
Czytelnicy Tygodnika Temat czytali to już w czwartek, 23 sierpnia.
Temat. Co tydzień o tym, co ważne
Huku i ludzi było co niemiara. I zanim na dobre rozpoczęła się wojna, bunkier trzesiecki padł, a żołnierze, których różnił jedynie krój munduru, mogli pójść na piwo. Mowa o najgłośniejszym wydarzeniu ostatnich dni, jakim było nienotowane dotąd w historii przełamanie Wału Pomorskiego na osiedlu Zachód. Zarówno żołnierze, jak i licznie zgromadzona publiczność, świetnie się bawiła, bo w gruncie rzeczy przecież chodzi tylko o zabawę. Inscenizacja z faktami historycznymi ma tyle wspólnego, co wykradzenie planów Wału przez hauptmanna Klosa vel kapitana Klosa, przy dzielnej współpracy psa Szarika - bezpośredniego sprawcy szerokoprzestrzennego podkopu pod trzesieckim B-Werkiem. Na dobrą sprawę, gdyby w tym miejscu pojawiła się husaria z asyryjskimi łucznikami i razem przystąpiliby do ataku na bunkier, też nic zdrożnego by się nie stało. Po prostu fakty trzeba tworzyć. A propos faktów.
W ostatnich dniach daje się mocno mieszkańcom we znaki fetor, którego źródło znajduje się na polach pomiędzy Bugnem a Gałowem. Smród przywiezionych z drobiowych ferm odchodów i odpadów, po prostu obezwładnia, zwłaszcza teraz w upalne dni. Właściciela wielohektarowego biznesu zapewne niewiele interesuje to, że w polu rażenia jego „działalności gospodarczej” znajduje się 40-tysięczna populacja. Nie jest wykluczone, że on sam tego nie czuje. Sentencja mówiąca o tym, że pieniądze nie śmierdzą, w tym przypadku zupełnie się nie sprawdza.
Wracając jeszcze do scen batalistycznych, to mimo wakacyjnego odpoczynku, zarządzonego po całorocznej, znojnej pracy, radni w lipcu zostali wezwani w trybie pilnym na sesję nadzwyczajną. Tamże (bez należytego współdziałania ze strony radnych opozycyjnych - co jak wiadomo jest działaniem karygodnym) podjęto uchwałę - może właściwsze byłoby określenie - proklamację. Jej adresatem miał być wysoki sąd administracyjny. Radni PO dzielnie stanęli murem za przewodniczącym, broniąc go niczym Leonidas termopilskiego wąwozu. A wszystko to przed niegodziwościami sprokurowanymi najpierw przez wojewodę, a potem przez samego ministra. Obaj uparli się, aby przewodniczącemu uchylić mandat radnego.
Niestety, mimo mężnej postawy, uchwała szczecineckich radnych sądu nie wzruszyła. Można nawet powiedzieć, że sąd pozostał nieugięty, utrzymując postanowienie wojewody w kwestii uchylenia mandatu dla pana przewodniczącego. Pan przewodniczący, mimo faktów, zachowuje nadal stoicki spokój. Najwyraźniej stołek trzeba będzie usuwać za pomocą sądu stołecznego. A poza tym, jak mawiała babcia Pawlakowa: Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie.
No właśnie. Ci wysocy (ze względu na sprawowaną funkcję) urzędnicy, niby tacy ważni, a tak mało pojętni. Nawet nie wiedzą, kto rządzi w Szczecinku? No, może i nie wiedzą. Ważne, że radni dali odpór zarówno ministrowi jak i wojewodzie. Ich postawa, kolejny już raz rozsławiła nasze ukochane miasto. Rzecz jasna to wszystko w ramach nieplanowanej tegorocznej promocji. No cóż, lansowanie zazwyczaj słono kosztuje, bo nie ważne, co mówią, ważne, że mówią.
A wracając do uchwał i wojewody, to z tym urzędnikiem w dalekim Szczecinie coś jest nie tak. Czy on nie wie jaką ma w kieszeni legitymację i z czyjego nadania? Na dodatek w ostaniach dniach wojewoda stwierdził nieważność uchwały dotyczącej zasad i trybu sprzedaży lokali mieszkalnych. Najwyraźniej facet zagiął parol nie na tutejszych, jak zwykł mawiać burmistrz „żołędnych dupków”, ale na najbardziej światłych obywateli. Teraz w naszym interiorze powiało grozą.
A rzeczywistość jest taka, że rada chciała być zgodna z nieformalnymi trendami. Konkretnie chodziło o to, aby regułą postępowania w procedurze związanej ze sprzedażą było m. in. to, że nabywca nie dość, że ma opłacić koszty sporządzenia operatu szacunkowego, to na dodatek, i tu proszę o uwagę, wycenę nieruchomości mógłby zlecić tylko ratusz i to wybranemu wg swoich kryteriów rzeczoznawcy. Gdyby w dalekim Szczecinie, owego prawnego cymesu nie zakwestionowano, jeden z wielu elementów klientystycznego systemu (funkcjonującego i bez tego całkiem dobrze), byłby wprowadzony lege artis do prawa miejscowego.
A to, że radni w ten sposób przekroczyli swoje ustawowe kompetencje, to już tylko mały pryszcz. Zresztą większość z nich zachowuje się niczym pacynki z kijkiem w tyłku. Niczego nie mogą. Po prawdzie nie mogą też ponosić odpowiedzialności za rękę, która nimi porusza. W każdym razie komedia jest przednia tyle, że nie każdy czuje się rozbawiony, a i sam spektakl wydaje się zbyt kosztowny. Przynajmniej jak na dość skromne możliwości finansowe tutejszych podatników.
Jerzy Gasiul
Czytelnicy Tygodnika Temat czytali to już w czwartek, 23 sierpnia.
Temat. Co tydzień o tym, co ważne
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie