Reklama

Jerzy Gasiul: Tak to było

16/12/2011 12:10

tygodnik Temat nr 597 / 15 grudnia 2011

Trzydzieści lat dla młodych to epoka, dla starszych to wczoraj. Pierwszy dzień stanu wojennego wprowadzonego pamiętnej nocy grudniowej w Szczecinku niczym się nie wyróżniał. To była niedziela. Tego dnia spadł u nas śnieg. Tego dnia o poranku na ulicach wielkich miast pojawiły się opancerzone transportery i czołgi. U nas niedzielny poranek był taki jak zawsze - senny.
W przededniu, w sobotę, późną a właściwie już nocną porą, w kaplicy sióstr Niepokalanek przy ul. Kościuszki odbyła się uroczysta Msza św. Celebrował ją dla niewielkiej grupki członków miejscowego Klubu Inteligencji Katolickiej, jeszcze wtedy nigdzie poza Szczecinkiem nieznany redemptorysta o. Tadeusz Rydzyk. W tym czasie, zanim z bliżej nieznanych powodów obraził się na klubowiczów, pełnił funkcję kapelana. Msza skończyła się bardzo późno - niewiele chyba brakowało do północy. Potem wracaliśmy piechotą przez całe miasto. Było przeraźliwie pusto. Na ulicach żadnego ruchu. Być może dlatego, że w tym czasie i jeszcze dość długo potem, benzyna była na kartki. Gdzieś po drodze spotkaliśmy nieśpiesznie jadącą w kierunku Zachodu milicyjną nyskę. Z nieba zaczęły sypać pierwsze płatki śniegu. Było bardzo zimno.
Tyle zapamiętałem. O pierwszej niedzieli stanu wojennego, gdzie zamiast dziecięcego "Teleranka" pojawiła się generalska głowa odczytująca charakterystycznym dla tej grupy wojskowych, szczekliwym, nieznoszącym sprzeciwu głosem o tym co zarządził, nie warto nawet pisać. Ta noc i początek niedzielnego dnia na zawsze wryła się w pamięć członków miejscowego MKZ Solidarność. Za wieloma z nich zamknęły się więzienne kraty. O tym piszemy na naszych łamach w reportażu - rozmowie z Bolesławem Stypą, wspominającym tę dawną, pozbawioną jeszcze pychy i zacietrzewienia "przedwojenną" Solidarność. Solidarność, która w tym czasie była olbrzymim ruchem społecznym na niespotykaną skalę, a który - śmiem tak twierdzić - w Polsce już się nie powtórzy.
W niedzielę, w naszym małym, prowincjonalnym ośrodku, Solidarność przestała istnieć. Nie poddały się jedynie jednostki, które dzisiaj ani nie prężą piersi do odznaczeń, ani też nie pchają się jako pierwsi do składnia kwiatów pod tablicą. Ot, zwykli, ale za to przyzwoici ludzie.
To, że stan wojenny przebiegał w ten a nie inny sposób, zawdzięczamy tym, którzy nie dali się zastraszyć komunistom, a także postawie znacznej części społeczeństwa. A mogło być całkiem inaczej.
Przez cały 1981 rok władza bardzo skrupulatnie przygotowywała się do wypowiedzenia Polakom wojny. Świadczą o tym choćby niezrealizowane pomysły o budowie obozów. Nazwano je obozami dla "doleżowanych". To słowo wytrych. Chodziło o zamknięcie jak największej ilości ludzi za drutami. Nie chcę powiedzieć, że pierwowzorem - ze względu na technologię budowy i funkcję - miały być obozy hitlerowskie, ale przyjemniej w założeniach, ich funkcja była mocno zbliżona. Obozy miały się składać z szeregów drewnianych baraków. W każdym miała być kuchnia i umywalnia z ustępami. Pomiędzy barakami plac, szczeliny przeciwlotnicze, pompa na wodę... Jeśli myślicie, że bredzę to jesteście w błędzie.
Na przełomie czerwca i lipca, do pewnego (nazwę pominę milczeniem) miejscowego biura projektów dostarczono zlecenie od tzw. inwestora zastępczego (nazwę również zbędę milczeniem) na wykonanie projektów dwóch takich obozów. Dodam, że baraki były już zaprojektowane, a chodziło jedynie o wykonanie planów zagospodarowania. Oba kompleksy miały konkretne lokalizacje - dostarczono nawet tzw. podkłady geodezyjne. Jeden z nich o wielkości ok. 8-10 baraków - rzecz jasna wygrodzonych drutem kolczastym - zaproponowano na przedłużeniu ul. Kołobrzeskiej. Były to nieużytki po dawnym, wojskowym autodromie. Dzisiaj w tym miejscu powstaje obwodnica Trzesieki. Drugi znacznie większy, w którym jak wstępnie obliczano, mogło być ok. 20 baraków (każdy o pojemności ok. 100 osób) miał być ulokowany w Bobolicach. Po kilku, czy może kilkunastu dniach i buntu tego, któremu nakazano to robić, zlecenie wycofano. Pewnie ktoś wyliczył, że wystarczy miejsc w więzieniach i adaptowanych na ośrodki odosobnienia ośrodkach wczasowych.
Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ i u nas, niby jak u Pana Boga za piecem, też działy się rzeczy, o których dzisiaj niektórzy woleliby zapomnieć.
Jerzy Gasiul

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do