
artykuł ukazał się w 648 wydaniu tygodnika Temat 3 stycznia
Początek stycznia to czas, w którym osoby wyznania greckokatolickiego obchodzić będą Święta Bożego Narodzenia. W Polce Kościół greckokatolicki liczy około 50 tysięcy wiernych. Historie praktycznie wszystkich greckokatolickich parafii nierozerwalnie wiążą się z akcją "Wisła" i wysiedleniem ludności ze swoich rdzennych ziem, obejmujących tereny południowo-wschodnie kraju. Z tym trudnym okresem ściśle związane są również dzieje ziemi szczecineckiej - po 1947 roku w okolice Szczecinka przesiedlono ludność ukraińską z Łemkowszczyzny, Bojkowszczyzny, Nadsania, Jarosławszczyzny i z okolic Lubaczowa. Choć wierni wyznania greckokatolickiego zostali pozbawieni swojej hierarchii kościelnej oraz duchowieństwa, w znacznej części nie wyrzekli się swojej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie tradycji.
Na obcej ziemi
O tym, jak niełatwe było urządzenie sobie życia na obcej ziemi i wśród obcych ludzi, wiedzą dokładnie ci, których te trudne dzieje dotknęły bezpośrednio. Gdyby nie akcja „Wisła” historia rodziny naszego rozmówcy mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
- Moi rodzice wywodzą się z Bieszczad. Ojciec pochodzi z dawnego powiatu leskiego z wioski Stańkowa, mama z Myczkowa nad Soliną – wspomina Władysław Tadeusz Bodnar. – Pamiętam, kiedy po raz pierwszy byłem w Myczkowie, widziałem piękną murowaną cerkiew, odrestaurowaną zgodnie z wytycznymi wojewódzkiego konserwatora zabytków w Rzeszowie. Na ścianie frontowej znalazła się wtedy tabliczka z napisem, że była to cerkiew greckokatolicka i służy jako kościół rzymskokatolicki. Gdy przyjechałem tam ostatnim razem, tabliczki już nigdzie nie zauważyłem. Wiele cerkwi drewnianych na tamtym terenie zostało bezpowrotnie zniszczonych i nie przetrwało do naszych czasów. Ślady bytności mniejszości ukraińskiej stopniowo są tam zacierane. Pamięć wydarzeń akcji „Wisła” jest jednak wciąż żywa u przesiedleńców i ich rodzin , choć krzywdy doznane pozostały jedynie tylko w świadomości , świadkowie tamtych zdarzeń już niestety coraz częściej odchodzą.
Bardzo wielu wysiedlonych ludzi trafiło tutaj. Dla nich wszystkich to było tak, jakby wyrwano drzewo z korzeniami i przeniesiono daleko gdzieś w nieznane Nagle, praktycznie z dnia na dzień trzeba było rozpocząć całkiem nowe życie w zupełnie obcym miejscu. Warunki były bardzo ciężkie. Czasem bywało tak, że do jednego domu, mieszkania trafiało po kilka rodzin naraz, czasem do jakiegoś pozbawionego drzwi okien poniemieckiego budynku poza wioską .
O tym, jak niełatwe było urządzenie sobie życia na obcej ziemi i wśród obcych ludzi, wiedzą dokładnie ci, których te trudne dzieje dotknęły bezpośrednio. Gdyby nie akcja "Wisła" historia rodziny naszego rozmówcy mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej.
Trzy dni świąt
- Ja już tego nie pamiętam, ale rodzice wspominali, że Wigilia w Bieszczadach, z mnóstwem śniegu i siarczystym mrozem , była niepowtarzalna. Wigilia to inaczej Swiat Weczir. To wspólna, święta wieczerza, którą rozpoczynamy wtedy, gdy na niebie pojawi się pierwsza gwiazda. Swiat Weczir ma trochę wspólnego z Wigilią rzymskokatolicką . Najistotniejsza jednak różnica polega na tym, że zgodnie z kalendarzem juliańskim, Wigilię obchodzimy 6 stycznia. Co więcej, świętujemy nie dwa, ale trzy dni.
- Pierwszy dzień świąt Rizdwo Hrystowe to czas pełen szczęścia i radości. Narodziło się bowiem Dzieciątko, które jest z każdej strony obserwowane, przez Boga, aniołów, ludzi. Jego narodziny, jak każde pojawienie się dziecka na świecie, przynosi nadzieję, długo oczekiwane spełnienie,nowe postanowienia. Drugi dzień Bożego Narodzenia poświęcony jest Rodzinie Bożej, a trzeci – pierwszemu męczennikowi i diakonowi św. Stefanowi, który oddał życie za Jezusa.
Prosfora, kutia i... czosnek
- Zgodnie z tradycją, podczas Wigilii musi być prosfora. To postna bułeczka z pszennej mąki, na zakwasie, którą tego wieczoru dzielimy się zamiast opłatka. W niedzielę, poprzedzającą Swiat Weczir prosfora jest święcona w cerkwi. Później kroi się ją na kawałeczki , pokrywa miodem i składa życzenia. Choinka także jest ubierana, choć może bez tej całej komercyjnej otoczki. Z opowieści ojca wiem, że w tradycji, z której wywodzą się moi dziadkowie, na Wigilię obowiązkowo musiał stać w kącie snopek słomy. Trzeba go było wnieść do domu, aby zapewnić urodzaj i dostatek przez cały rok. Oczywiście, tak jak w Betlejem musiało być też siano. Kładło się je pod biały obrus. Podczas tego wieczoru wszystko musiało być najlepsze: obrus, zastawa, nawet ubrania gospodarzy i ich dzieci, często to wyszywane koszule,tradycyjny ludowy ubiór
- Wigilia zaczyna się od tego, że wszyscy gromadzą się wokół stołu. Pali się świeca. Pośrodku stołu leży prosfora. Wieczerzę można rozpocząć dopiero wtedy, kiedy wszyscy członkowie rodziny znajdą się przy stole, a wiadomo, że pani domu zazwyczaj do stołu siada ostatnia. Kolację rozpoczyna wspólna modlitwa. Po niej gospodarz bierze talerzyk z prosforą i po kolei, zaczynając od najbliżej siedzącej osoby, składa życzenia. Ojciec zawsze zaczynał od lewej a na końcu zawsze była mama. Wypowiadał takie magiczne słowa: Proszu tebe na koladu. Zapraszał do wzięcia udziału w uroczystym wydarzeniu, niezwykłej kolacji mającej związek z tym, co ma nastąpić - z Bożym Narodzeniem. Na takie słowa odpowiadało się: Diakuju za koladu. Dalej następowało podanie dłoni i składanie życzeń. Czego sobie życzono? Przede wszystkim zdrowia, radości i pogody ducha, no i wszystkiego, co najlepsze. Potem przychodził czas na spożywanie potraw. W tradycji wschodniej musiało być ich dwanaście.
- Głównym daniem była oczywiście kutia. To łuskana pszenica, gotowana z dodatkiem orzechów włoskich, bakalii, miodu i maku. Ryb nie przyrządzano tak wiele, choć zdarzało się, że pojawiały się wśród wigilijnych potraw. Poza tym musiał być barszcz , zupa grzybowa, kapusta, groch,fasola … wszystko to, co urodziła matka Ziemia. Był również taki przesąd, że zasiadając do wieczerzy wigilijnej, nie można było odłożyć sztućców. Cały czas trzeba było mieć w ręku albo widelec, albo łyżkę aby nic nie bolało przez cały rok. Co więcej, z tych stron, z których pochodzą moi rodzice – na pierwszym planie zawsze był czosnek. Kiedy już się tych wszystkich dwanaście dań spróbowało, nikt nie dostrzegał już ubocznych skutków jego spożycia a zawsze cenił same zalety.
Korzenie mieć trzeba
- Po wieczerzy wigilijnej ojciec szedł dzielić się strawą ze zwierzętami, żeby sprawdzić, co też tam one o ludziach gadają. Pies coś zawsze otrzymał, obowiązkowo dostawały coś krowy, świnki,kury co by dobrze w tę noc mówiły. Miało to jakoś taki bardziej wymiar ludzki, ten czysto ziemski nabierał głębszego sensu. Człowiek jednoczył się ze wszystkim tym stworzeniem, z którym współistniał. Dawniej ten kontakt ze zwierzętami nie ograniczał się tylko do instrumentalnego podejścia . Między ludźmi a zwierzętami była jakaś więź. Każde zwierze w gospodarstwie miało swoje miejsce i to jak wyglądało świadczyło przecież o gospodarzu. Niejednokrotnie ojciec ciężko się napracował przy zwierzętach, by i one mogły wyglądać na święta odpowiednio schludnie i odczuć wyjątkowość tego czasu.
- Zgodnie z tradycją, po kolacji wigilijnej wszyscy udają się do cerkwi na świąteczne nabożeństwo - Powieczeria. Boże Narodzenie rozpoczyna poranna uroczysta liturgia i Choć na co dzień nie wszyscy chodzą do cerkwi, tego dnia zazwyczaj nie można się tam dopchać. A co kiedy w pobliżu nie ma cerkwi? Wtedy jedzie się nawet kilkanaście kilometrów w miejsce,gdzie się odprawia swoja liturgia. Kiedyś bywało nawet kilkadziesiąt np. do Białego Boru. Nie wszyscy jednak dotrzymali wierności tradycji ojców,część z różnych powodów przeszła do kościoła rzymskokatolickiego. Mimo że na ogół się o tym nie mówi, osób wyznania greckokatolickiego jest tu naprawdę wiele. Wystarczy zajrzeć do ksiąg parafialnych okolicznych wiosek. Jednak nie jesteśmy oderwani od środowiska, w jakim żyjemy i co przykre procesy asymilacji zachodzą i niestety mają tendencję postępującą. Wielu ludzi zaczęło chodzić do kościoła , bo cerkwi tu przecież nie było, i tak, z różnych względów, już w tym trwają. Jeszcze inni odeszli od swojej wiary. Często drugie i trzecie pokolenie urodzone na obczyźnie nie kultywuje już wiary rodziców. Ale nie jakiekolwiek podziały są przecież najważniejsze. Dużo osób zostało jednak przy wierze swoich ojców, Oni to właśnie budują w Szczecinku cerkiew Greckokatolicką. Ja kultywuję tradycję przodków. Jakieś korzenie trzeba przecież mieć. Albo sobie przypisujesz jakieś pochodzenie, albo je masz. A jak je masz, to znaczy, wiesz kim jesteś i skąd pochodzisz, miałeś przecież rodziców ,dziadków ,pradziadków, którzy gdzieś mieszkali ,w coś wierzyli i wszystko to ci przekazali.
Smak prawdziwych świąt
Prezenty? Są. Gdy byliśmy mali, w Wigilię wypytywaliśmy rodziców, kiedy ten Mikołaj wreszcie przyjdzie. Rano się budziliśmy i te prezenty już były. Teraz też się zawsze coś pod tą choinką znajdzie. To całkiem fajna tradycja, oczywiście, pod warunkiem, że nie jest przesadzona. Pamiętam takie czasy, kiedy do świąt rzeczywiście się przygotowywano bardziej duchowo jak fizycznie. Gdy nie było pełnych półek, tylu towarów w sklepach, kiedy trzeba było wszystko wystać w kolejkach, zakupy, w tym też prezenty, robiono dopiero przed Wigilią. Dzisiaj święto Mikołaja , Święta Bożego Narodzenia, to rozpoczynająca się nadługo przed kampania komercyjna i wszechobecne wszelkie promocje atakujące nas zewsząd . Obejmują to nie tylko szkoły, ale również przedszkola. Następstwem jest trwające przez wiele dni szaleństwo zakupów. W tym wszystkim zatracamy sedno prawdziwych świąt. Człowiek nie skupia się na sobie, na drugim człowieku czy na wartościach, które przyniósł nam Chrystus. Zamiast tego koncentruje się na tym, ile ma w portfelu i czy to starczy żeby kupić sobie coś jeszcze i jeszcze. Wymiar Świąt Bożego Narodzenia zatracił się przez konsumpcjonizm. Dawniej świąteczne dni miały charakter bardziej uroczysty, towarzyski. Można a nawet trzeba było się spotkać z bliską i dalszą rodziną, bez zaproszenia udać się do sąsiadów,weselić się, kolędować i wszystko częstokroć aż do późnej nocy. Te czasy już pewnie nie wrócą, nastała era iPod-ów i telewizji 3D. Mimo to, mam nadzieję, że moje dzieci będą miały okazję poznać smak prawdziwych świąt z taką atmosferą,aktywnością i intensywnością przeżyć i wrażeń.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Radości z pamiątki Narodzenia naszego wspólnego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Błogosławionych Świąt dala naszych Braci w wierze!
dla braci cerkiewnych
Christos rażdajetsia! Sławitie Jeho!
O jakich krzywdach mówimy.Do dziś nie przeprosili i nie odpowiedzieli za okrutne mordy na całych rodzinach polskich a szczególnie kobietach i dzieciach. Niejednokrotnie otrzymywali tutaj lepsze budynki i gospodarstwa niż tam zostawiali a mówienie o braku okien jest kpiną no bo może mieli im jeszcze wyremontować pałace w nagrodę za ludobójstwo. Trzeba było ich oddać Stalinowi do przesiedlenia na Syberię to nie narzekaliby teraz.