jako scenografia przy trzesieckim bunkrze. Tamże szczecineccy miłośnicy militariów planują zrekonstruować linię frontową, na której czołg – wprawdzie produkt już powojenny, ale bliźniaczo podobny do oryginału – zajmie poczesne miejsce.
Różnego rodzaju stowarzyszenia miłośników militariów przeżywają swój złoty okres. To dość niezwykłe zjawisko. W czasach, kiedy żołnierzy możemy oglądać tylko w trakcie transmisji telewizyjnych spod Grobu Nieznanego Żołnierza, a w wielu miastach, w tym i w Szczecinku, wojsko znikło niczym lód na wiosnę, a koszary przekształcono na mieszkania. W czasach, kiedy nie ma już czynnej służby wojskowej dla wszystkich mężczyzn, kiedy znikły nawet takie organizacje jak Liga Obrony Kraju - powstają stowarzyszenia miłośników militariów.
Dorosłe, a czasem już mocno podstarzałe chłopy bawią się w wojsko. Interesujące jest również to, że wtedy, kiedy mieli okazję i możliwość przez dwa lata (w marynarce – trzy) a potem z mocno skróconym pobytem za bramą, owej zabawy jakoś bardzo skrzętnie unikali. A jeśli już tam trafili, to zazwyczaj mówili, że wojska nienawidzą, bo nie znoszą tresury fundowanej im przez tępych i rozjechanych kapitanów, kaprali, zlewów, trepów, dziadków, kotów, sierściuchów itd. itd.
I proszę, po latach z nostalgią nie tylko wspominają czasy młodości, ale nawet dobrowolnie przebierają się w znienawidzone mundury. Osobną grupą są ci, którzy dobrowolnie przywdziewają mundury SS (można takich spotkać co roku na zlocie w Bornem Sulinowie), ale o dewiantach może innym razem. Ba, robią to nawet ci, którym udało się z czynnej służby wykręcić. Aby nie było wątpliwości nie dotyczy to już ludzi młodych, którzy swój wiek „poborowy” osiągnęli w czasach, kiedy wojsko się mocno skurczyło, bo nastała nigdy dotąd nie notowana era (s)pokoju i zawodowstwa.
Wprawdzie Rzymianie niegdyś twierdzili, że jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny, ale któż by o tym pamiętał, skoro w szkołach historia jest tylko zbytecznym balastem.
Na przestrzeni co najmniej półwiecza nigdy jeszcze nie było tylu entuzjastów wojska i to pod jego różnymi postaciami. Rzecz jasna największym wzięciem cieszą się pochodzące z demobilu pojazdy. Wszelkiego rodzaju zloty, zjazdy gromadzą setki uczestników. Inną, nie mniej widowiskową dziedziną jest przebieranie się, no może raczej przywdziewanie, strojów średniowiecznych. Tutaj wzięcie ma każdy stan od ciurów i pachołków poczynając, kończąc na szlachetnych rycerzach i łucznikach. To jest elita. Wielbiciele tego rodzaju militariów ujawniają się z reguły tylko przy bardzo znaczących świętach i uroczystościach. Przynajmniej tak jest u nas w Szczecinku.
Inną grupą jak się okazuje nawet dość pokaźną, jest stowarzyszenie zajmujące się militarnymi obiektami. Dokładniej chodzi o żelbetowe „nieruchomości” porozrzucane pośród jezior, lasów i trzęsawisk. Wprawdzie z dawnej świetności Wału Pomorskiego, bo to o nim mowa, niewiele zostało, ale i to co jest, warto oznaczyć w terenie i pokazać nie tylko turystom. To właśnie miejscowi entuzjaści żelbetu i stali za swoje skromne fundusze wyremontowali i uczynili zdatnym do zwiedzania trzesiecki bunkier. Gdyby nie oni, to dzisiaj najlepiej zachowany obiekt w tej części dawnych umocnień, byłby co najwyżej porośniętą krzakami i drzewkami żelbetową górką. Przez ostatnie pół wieku mocno się starano, aby bunkier nie tyle zlikwidować, bo akurat tego nie da się tak łatwo zrobić, co raczej go podkopać, przewrócić i zasypać. Po prawdzie do celu było już bardzo blisko. Jego fundamenty „wisiały” już w znacznej części w powietrzu. Do tej pory wszystkim przeszkadzał. Najpierw nomen omen wojsku. Bezpośrednio po wojnie próba jego wysadzenia okazała się skuteczna jedynie połowicznie. Potem niegroźna mu była nawet urządzona obok kopalnia piasku i żwiru. Bunkier ocalał i teraz po latach, dzięki niewielkiej grupie, której przewodzi Piotr Letki, już jest turystyczną atrakcją.
Tymczasem czołg ma pecha. Nigdzie zbyt długo nie zagrzał miejsca. Najpierw przez kilka ładnych lat uświetniał plac ustrojony armatami i pomnikiem „marszałka dwóch narodów” przy ul. 28 Lutego. Po powstaniu kościoła garnizonowego, przeniesiono go na ul. Myśliwską. Teraz zostanie podstawiony pod bunkier. Jeśli nie zdążą go po kawałku zdemontować złodzieje, stanie się nową wizytówką miasta, przynajmniej od strony zachodniej.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie