
Przypadek zrządził, że ten numer ukazuje się 13 grudnia. Nie sposób więc nie wspomnieć o pamiętnym grudniu 1981 roku. To była niedziela. Tego dnia poranek w Szczecinku przywitał wszystkich śniegiem i zaspami. Na ulicach było pusto i jeszcze bardzo sennie. Na głównej ulicy - wtedy Marszałka Żukowa - pojedyńcze osoby spieszyły na poranną Mszę św. do Mariackiego. Tych co mieli zamknąć- zamknęli kilka godzin wcześniej jeszcze przed północą. Nieświadoma niczego reszta mieszkańców powoli budziła się ze snu. Czekał na nią cały zestaw niespodzianek.
Nie działa telefon, milczy radio. Pierwsza myśl, ani chybi klęska żywiołowa w postaci niespodziewanego ataku zimy. Nawet w telewizorze zamiast obrazu śnieg. Ani chybi, to już musi być poważna sprawa. Ze względu na dwudziesty stopień zasilania, prądu może nie być. Pociągi mogą być odwołane. Ogrzewanie w domach nieczynne do odwołania, ale żeby nie było programu TV, to już musi być poważna sprawa. O dziewiątej już wszyscy wiedzieli o co chodzi. Zamiast „Teleranka”- dzieci wystraszył jakiś facet w czarnych okularach. Okazało się, że postanowił zarekwirować do swojej dyspozycji cały czas antenowy. Swoim skrzekliwym głosem - jak to generał - oznajmił, że oto dalej już nie może tolerować anarchii i dlatego nie czekając aż się rozwidni, już w nocy zdecydował się ratować socjalizm. Jak na prawdziwego komunistę przystało, już kilka miesięcy przedtem określił i wyznaczył wroga. Teraz runął na niego całym zasobem swoich czołgów i opancerzonych transporterów. Te mało zwrotne pojazdy, przyznać trzeba, świetnie radzące sobie na śniegu, pojawiły się na ulicach, ale tylko dużych miast. U nas ich nie było. Najbliżej stały w Koszalinie, a dokładniej na jego rogatkach. Sprawdzali tam przepustki, bo od tego dnia nie wolno było, bez powiadomienia odpowiednich władz, opuszczać swego miejsca stałego pobytu.
Po co to piszę zważywszy, że oprócz wojskowych trójek kontrolujących sklepy i magazyny, zakazu wychodzenie na ulicę od 22 do 6 rano - w tym czasie odbywało się milicyjne trzepanie tyle, że nie były to dywany - nic szczególnego się nie działo. Nie było strajków ani okupacji zakładów. Kogo mieli zamknąć - zamknęli. Co miano zapieczętować - zapieczętowano. Bałagan w esbeckich papierach sprawił, że jedną z najważniejszych postaci groźnej niebywale groźnej dla ładu, porządku i socjalistycznej dyscypliny nieopatrzenie pozostawiono na wolności. Zanim się połapali, aresztować już nie wypadało. To wszystko?
Raczej nie wszystko. Teraz po latach okazało się, jak wielu tajnych współpracowników miejscowa esbecja umieściła w niezależnych od PZPR organizacjach i zakładach pracy. Esbecy chwalili się nawet, że od 1 stycznia pozyskano do współpracy aż 57 TW. Chodziło o osoby, które w sposób tajny i zarazem świadomy donosiły pisemnie, czy też ustnie w ceglastym gmachu przy ul. 28 Lutego.
Kilka miesięcy przedtem jeszcze latem, miejscowe biuro projektów otrzymało dziwne zlecenie. Chodziło o zaprojektowanie dwóch obozów. Od razu wyjaśniam, nie dla harcerzy. Zamiast namiotów,w pobliżu dzisiejszego ronda przy skrzyżowaniu Karlińskiej i Kołobrzeskiej miało się zmieścić kilka drewnianych baraków. Każdy z węzłem kuchenno-łazienkowym w środkowej części. Oprócz tego ogrodzenie - bynajmniej nie z białych sztachet, szczeliny przeciwlotnicze, pompa na wodę... Drugi taki ośrodek, jak to ujęto „dla doleżowanych” miał być w Bobolicach. Po miesiącu zlecenie wycofano. Pomysłodawcy wpadli na pomysł, aby internowanych umieszczać nie tylko w więzieniach ale także w ośrodkach wczasowych MSW.
Szczególnym zainteresowaniem esbecji cieszyły się stowarzyszenia zbliżone do Kościoła. Takim był szczecinecki KIK. Wtedy jego kapelanem był - dzisiaj powszechnie znany - wtedy młody redemptorysta o. Tadeusz Rydzyk. Po raz pierwszy dał się poznać jako świetny organizator, choćby podczas pamiętnej Mszy św. odprawionej po zamachu na Jana Pawła II (13 maja 1981). Nigdy przedtem, nigdy też potem na placu Nowotki - dzisiaj Kamińskiego - nie widziano tak wielkich tłumów, które przyszły tu dobrowolnie. To była druga, po pamiętnym 3 maju 1946 roku, tak wielka religijno - patriotyczna manifestacja w dziejach powojennego Szczecinka. Kapelan miał to do siebie, że potrafił pobudzić i uaktywnić bierne do tej pory szczecineckie środowisko. Trzeba przyznać, że w tym był niezwykle skuteczny. Ta jego stanowczość, a może raczej kategoryczność, w postępowaniu wielu być może zrażało. To z jego inicjatywy powstał KIK - stowarzyszenie, które owszem istniały, ale tylko w dużych miastach. Powołanie KIK w tak małym mieście było ewenementem chyba w skali kraju.
Dlaczego piszę o tym? Bo nawet w tak małym mieście jak Szczecinek, w tym czasie działy się rzeczy wielkie. Wspominam o tym w kontekście pamiętnego 13 grudnia. To tylko tak dla przypomnienia. Szczególnie dla tych uważających się za „wykształconych z wielkich miast”, aby któregoś razu podczas pouczania ciemnogrodzian, bitwy pod Cedynią nie pomylili z „Telerankiem”.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie