Reklama

Jerzy Gasiul: Bo głośno być musi

30/05/2014 09:50

felieton ukazał się w 717 wydaniu tygodnika Temat

Impreza nie istnieje, jeśli nie odbędzie się na placu Wolności. I nie ma tu znaczenia jej rodzaj, ani do jak licznej grupy odbiorców jest adresowana. Oprócz placu nie mniejszą popularnością cieszy się mroczna sala kinowa. Mroczna, bo też została wybudowana do zupełnie innych celów niż wręczanie, honorowanie, odznaczanie, obchodzenie tudzież kilka innych najczęściej urzędowych okazji. Z zupełnie niezrozumiałych powodów organizatorzy przy wręczaniu, honorowaniu etc., etc. wprost przepadają za właśnie taką piwniczną, by nie powiedzieć grobową ciemnością. Ale wróćmy na plac, który w zależności od pogody zalany jest słońcem albo deszczem. 

Otóż nijakiego innego miejsca na jakiekolwiek imprezy nie uświadczysz. Do przeniesienia czekają jeszcze tylko uliczny bieg i narty wodne. Za dawnych, powiedzmy szczerze, bardzo dawnych czasów, takim odświętnym miejscem był jeszcze park z muszlą koncertową. Wtedy też na parkowych ścieżkach i alejkach rozstawiano namioty, kramy, czy co tam jeszcze było w programie. Bywały tam tłumy, ale to już tylko historia. 

Najwyraźniej od jakiegoś czasu muszla stała się przeżytkiem, anachronizmem, czyli jak to teraz snobujący się na światowców określają – démodé. Park z muszlą koncertową stał się więc miejscem jakby z innej epoki. Tam odbywało się to zwyczajowo po południu w niedzielę, tutaj zwyczajowo w samo południe koniecznie od poniedziałku do piątku. Nic dziwnego, w sobotę i niedzielę po placu wałęsają się co najwyżej bezdomne koty. Nawet niewiele znacząca impreza, która z powodzeniem przy pogodzie warta byłaby co najwyżej szkolnego boiska czy nawet przyblokowego podwórka, upycha się niemal na siłę na centralny plac miasta. Mimo że zwyczajowo pojawia się wówczas i estrada, i nagłośnienie godne koncertu Stonesów, efekty są raczej mizerne, a ilość uczestników – a dokładniej przechodniów od kilku do kilkunastu – rzecz jasna nie wliczając w to samych organizatorów. Ponieważ dzisiejszy plac Wolności, a niegdysiejszy Rynek jest bardzo kameralnym miejscem i do tego szczelnie otoczonym domami, dlatego tego rodzaju wydarzenia szczególnie boleśnie przeżywają tutejsi mieszkańcy. Naprawdę należą im się najszczersze wyrazy współczucia i ubolewania. Kilkugodzinny ryk (nieważne czy „śpiewa”, czy tylko zapowiada) wzmocniony głośnikami jest niczym transmisja ze startu eskadry myśliwców. Na nic szczelne okna z PCV. W mieszkaniach nie tylko drżą szyby, ale nawet rozłożona na okoliczność obiadu zastawa stołowa. Organizator cel osiągnął. Stał się zauważalny. Nic dziwnego, że starganych nerwów mieszkańców nie ukoi nawet szemrząca woda w placowej fontannie.

I o to przecież chodzi. Jakiekolwiek głosy krytyczne byłyby równie niewłaściwe, jak brak zachwytu podczas ostatniej wystawy rysunków w zamkowych murach. Co ja piszę, co ja piszę. To nie wystawa, to nawet nie wernisaż, to był happening, a może nawet performance połączy z aktem tworzenia. Zebrało się kilkadziesiąt osób, a więc niewiele mniej niż na placu. Tworzyć można na oczach – tych co chcą oglądać – bardzo wiele rzeczy. W tym przypadku było to szkicowanie węglem. Czynność ta wykonywana była w akompaniamencie utworu jazowego. To co byłoby zwykłym wygłupem lub zabawą w swojskim gronie przy kielichu, stało się „artystycznym wydarzeniem”. I niech tak zostanie. Dodam, że takie rysunkowe obłości można spotkać również na ścianach domów, płotach i murach. Co prawda powstają w bardzo specyficznych warunkach. Udział publiczności jest raczej wykluczony i to nie tylko na porę dnia lub nocy. Co ważne twórcy nie nazywają tego happeningiem. Zwyczajowo dystansują się do swego twórczego aktu. Być może wynika to z tego, że nie kończyli żadnych akademii. No, ale też miejsce uszlachetnia. I to trzeba docenić. W ten sposób z serwetkowych bazgrołów robi się dzieło, a z beczącego do mikrofonu – występy Caruso. 

Bo głośno być musi. A że głośno nie zawsze znaczy dobrze, to już zupełnie inna kwestia. 

 

                                                                                                                                  Jerzy Gasiul 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    sulpicjusz - niezalogowany 2014-06-04 21:42:28

    ...jak mawiała pewna pani.Tak się składa, że wokół nas dominują decybele.Sztuka, szczególnie ta popularna, już zupełnie skapitulowała przed tą modą.Doszło nawet do tego, że w niektórych kościołach trudno wytrzymać na nabożeństwie. Wszyskiemu winne amatorstwo i brak kultury ludzi "przy hebelkach", którzy uczą się obsługi sprzętu kosztem słuchaczy.I jeszcze bronią się odzywką, że "tak ma być"(!).Jak nie można wyeliminować, to trzeba polubić - mawial mój teść. Więc pozostaje nam cierpienie - albo ucieczka.To też jest jakieś wyjście...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do