
artykuł ukazał się w 510 numerze Tematu
Niedaleko od Szczecinka. Żeby się chciało chcieć
Wierzchowo, nieco ponad dwadzieścia kilometrów od Szczecinka. Byłem tu cztery lata temu, odwiedziłem jedyny wtedy jasny punkt w ówczesnej smutnej rzeczywistości popegeerowskiej wioski - szkołę podstawową. Jej dyrektorka opowiadała mi o biedzie dzieci, których rodzice utracili pracę i środki utrzymania po likwidacji państwowych gospodarstw. Pracowałem wówczas dla pewnej ogólnopolskiej gazety. Bieda na wsi, tragiczna często egzystencja rodzin byłych robotników rolnych to był nośny temat. Media eksploatowały go nieustannie. Napisano kilkadziesiąt, jeśli nie więcej, prac naukowych, organizowano specjalne badania socjologiczne, odbywały się konferencje i sympozja. I nagle koniec, sprawa znikła z łamów i ekranów. Dlaczego? Czy już nie ma o czym mówić?
Po latach
Znów jestem w tej samej podstawówce. Jako optymista z natury szukam zmian na lepsze. Przecież tak wiele w tym czasie się zmieniło: Polska jest we wspólnocie europejskiej, nie ma granic między państwami, chce się żyć.
Pan Krzysztof, nauczyciel uczy w tej szkole od lat dwudziestu. Szybko studzi mój optymizm.
- Napotkałem niedawno jegomościa stojącego przy sklepie, gość mówił, patrząc na szkołę: „Wybudowali budę za ogromne pieniądze. Jakby tak przeliczyć, to ile byłoby na zasiłki dla nas?”
Panu Krzysztofowi opadła szczęka. Zmroziło go, bo słyszał i widział wprawdzie niejedno, ale żeby aż tak... I dziś powiada, że zmiany będą wówczas, gdy całkowicie zmieni się mentalność rodziców jego uczniów.
- Rozmawiałem z moim emerytowanym kolegą, starszym panem nauczycielem geografii w naszej szkole. „Popatrz – mówił – na lekcji omawiałem Australię, czytałem wam o Aborygenach, żyjących w leśnych ostępach, utrzymujących się ze zbiorów runa leśnego, o ludzie prymitywnym, który taki chce pozostać, nie chce egzystować inaczej. A oni, twoi wiejscy koledzy dzisiaj, gdy dorośli, żyją bardzo podobnie”.
Pan Krzysztof jest poirytowany. - Rodzina, dom tych dzieci nie dają wsparcia szkole, nie kształtują motywacji do lepszego życia w wyniku własnych starań, pracy... Żeby się chciało chcieć – pisano niegdyś.
Leśne runo
Jak w średniowieczu, służy za pożywienie dla zbieraczy i źródło dochodu. Latem ruchome punkty skupu na samochodach nie narzekają na brak dostawców. Są jeszcze prace porządkowe, za które płaci gmina. Do robót werbują sołtysi. I to tylko osoby, gwarantujące, że będą jako tako pracować na przykład przy sprzątaniu plaż nad jeziorem. Za sprzątanie swych siedzib i podwórek płacą letnicy, których w tym rejonie coraz więcej. Można też sprzedawać im jajka lub drób wyhodowany w skromnym własnym gospodarstwie. Ale to już wyższa szkoła jazdy, jak tu mówią. Jest domeną wyłącznie tych, którym się chce cokolwiek robić, by trochę lepiej żyć, a nie tylko od wypłaty zasiłku do zasiłku.
We wsi prosperują trzy sklepy, wszystkie sprzedają warzywa. Największym powodzeniem cieszą się ziemniaki, bo to podstawa jadłospisów. Niemal przed każdym domostwem nawet w najbiedniejszych wioskach rejonu, na przykład w Trzebiechowie, są lub raczej były, przydomowe ogródki. Porastają od lat zielskiem. Żadna z kobiet nie posadzi tam ziemniaków czy innych potrzebnych warzyw. Ogólnie narzeka się na mały wybór i nie zawsze dobrą jakość zieleniny w miejscowych sklepach.
- Najlepsze kartofle są w sklepach Biedronki w Szczecinku – mówi jedna z pań gospodyń. - Paczkowane po dwa kilo w siatkach, czyste. Nie mogliby tak u nas, żeby były takie – pani jest wyraźnie zdegustowana. Na zakupy w Szczecinku najlepiej wybrać się w dniu, w którym Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej przy ulicy Pilskiej wypłaca zasiłki. Pomoc w gotówce obejmuje dorosłych o określonych, niskich dochodach lub niemających ich wcale. Pieniądze z pomocy społecznej rodziny objęte nią dostają w formie rozmaitych zasiłków i zapomóg. Jednorazowych lub stałych: na dzieci, jako stypendia, na zakup opału. W bardzo trudnej sytuacji materialnej można otrzymać chwilówkę – pożyczkę do zwrotu.
Pani Maria jest pracownikiem socjalnym od lat dwudziestu. Obecnie w GOPS w Szczecinku, uprzednio w odpowiedniku w mieście. Powiada, że bieda na wsi była i jest łatwiejsza do przetrwania niż bieda - koleżanka w mieście. Choćby wspomniany tu zarobek przy zbiorze runa czy praca sezonowa przy sadzeniu lasu. Leśniczowie prowadzą nabór, uczą solidnej pracy, znają wszystkich i nie tolerują obiboków. Od kiedy zadaniowy system wynagradzania za pracę, zwłaszcza akord, związki zawodowe obwołały wyzyskiem, niegdyś socjalistycznym, teraz kapitalistycznym, leśnicy tak jak wszyscy pracodawcy, płacą za godziny.
Ale to muszą być godziny pracy,
a nie stania w rozkroku, w oparciu o mandolinę, czyli łopatę. Ten system akurat się sprawdza, bo leśnicy znają swych potencjalnych pracowników, czyli kapitał ludzki. Obiboków przy następnych nasadzeniach zwyczajnie nie chcą i nie zatrudnią.
Weźmy, pan Czesio ze Starej Wsi. Już za tamtego systemu, gdy był osiemnastolatkiem, a na zatrudnienie lub naukę obowiązkową, miał kwit podpisany przez stosowną komisję bodaj w ówczesnym ZUS, poświadczający, że do żadnej pracy się nie nadaje. Powód? Przewlekły alkoholizm. Dodajmy, że w całej rodzinie B. było to schorzenie genetyczne, rodzinne.
Pili wszyscy od mamuśki po stareńką babunię, jeśli były tam osobniki trzeźwe - to niemowlęta. Opowiadał mi były naczelnik gminy Szczecinek, ostatni za PRL-u (zmarł przed kilkoma laty), że gdy się w urzędzie dowiedzieli o tej rodzinie i ustalili, że są w niej małe dzieci, posłali do wsi komisję, która przygotowała plan pomocy. Odgórnie było stwierdzone, ze w socjalizmie biedy nie ma, toteż do zapuszczonych zabudowań przywieziono krowę, by dzieci miały mleko, potem świnię, by rodzina ją hodowała, następnie ubiła i przerobiła na mięso oraz domowej roboty wędliny, jako że głowa tej rodziny ponoć była z zawodu rzeźnikiem.
Po dwóch miesiącach pani, czy też towarzyszka socjalna, pojechała sprawdzić jak rodzina daje sobie radę. Po powrocie z wizji lokalnej roztrzęsiona kobieta napisała mrożącą krew powiastkę: wszyscy byli nawaleni gorzałą jak stodoła po zbiorach. Przychówek w postaci krowy i świni pewnikiem sprzedano, pieniądze przepito co do złotówki
- Pani, co ja Duchem Świętym jestem, żebym wiedział, co się z tym stało? Pewnie ukradli.
Rodzina B. z panem Czesiem włącznie korzysta i dziś z całkowicie zreformowanej opieki GOPS i tym samym publicznych pieniędzy. Pan Czesio nie ma już aktualnego kwitu o kompletnej niezdolności do czegokolwiek, nie mniej usilnie stara się o rentę. I pewnie ją dostanie. Z racji alkoholizmu, konkretnie padaczki alkoholowej. Póki co, Czesław nosi ksywę „Myśliwy”. Wszyscy wiedzą, co to znaczy, ale nikt nigdy na kłusownictwie go nie przyłapał.
W gminie Szczecinek
Jeśli tylko komuś się chce, to latem znajdzie pracę przy zbiorach runa leśnego, a wiosną i jesienią przy leśnych nasadzeniach - mówi pani Maria z GOPS. Leśniczowie płacą solidnie i terminowo, jak się taki sezonowy robotnik leśny przyłoży, to bywa, że dziennie dostanie 50 złotych.
Stałą opieką na wniosek zainteresowanych lub zgłoszonych przez sąsiadów, sołtysów czy szkoły, objętych jest w gminie 639 rodzin. Nie brak korzystających z rozmaitych zasiłków, zapomóg, dopłat do czynszów i dotacji na kupno opału przez okrągły rok. Liczba ta nieco się zmienia, ale w zasadzie pozostaje stała. W ostatnich kryzysowych latach klientów GOPS jest więcej. Stałe są kryteria przyznania pomocy uzależnione od dochodów, głównie przy ich braku, co nie jest rzadkością. Pracownicy socjalni przez pięć tygodni są w tak zwanym terenie, doglądają podopiecznych, gdy to konieczne – interweniują.
Tysiąc trzysta rodzin stale korzysta z pomocy żywnościowej. Do wsi dostarczane są podstawowe artykuły spożywcze: mleko, mąka, cukier, konserwy warzywno-mięsne. Jest to pomoc w ramach funduszy europejskich, ale gmina również dokłada, jak ostatnio, gdy na żywność dla biednych rodzin z budżetu gminnego przeznaczono pięć tysięcy złotych. Odbyło się to za zgodą Rady Gminy, która zaakceptowała wydatek uchwałą. Do niedawna podopieczni GOPS po żywnościowe dary musieli przyjeżdżać do Szczecinka na koszt własny, musieli czekać w kolejkach. Nowy kierownik ośrodka Czesław Gołubiński to zmienił. Towar jest dostarczany transportem GOPS do poszczególnych wiosek.
- Nie wypada mi oceniać systemu pomocy, za krótko pracuję na nowym stanowisku - mówi - ale wiem, jak chyba większość samorządowców i zwykłych obywateli, że pomoc społeczna w obecnym kształcie jest dawaniem ryb, a nie wędki. Mówi się o tym od wielu lat, para częstokroć idzie w gwizdek, podopieczni nabierają fatalnego nawyku życia z zasiłku. To paraliżuje, uniemożliwia poszukiwania sposobów na wyjście z biedy.
Gdy panuje lato, sporo darów żywnościowych wędruje na kemping nad rzeką Gwdą. Można za grosze odkupić mleko w kartonach lub konserwy. Towar ma nalepki informujące, że pochodzi z unijnej pomocy i nie jest przeznaczony do handlu w jakikolwiek sposób. Kto jednak przejmowałby się jakąś etykietką, gdy sprzedający potrzebuje na flaszkę wina lub innego wynalazku.
Czy wsie są spokojne? Tak. Policjanci od czasu do czasu patrolujący teren i dzielnicowi ze Szczecinka uważają, że tylko co jakiś czas trafiają się domowe awantury, odpukać, czyli młocka po gębach. Owszem są rodziny drobnych złodziei, proceder zaczynają najmłodsze pacholęta. Rodziców mało interesuje skąd takie starowne - tak się mówi - dziecię znosi różne rzeczy, czyli fanty do domu i komuś chce to sprzedać.
Ksiądz Piotr
Jest proboszczem najbiedniejszej parafii w powiecie szczecineckim. Pytany o kondycję psycho-fizyczną swych parafian: - Nie reportaż, lecz co najmniej traktat socjologiczny można napisać!
- Reporter nie rości sobie tak wielkich ambicji, opisuje co widzi, słyszy, to co można zobaczyć, dotknąć lub kiedy wszyscy tego nie widzą, bo na przykład nie chcą widzieć, ujawnia, ukazuje to – mówię.
- Każda wioska parafii jest inna – wyjaśnia ksiądz Piotr. - Niestety, zmienia się niewiele i to bardzo smuci. Najbardziej prężne jest Spore. Tam parafianie zrozumieli, że nie tylko można, ale trzeba brać los we własne ręce. To było kiedyś, gdy zmieniały się warunki społeczne, modne zawołanie, jakże istotne. W Sporem są czyste zagrody, wielu z własnej woli znalazło pracę, dojeżdżają codziennie do Szczecinka. Inny jest, jakby zapomniany, Kazimierz, a jeszcze inne gospodarskie i letniskowe Drężno. Ale... W Starym Wierzchowie mamy rodziny, z których wywodzą się studenci wyższych uczelni. To jednak wciąż wyjątki. Nieszczęściem jest alkohol, życiowa niezaradność oraz nieprzeparta chęć nic nie robienia.
Ksiądz Piotr należy niewątpliwie do tych postaci, które chcą dla społeczności wiejskiej, czyli dla swych parafian, czynić dobro. Ale jest przeciwny uszczęśliwianiu na siłę i dawaniu gotowego.
Trzeba chcieć
Aby wyjść samemu. - A tu na wsi, gdy mnie zobaczyli w roboczym ubraniu, pchającego taczki przy odbudowie domu parafialnego, doznawali szoku, jakby jakiejś iluminacji. Bo jak to, ksiądz za fizola robi!? Księdzu taka praca i każda inna fizyczna nie przystoi! – energiczny proboszcz wspomina niedawne miesiące. Ksiądz Piotr odbudował dom własnoręcznie przy pomocy kilku światlejszych ludzi związanych z Kościołem. Ale, gdy publicznie oznajmił, że dystrybucją kościelnych darów żywnościowych musi zająć się ktoś z miejscowych, bo ksiądz nie jest od tego - spotkał się z głuchym milczeniem. Dary kościelne mają to samo źródło, co pomoc żywnościowa od gminy i byłoby tego dwa razy tyle, jednak sprawa upadła, ksiądz był konsekwentny.
Pan Krzysztof, nauczyciel z Wierzchowa uważa, że demokracja zaszkodziła. Oznacza dla wielu sobkostwo, jak też próbę narzucenia swego zdania innym, nawet większości, co staje się przeciwieństwem najprostszych demokratycznych zasad. Przemożna chęć życia za tak zwany frajer na koszt innych nieustannie pokutuje. Niezależnie, czy to będzie pseudo socjalizm, czy lichy, raczkujący i wcale nienowoczesny kapitalizm. Krzysztof uważa, że do demokracji trzeba dorosnąć. A ksiądz Piotr jest zdania, że muszą przeminąć pokolenia, by w ludziach coś na dobre się zmieniło.
Tako rzekli fachowcy od Psyche: pedagog i duchowny najlepiej przecież rozumiejący potrzeby wyższe, duchowe.
A reporter? Reporter opisał to co widział i słyszał. Prawda jest smutna. Nie moja wina
Leszek Biały
PS Niektóre nazwiska i nazwy wsi zostały zmienione.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Niech P redaktor nie robi z nas socjopatów.Kto Pana do tego upoważnił...?
Nie ma tutaj takiej biedy o jakiej się w w/w artykule wypisuje.Prawie nie ma ludzi bez pracy .Biedni ludzie mieszkają wszędzie , w miastach też.Mieszkający w Trzebiechowie p. geograf widzi to co chce widzieć(wokół jego posesji jest totalny bajzel).Nie róbcie z nas debili!!!!!
....pisze się ,,których,, a nie kturych
wyklety ludu ziemi powstancie kturych dreczy glód-----historia lubi sie powtarzac.
to nauczyciel w-f