
Na latarniach głównych ulic zabłysły kolorowe światełka. Wszystkie są w kształcie choinek. To nieomylny znak, że rozpoczął się Adwent, albo jak się to teraz mówi okres „przedświąteczny”.
Zgodnie ze światopoglądem, do którego przyznaje się (chyba) większość, Adwent to termin z kalendarza liturgicznego. Oznacza okres związany z oczekiwaniem na kolejną rocznicę Bożego Narodzenia. Za kilka dni będziemy również wysyłać i składać świąteczne i noworoczne życzenia.
Kiedyś, a było to bardzo dawno temu, o tej porze roku krążył taki oto dowcip: Puk, puk! Kto tam? Mary. Jaka Mary? Marry Christmas!
Sądząc po tym, co się dzieje po zachodniej stronie Europy, być może już całkiem niedługo i u nas tego rodzaju dowcip powiedziany publicznie, może być poczytany jako manifestowanie religijności i atak na czyjąś tożsamość. A to już bardzo niedaleko do „mowy nienawiści”. Dowód w sprawie: słowo Christmas. Gwoli przypomnienia w tym roku nawet u nas, w „głębokim terenie”, mieliśmy już do czynienia z „mową nienawiści”.
Jak na razie możemy jeszcze na głównym, miejskim placu bez problemu stawiać bardzo dużą choinkę, a w mniej eksponowanych, ogólnodostępnych miejscach nawet kilka nieco mniejszych drzewek. Na razie choinka nikomu nie przeszkadza, ale być może, że będzie kiedyś zastąpiona przez jakąś bliżej niesprecyzowaną, kolorową konstrukcję. Licho wszakże nie śpi i w każdej chwili ktoś może zażądać neutralnej, czyli wyjałowionej z chrześcijańskich elementów publicznej przestrzeni. Wtedy goodbye choinko. Po prawdzie rodowód ma nieszczególny, bo pruski, a więc choćby z tego powodu wredny, to i nawet za bardzo nie będzie jej szkoda. Jedynym mankamentem będą egipskie ciemności na placu Wolności i brak sowieckiej(!) gwiazdy na jej czubku. Chyba, że spadnie śnieg, a wtedy nie tylko na placu, ale nawet pod wieżą Bismarcka będzie widno jak w dzień.
Kto nie wierzy niech się choćby późnym wieczorem przejdzie, lub przebiegnie parkiem wzdłuż jeziora. Polecam i to nie tylko ze względu na ekstremalne doznania związane z niespodziewanym spotkaniem wracających właśnie z dyskoteki przyjaznych środowisku i przechodniom grup. Warto to zrobić nawet w celach poznawczych. Jak by nie było, to tylko niecałe sześć kilometrów, za to w rzęsistym świetle, ale tylko w tych miejscach, gdzie nie zniszczono jeszcze lamp parkowych. Jest w miarę bezpiecznie, bo po drodze można się nawet natknąć na niejedną czuwającą i to przez całą dobę, kamerę miejskiego monitoringu. Sądząc z nieco mniejszej ilości, niż to bywało jeszcze parę lat temu, połamanych ławek i koszy na śmieci, jest znacznie bezpieczniej.
Nocną porą nie radzę wchodzić za to na zamkowy pomost. To ten od strony plaży. Pomost ma to do siebie, że latarnie choć na nim są, to w nocy raczej nie świecą, choć i w tym względzie mogą zdarzyć się wyjątki. Inną niedogodnością są poważne braki w barierkach. Z tego powodu można niechcący wpaść do wody, choć i to ma swoje dobre strony. Na gapy, marzycieli oraz nocnych marków nie działa nic bardziej orzeźwiająco, jak lodowata woda. Jak widać nawet pewne mankamenty czy niedoskonałości mogą mieć również swoje dobre strony.
Za to nijak nie mogę dociec intencji producentów czekoladowych, adwentowych kalendarzy. Tego rodzaju produkt ludzkiej myśli i przemysłu cukierniczego, można zoczyć na półkach jednego z marketów. Co też chciał wyrazić producent umieszczając obrazek ze... Spidermanem, czy lalką Barbie? Dlaczego całość z okienkami, w których ukrywają się czekoladki na poszczególne dni grudniowe oznaczył napisem, tu zacytuję: Adventskalender.
Czy pod tą nazwą aby na pewno kryje się to, co my po polsku, być może mylnie, nazywamy kalendarzem adwentowym? A może to tylko taka nazwa handlowa? Mało prawdopodobne jest też, aby z okazji „okresu przedświątecznego” Spidermana przechrzczono (też niedobre określenie) na Adventskalender.Chyba jednak się czepiam.
A tak już na serio. Czy dziecko, codziennie odklejając kolejne okienko, będzie oczekiwać na urodziny Spidermana, lalki Barbie czy innej zabawkowej postaci? Jak mu wytłumaczyć, że w gruncie rzeczy chodzi o coś znacznie ważniejszego, a producent mrugając do nas okiem, bezczelnie upomina: Uwaga, przestrzeń neutralna. Chyba jednak lepiej nazwać rzecz po imieniu.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie