Dzikie wysypisko? Zgłoś to

Zaledwie kilka dni temu poruszyliśmy temat sterty odpadów i gruzu zalegających na jednym z terenów położonych przy ul. Przemysłowej.  Przypomnijmy. Właściciel działki kilka lat temu przywiózł w to miejsce pokaźną ilość gruzu tłumacząc, że chce go wykorzystać do niwelacji terenu. Jednak do tej pory działania te nie zostały wykonane, a właściciel cały czas uchyla się od uprzątnięcia swojej działki (więcej na ten temat w artykule http://temat.net/aktualnosci/16719/Gruz-lezy-latami)
Okazuje się, że to nie jedyne nielegalne wysypisko śmieci, jakie możemy spotkać na terenie Szczecinka. Kolejne z nich, równie okazałe, znajduje się nieopodal stacji paliw przy ul. Pilskiej.
- To wysypisko śmieci na parkingu przy ul. Pilskiej, obok stacji paliw, można byłoby zabezpieczyć przynajmniej w jakieś worki – zauważa w swoim liście do redakcji Czytelnik, który poinformował nas o całej sytuacji. 
Warto pamiętać o tym, że za utrzymanie porządku w mieście odpowiada m.in. Straż Miejska, która może egzekwować od właściciela terenu jego uprzątnięcie. Komendant Straży Miejskiej Grzegorz Grondys apeluje do mieszkańców Szczecinka o zgłaszanie tego typy sytuacji dyżurnemu, dzięki czemu funkcjonariusze będą mogli podjąć natychmiastową interwencję.
- Wystarczy wykręcić numer telefonu do dyżurnego, czyli (094) 374 05 44 i poinformować nas o tym, że coś takiego ma miejsce. Wtedy będziemy mogli niezwłocznie wysłać pod dany adres radiowóz i podjąć interwencję – wyjaśnia nasz rozmówca. Jeżeli będziemy w stanie ustalić na  podstawie znalezionych w danym miejscu odpadów ich „właściciela”, wtedy z pewnością do niego dotrzemy i nakażemy ich uprzątnięcie. Jeżeli jednak nie znajdziemy osoby, która wysypała te śmieci, wtedy właściciel terenu jest zobligowany do tego, żeby ten teren uprzątnąć i dopilnować, aby takie sytuacje się nie powtarzały.
- Apelujemy do mieszkańców o zgłaszanie do nas takich sytuacji telefonicznie, a ja gwarantuję, że najszybciej jak tylko będzie to możliwe, za każdym razem podejmiemy interwencję – dodaje Grzegorz Grondys. (mg)

Foto: Czytelnik