
Holiday cd.
Słowo się rzekło. Obiecałem podzielić się wrażeniami z wakacyjnej wymiany domów z Hiszpanami, więc to czynię.
Sądzę, że opisywanie całej podróży nie byłoby dla Państwa zbyt ciekawe. W całkowitym skrócie, przebiegła bezkolizyjnie i nie była zbyt męcząca. Samochodem ze Szczecinka do Berlina, pozostawienie wozu na dwa tygodnie na parkingu lotniska Schönefeld i przelot liniami Easy-Jet do Malagi (3,5 godziny lotu). W Maladze czekał wypożyczony wcześniej samochód i ok. 21.00 mogliśmy zakwaterować się w hotelu ok. 20 km od Malagi.
Rano podróż do Sanlucar de Barrameda. Podróż wzdłuż upstrzonego tysiącami hoteli, wybrzeża Costa del Sol (morze Śródziemne), na samo południe Hiszpanii. Potem skręt na wybrzeże Atlantyku poprzez Jerez de la Frontera, no i o 12.00 byliśmy w Sanlucar. Zgodnie z ustaleniami e-mailowymi z Hiszpanami, klucze od domu czekały w pubie pobliskiego dworca autobusowego i od sobotniego południa zaczęliśmy nasze dwutygodniowe wakacje.
Słońce, plaża, morze i kilka wypadów: Sewilla, Kadyks, Taryfa i jednodniowa wycieczka do marokańskiego Tangeru, a w końcu brytyjski Gibraltar. Przez cały czas żar z nieba. W Andaluzji średnia opadów w lipcu i sierpniu to w sumie… jeden dzień, jednak nie mieliśmy tej przyjemności. Wrażeń z każdego z oglądanych miejsc sporo i o każdym warto by napisać osobny reportaż, bo też i cała Andaluzja urokliwa. Jednak ja chciałbym dziś „na gorąco” podzielić się kilkoma powakacyjnymi spostrzeżeniami i przemyśleniami. Przemyśleniami na temat tzw. „mitów i faktów”.
Mit pierwszy:
Polacy nie uczą się języków i odstają pod tym względem od reszty Europy. Otóż każdy, kto tak twierdzi, nie wyjeżdżał pewnie poza Bobolice. Języki obce są w Hiszpanii całkowicie nieprzydatne. 99 proc. zaczepianych Hiszpanów nie tylko, że nie znało w sposób komunikatywny żadnego obcego języka, to nawet nie domyślali się o czym chcemy rozmawiać. Gdyby nie Kasia Dudź zupełnie nieźle posługująca się (poza kilkoma innymi językami!!!) hiszpańskim, pozostawałby wyłącznie język migowy.
Po angielsku nie mówiła panienka w informacji turystycznej osiemdziesięciotysięcznego Sanlucar, jak i żaden z pracowników biura podróży poprzez, które załatwialiśmy wyjazd do Maroka. Tragedia! Podobne spostrzeżenia mam zresztą niestety z Francji, z Włoch. Tam również znajomość angielskiego jest żenująco niska, ale to już inna bajka.
Mit drugi:
Polacy palą najwięcej papierosów na świecie. No nie ma wątpliwości że palimy i to dużo za dużo, bo palić nie powinno się wcale, ale aby zobaczyć jak można palić „na umór” trzeba wyjechać do Hiszpanii. Nie tylko mężczyźni, ale i setki kobiet kopcących na ulicach, w barach , ulicznych „ogródkach” i na plaży. Powszechny widok palących m.in. w trakcie jazdy na skuterze czy motocyklu!!! A pro po motocyklistów- jeżdżą w większości bez kasków (!?).
Mit trzeci:
Nie da się w kilkanaście lat zbudować sieci autostrad. No to stwierdzam, że da się. Hiszpanie budowali swoje drogi ok. dwudziestu lat. Mają sieć nowoczesnych autostrad i nawet drogi I i II kategorii zachwycają swą wysoką jakością. Wszystko świetnie oznakowane. Jeżdżą karnie, przestrzegając przepisów, w tym prędkości, oraz, co rzuca się szczególnie w oczy, ortodoksyjnie przestrzegają przepuszczania pieszych na pasach. Nie wiem jak przebiegała pod tym względem edukacja Hiszpanów. Pewnie były to drakońskie kary za potrącenie pieszego na przejściu, jednak niezależnie od metody osiągnięto fantastyczny efekt. Na pasach możecie czuć się całkowicie bezpieczni.
I kilka luźnych spostrzeżeń:
Hiszpanie z Andaluzji to niezwykle mili i przyjaźnie nastawieni ludzie. Zero agresji, dużo uśmiechu. Życie toczy się swoim całkowicie niezrozumiałym i odmiennym od naszego rytmem. O 7.00-7.30 jest jeszcze zupełnie ciemno, zaś zmierzch nadchodzi później niż u nas, za to szybko i z zaskoczenia.
Jeśli nie załatwisz swoich spraw do południa, możesz zapomnieć o załatwieniu czegokolwiek przed 18.00. O tej godzinie Andaluzja budzi się po raz drugi, a prawdziwe (czytaj uliczne) życie, zaczyna się ok. 22.00 i trwa prawie do rana. O 24.00- 2.00 w nocy, ulice tętnią życiem. Kawiarnie, piwiarnie, bary, bistra, bodegi, wypełnia kolorowy, hałaśliwy tłum. Otwarta jest większość sklepów, handluje się na straganach. Późna pora nie przeszkadza w uczestniczeniu w tej szaleńczej erupcji aktywności, nawet najmniejszym dzieciom.
I na koniec
Sanlucar de Barrameda i Jerez to dwa bardzo znane ośrodki produkcji Sherry zwanego w Sanlucar Manzanillą, ale nie ma też problemu z dostaniem dobrego czerwonego wina. W tym kilkakrotnie tańsza niż w Polsce Rioja! No i targ rybny w Sanlucar, a tam… świeże, prosto z kutra owoce morza: krewetki i langusty, kraby i małże, przegrzebki i ostrygi, ośmiornice, mątwy i rekiny oraz setki pysznych ryb, w tym świeżutki wiśniowo-bordowy tuńczyk - paluszki lizać.
Jerzy Hardie-Douglas
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo spodobał mi się ten artykuł.Kilka lat spedziłam w Madrycie.Prawdą jest że z nielicznymi osobami można porozumieć się w obcym języku.Byłam w wielu miejscach i ludzie są bardzo mili i uśmiechnięci.Jeśli chodzi o autostrady to w ostanich dwóch latach wybudowano ich bardzo dużo.A co do rond to są na każdym kroku w którą ulicę wejdziesz.Życie po 22.00 to coś czego można im zazdrościć.Nawet kobiety z noworodkami przesiadują w barach.Hiszpanie lubią głośne życie i fiesty/wolne dni i imprezy/.Zgadzam się z opinią autora artykułu.