
Czytelnicy Tygodnika Temat czytali to już w czwartek, 30 sierpnia.
Temat. Co tydzień o tym, co ważne
Sezon ogórkowy ma się ku końcowi. Widać to, choćby po wzmożonym ruchu na ulicach. Tylko z pozoru wydawał się on martwy, niczym Pustynia Błędowska w upalne, letnie południe. Działo się i to całkiem sporo, o czym zresztą bez żadnych niedomówień naszych Czytelników informowaliśmy.
Najważniejszym, lokalnym wydarzeniem, wbrew pozorom nie był przelot myśliwca na niskiej wysokości nad naszymi chałupami, lecz wyrok sądu administracyjnego dotyczący uchylenia mandatu radnemu i zarazem przewodniczącemu Rady Miasta. A tak w ogóle, to sezon był bardzo udany. Dowodem na to jest między innymi to, że woda w Trzesiecku, zdaniem odpowiedzialnych za zlecenia na jej badanie, nadawała się przez cały ten czas do kąpieli. Małym wyjątkiem była jedynie czerwcowa prowokacja, kiedy nieznany sprawca postanowił przyśpieszyć efekty rekultywacyjne w jeziorze, rozpuszczając w nim całkiem spore ilości żrącej substancji. Nie wiadomo, bo nikt tego nie zbadał, czy podchloryn sodu (bo o nim mowa), wspomógł szarżę na niechciane bakterie. W każdym razie walka o przejrzystość (jakkolwiek to zabrzmi) została wygrana. No może bardziej na papierze, ale przecież to są tylko drobiazgi, o które nawet nie warto się spierać.
Dbając o stan higieniczno-sanitarny jeziora postanowiono nawet, aby badania wody, albo tego co wygląda na wodę, powierzyć jednostce bardziej odpowiedzialnej niż nasz Sanepid. Otóż nasz Sanepid ładnych kilka lat temu wzbogacił się o świetnie wyposażone laboratorium, a ponieważ dobrze przygotowani fachowcy już byli, wkrótce otrzymał odpowiednie certyfikaty nadane przez instytucje do tego powołane. Zapewne to wszystko stało się jego zgubą. Otóż stał się (mowa o naszym Sanepidzie) instytucją niewiarygodną, bo nie przystającą do fajności. Powiedzmy sobie wprost, chodzi o to żeby te plusy nie przesłoniły minusów. A skoro zadekretowano nam wszystkim fajność niczym w Amber Gold, to i tam (znaczy w Sanepidzie) powinni wiedzieć, że w sezonie pod żadnym pozorem nie można zamykać plaż, a tym bardziej kontestować jakość jeziornej wody.
A niechże woda ze studzienek kanalizacyjnych wybija podczas ulewnego deszczu, niczym islandzkie gejzery, lejąc się obficie do jeziora (bo gdzieś wylać się musi), to badania mają być zrobione tak jak należy. Dlatego mając na względzie fajność, czyli dobre samopoczucie tych, którzy stają na jej straży, zarządzono badanie wody nie w miejscu oddalonym od Trzesiecka o sto metrów (odległość miejscowego Sanepidu od jeziora), a o 68 kilometrów. No, ale nie ma co narzekać. Dojazd jest dobry, cały czas asfalt, więc próbkę wody można przewozić bez obaw o jej stan. To i tak dobrze, bo gdyby wybrano laboratorium przykładowo w Pszczynie, albo i nawet w Przemyślu, to dopiero byłaby wyprawa. A poza tym, czy przykładowo woda w Gwdzie czy nawet w Sanie wygląda inaczej?
Przed tygodniem przybrzeżne wody, szczególnie te w zatoczkach, mocno się zazieleniły. Nie dość na tym, w powietrzu unosił się smród godny fermy tuczu. Nie jest to żadna nowość, tyle, że tego rodzaju zjawisko zdarzało się latem jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Miejscowy Sanepid, a konkretnie jeden z inspektorów znowu wyszedł przed szereg, stwierdzając nadmierny zakwit sinic. Mało tego, z tego powodu nakazał zamknięcie jednej z plaż. I tu reakcja była natychmiastowa. Tym razem inspektor, a może tylko specjalista, ale za to całkiem innego gmachu orzekł, że decyzję wydano nie na takiej podstawie na jakiej jego zdaniem, powinna być wydana. Zawtórowały mu tutejsze, dworskie media, piejąc z zachwytu nad jego mądrością, przenikliwością i wyśmienitym rozeznaniem z dziedziny nauki, o znajomość której nikt go nie podejrzewał. I co się okazało? Ano, rzecznik głównego inspektora sanitarnego i doradca ministra w jednym potwierdził, że działania tutejszego Sanepidu były jednak prawidłowe i że inspektor rację miał.
No i w ten sposób pojawił się zgoła nieoczekiwany problem. Czy oni tam w Warszawie nie wiedzą, że również na prowincji, nie tylko u nich, też ma być fajnie? Całe szczęście idzie jesień i do głowy nikomu nie przyjdzie, aby pluskać się w jeziorze. Można więc już dzisiaj nadać oficjalny komunikat: Owszem było zielono, ale po pierwsze nie były to sinice, a zielenice, i tylko dzięki naszym usilnym staraniom w ostatnim czasie temperatura powietrza spadła, a zielenice już się nie zazieleniły.
W ten sposób cała postępowa ludzkość czytająca (zjawisko spotykane coraz rzadziej) i oglądająca (zjawisko bardzo rozpowszechnione) doceni wkład władzy w rozwój i utrzymanie fajności.
A jeśli ktoś będzie się zastanawiał i pytał, o co tu kurna chodzi, to zawsze można odpowiedzieć, że o dobro wspólnoty. Jeżeli mimo tego, osobnik (na pewno niepełnowartościowy, czyli cyt. żołędny dupek) nadal będzie miał wątpliwości, to zawsze można go oskarżyć o mowę nienawiści.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie