
Na mojej ulicy w ostatnich dniach pojawiły się wypatroszone z miąższu i pestek dynie. Nie to, że nagle zmieniły się trendy dotyczące sposobów upiększania otoczenia domków jednorodzinnych. Czyżby mieszkańcy w swoich (z reguły) zadbanych ogródkach, zamiast kwiatów i krzewów, zaczęli nagle uprawiać dynie? Przyznam, z tego rodzaju zjawiskiem jeszcze się nie spotkałem, choć żyję już w miarę długo. Z drugiej strony, taka dynia ze względu na swoje rozmiary, jak również rzadko spotykany w świecie owoców i warzyw kolor, może świetnie uzupełniać kolorystyczną gamę przydomowych ogródków. Otóż nic z tych rzeczy. Wypatroszone dynie pojawiły się przy drzwiach nie jako dekoracja, ale wręcz przeciwnie.
Tak jak synonimem prostactwa jest burak (mowa o warzywach), tak teraz wydrążona dynia ma się kojarzyć z duchem, czy też wampirem, strzygą, upiorem, duchem, czy czymś tam jeszcze. W każdym razie, z założenia ma straszyć. Bo jak powszechnie wiadomo, straszy tylko to, co jest już nieżywe. W polskiej tradycji do tej pory straszyły duchy, a więc coś niematerialnego. Jeszcze kilkanaście lat temu powszechnie sądzono, że z dyni można upiec wyśmienite ciasto, zrobić dżem, a nawet zamarynować ją w occie. Nic z tego. To zbyt staroświecki pogląd.
Entuzjaści wszystkiego co pochodzi z zachodu określą to jako „fajny gadżet”, który dobrze by było, aby i u nas się zadomowił. Podobnie zresztą jak bardzo pożądane, głównie przez handlowców, walentynki czy nie mniej popularne (w centrach handlowych) „białe święta” z brodaczami w czerwonych szlafmycach. Sądząc po tłumach na naszym cmentarzu komunalnym, jeszcze dość długo nasz „dziki kraj” będzie jednak kultywował swoje zwyczaje. Zamiast „święta duchów” nadal będziemy obchodzić Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki, a dynie są i będą jedynie wydmuszką (dosłownie) na użytek prostaczków, którym polskie zwyczaje i tradycja wydają się nieprzystające do współczesności.
Na niewiele też zdają się próby zadomowienia „święta duchów” czynione przez szczecineckie szkoły i przedszkola. Zwolennicy mogą argumentować to ubogaceniem kultury. Wolałbym, abyśmy mogli ubogacić, a może nawet ją rozwijać w nieco innych dziedzinach, choćby takich jak polepszenie kultury pośród użytkowników dróg, czy wprowadzenia zwyczaju sortowania śmieci i zaprzestania ich palenia. A że jest to dość powszechny proceder, wystarczy popatrzeć na wystawione pojemniki i worki z posegregowanymi odpadami w dniu ich odbioru przez śmieciarki. Na każdej ulicy niemal na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy śmieci segregują. W tych dniach stoją kolorowe worki na posegregowane odpady. Reszta, albo wrzuca wszystko do kubła, albo na ruszt. I gdybyż to był papier. Gdzie tam. Wrzuca się wszystko, co się będzie w stanie nie tyle spalić co wypalić. I nie ma to nic wspólnego z zamożnością, pozycją społeczną, wykształceniem, wiekiem i co tam jeszcze. To jest wyłącznie kwestia kultury, którą albo się ma, albo nie.
Już kilkanaście lat temu radni uchwalili regulamin utrzymania czystości i porządku, a także wywożenia śmieci. Miało być tak, żeby nikt nie mógł się uchylić od obowiązkowego podpisania umowy na wywożenie śmieci. Chyba jednak do końca coś z tym nie wyszło, skoro podrzucanie śmieci do lasu czy do osiedlowych pojemników wcale nie należy do rzadkości. Teraz, za przyczyną nowej ustawy, wszelkiego rodzaju gminne regulaminy i stawki biorą w łeb. Będzie po nowemu. Znaczy, może nie tyle lepiej, co z całą pewnością drożej. Bo w gruncie rzeczy chodzi o to, aby jak najwięcej z szaraczka dało się wydoić.
Pieniędzy na gwałt szukają nie tylko autorzy państwowej „zielonej wyspy”, ale także „bracia mniejsi”, czyli samorządy. A skąd je wziąć, skoro zakładane dochody ze sprzedaży majątku są na kompromitująco niskim poziomie, a kredyty i zobowiązania spłacać trzeba? Zadłużenie miasta w przeliczeniu na głowę wynosi ok. 1000 zł. Jeśli jednak dodamy do tego kredyty miejskich spółek, to kwota jest znacznie wyższa. Chyba „dla zdrowotności” lepiej nie liczyć, zwłaszcza, że i tak nie ma się na to wpływu. Za to na powitanie Nowego Roku, na ratuszowej wieży powinna stanąć wielka dynia. Będzie to bardzo autentyczny i jak najbardziej na miejscu „fajny”, bo wzbogacający fiskalną kulturę gadżet.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie