
Co z tym końcem świata? – godzina „zero” coraz bliżej
Do końca świata zostało nam jeszcze kilkadziesiąt godzin. Tak przynajmniej wyliczyli Majowie. Ich kalendarz kończy się na dacie 21.12.2012 roku. Przeciwnicy tej teorii twierdzą jednak, że byli mieszkańcy Ameryki Środkowej „machnęli” się w swoich obliczeniach przynajmniej o 100 lat. Oby mieli rację, choć tak naprawdę - jakie to ma znaczenie?
Złowrogie wieści o rychłym końcu naszej cywilizacji obalają też rządy najpotężniejszych państw i naukowcy, m.in. amerykańskiej NASA. Mimo to w niektórych regionach świata panika sięgnęła zenitu. Ludzie wykupują towary w sklepach, kopią doły i budują schrony..
Jak na koniec świata przygotowują się mieszkańcy Szczecinka? Paniki nad Trzesieckiem ani widu, ani słychu. W sklepach też nie wykupują mąki, cukru czy zapałek. Trwa za to szał świątecznych zakupów, choć może w koszykach można dostrzec większe niż zwykle ilości konserw. Skoro jednak zamierzamy święcić Boże Narodzenie, znaczy to, że w złowrogie przepowiednie po prostu nie wierzymy.
- Końca świata nie będzie, chyba, że człowiek sam doprowadzi do zagłady naszej planety – mówi w rozmowie z „Tematem” Andrzej Wasąg, szef Referatu Obrony Cywilnej i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta w Szczecinku. To właśnie ten referat odpowiada między innymi za plany ewakuacji miasta w razie zagrożenia.
Naszego rozmówcę zapytaliśmy, czy rzeczywiście mieszkańcy Szczecinka mogą się czuć bezpiecznie? Oczywiście, chodzi nam o zagrożenie z powietrza. Na przykład związane z planowanym końcem świata.
- Jeżeli mamy na myśli właśnie takie szybkie, nagłe zdarzenia, to... nigdzie nie można czuć się bezpiecznie – podkreśla A. Wasąg. – Z kolei, jeżeli chcemy się przygotować na takie uderzenie, to nie możemy tu absolutnie mówić o minutach czy godzinach, a najwyżej o tygodniach. Miasto podejmie w takim przypadku określone działania. Mam tu na myśli przede wszystkim udrożnienie ukryć dla ludności. Tam gdzie się da wymienimy drzwi, uszczelki, zamurujemy lub odmurowujemy.
Czy mamy takie miejsca w Szczecinku?
- W przypadku bloków mieszkalnych to najwłaściwszym miejscem do ukrycia się ludności są piwnice – przekonuje A. Wasąg. - Również niezwykle ważnym elementem jest tzw. samoewakuacja, która w naszych planach w Szczecinku dotyczy nawet do 70 proc. populacji ludności nad Trzesieckiem. W Szczecinku nie mamy żadnych schronów, są tylko ukrycia. Jedno. W Szkole Podstawowej nr 4, gdzie do wejdzie do niego część uczniów. I to wszystko. Przed laty takie ukrycia istniały m.in. przy Kościele Mariackim i Szkole Podstawowej nr 1. Niestety, z biegiem lat zostały rozebrane, ponieważ zagrażały zdrowiu i życiu ludzi, choćby ze względu na rozwarstwienia ścian. Niestety, nie posiadamy wystarczających środków finansowych, by choćby konserwować takie miejsca. My możemy je tylko zabezpieczyć, by nie dochodziło tam do dewastacji. Na ile dziś państwo jest przygotowane na to, by odpowiedzieć na zapotrzebowanie Obrony Cywilnej Miasta Szczecinka w celu odrestaurowania tych ukryć, trudno mi powiedzieć. Podsumowując: W przypadku zagrożenia nie szukajmy schronów, bo ich nie ma.
Nasz rozmówca podkreśla jednak, że w przypadku zagrożenia nie zostaniemy pozostawieni sami sobie.
- W wypadku zagrożenia funkcjonuje Miejskie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Jego szefem jest burmistrz miasta – mówi A. Wasąg. - W skład tego centrum wchodzą m.in. pracownicy urzędu miasta oraz powołani przez burmistrza przedstawiciele organizacji funkcjonujących na terenie miasta. Oczywiście, również wojsko, policja, straż pożarna czy miejska. Tak naprawdę przerabialiśmy to w rzeczywistości, gdy kilka lat temu istniało w Szczecinku potencjalne zagrożenie ptasią grypą. Centrum działało w pomieszczeniach Urzędu Miasta. I tak będzie nadal. Jesteśmy na to przygotowani, by w błyskawicznym czasie zorganizować salę operacyjną, multimedialną czy salę odpraw dla sztabu zarządzającego stanami nadzwyczajnymi. Mamy stosowne plany i procedury. Na dziś największym zagrożeniem dla Szczecinka są ekstremalne zjawiska pogodowe – wichury, długotrwałe opady. Wystąpić mogą też inne nieprzewidziane sytuacje jak brak prądu, wody czy gazu. To również będzie niebagatelny problem. Nie mówię tu o powodzi, bo Szczecinek nawet w planach wojewody nie jest ujęty, jako miejsce zagrożone takim zjawiskiem. Mogą natomiast wystąpić miejscowe podtopienia i mieliśmy z nimi do czynienia kilka lat temu. Mimo to jesteśmy przygotowani do powodzi. Mamy zgromadzone worki na piasek, mamy wytypowane miejsca, skąd będziemy go brać.
Czy mieszkańcy Szczecinka potrafią „odczytać” sygnały alarmowe?
Sygnałów alarmowych nawet ja nie znam i... nie zamierzam się ich uczyć. Nie dlatego, że jestem leniwy, ale dlatego, że są one mało czytelne, ze praktycznie nic nie mówią – przekonuje A. Wasąg. – Wielu mieszkańcom ryk syren przeszkadza, powoduje złe skojarzenia. Dlatego zdecydowaliśmy się pójść w inną stronę. Kupujemy syreny elektroniczne marki „Platan”. To syreny bardzo dużej mocy, ale przede wszystkim syreny inteligentne. One mogą wydawać różne sygnały czy dźwięki. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób zostaną zaprogramowane. Te syreny mogą też mówić, czyli np. „ustami” burmistrza - Szefa Obrony Cywilnej Miasta. Mogą też emitować komunikaty ostrzegające czy nakazujące. To jednak wielce kosztowne „zabawki”. By pokryć miasto w stu procentach potrzebujemy minimum trzy takie urządzenia. Wtedy każdy z mieszkańców będzie mógł usłyszeć stosowny komunikat, choćby w przypadku skażenia środowiska: „Jest skażenie, proszę nie wychodzić z mieszkania, szczelnie zamknąć okna i drzwi”. Dlatego nie ma potrzeby, by mieszkańcy sygnałów dźwiękowych uczyli się na pamięć. Oczywiście, one nadal obowiązują, np. alarm o skażeniach czy odwołanie alarmu. Obecnie na terenie miasta działa 10 urządzeń alarmujących, pięć nowszych i pięć starszej generacji.
Czy powinniśmy mieć pod ręką maski przeciwgazowe?
- Myślę, że nie. Oczywiście, gdy mówimy o konflikcie zbrojnym. W takim przypadku maska już nikomu nie pomoże – zapewnia Andrzej Wasąg. - Rzecz jasna w przypadku, gdy w tym konflikcie zostanie użyta broń jądrowa. Maski, szczególnie starego typu, mają określony czas użytkowania. Z kolei najnowocześniejsze maski to wydatek rzędu co najmniej jednego tysiąca złotych. W takie maski są m.in. wyposażeni pracownicy zakładów pracy, w których używa się niebezpiecznych środków chemicznych.
Na koniec dodajmy, że fachowcy zajmujący się problemem nadchodzącego "końca świata" jednoznacznie podkreślają, że to człowiek swoimi działaniami nieuchronnie zmierza do zniszczenia Ziemi. To kiedy będzie prawdziwy koniec? Dowiemy się na pewno w momencie, w którym... nastąpi.
(sw)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie