
Materiał ukazał się 2 lutego 2012 w tygodniku Temat
Dzielnicowy Jak anioł stróż - zawsze "gotów ku pomocy"
"Patrz dziewczyno, patrz niebogo, jak policja jedzie drogą..." - Pan Heniek, X) ksywa "Myśliwy", nuci kryminalną wersję popularnej niegdyś operetkowej melodii. Po koślawej drodze kolebie się radiowóz. Stoimy przed wiejskim sklepem i pan Henryk na widok policyjnej maszyny wstydliwe skrywa za plecami puszkę z tylko co otwartym browarkiem marki "Tyskie". - Czarne policjanty dzielnicowe jadą! I zaraz potem pan Heniek smutnieje tak nagle jak się ożywił. -Mandat mogą dać za browar na łonie natury - mówi markotnie. - Co dnia u nasz we wsi się pokazują. I po co? Paliwo tera drogie, a oni tak... każdego dnia. Ile nasz to kosztuje. No nie? - Pan Ceniek wyraźnie chce akceptacji dla swych rozważań, a gdy spotyka go milczenie, jakby lekko obrażony kroczy w stronę swego domostwa. Ma powody, by nie przepadać za stróżami prawa. Odsiedział wyrok za kłusownictwo. Nie dolegliwy specjalnie, ale za grzywnę też kukał pod celą, bo kasy nie miał, bo niby skąd? Na dodatek było to - jak ogłosił sąd w uzasadnieniu wyroku - przestępstwo popełnione w warunkach recydywy. I choć rok nie wyrok, dwa lata jak dla brata, trzy lata po korytarzu przelata - kartotekę "Myśliwy" ma zababraną. Jeśli zaś chodzi o obywatelską troskę ze strony pana Heńka o koszty pracy policji, to wyjaśnić trzeba, że on jako taki ich nie ponosi. Wypełnia tzw. zerowy PIT podatkowy, nie przysługuje mu jakikolwiek zasiłek, latem żyje ze zbierania i sprzedaży letnikom runa leśnego, zimą Bóg i pan dzielnicowy raczą wiedzieć z czego obywatel Henryk się utrzymuje. Żyje i już. Jak w średniowieczu. Nie on jeden taki.
Kłusownictwo
w gminie Szczecinek to przestępstwo częste. Trudne do udowodnienia, delikwenta trzeba złapać na gorącym uczynku, jak na przykład zakłada wnyki lub zabija zwierzynę. A tak to można usłyszeć odpowiedź na pytanie "skąd mięso?", które niesie. "A znalazłem, w lesie leżała sarna rozbebeszona" - mówi mi młodszy aspirant Remigiusz Farynik, jeden z dwóch dzielnicowych, mających pod opieką bezpieczeństwo mieszkańców podmiejskiej gminy. - Jako dzielnicowy jednego z rejonów współpracuję ze Strażą Leśną, Strażą Rybacką. Wspólnie walczymy z kłusownikami. Motywy tego rodzaju przestępstw? Bardo zróżnicowane. Od potrzeby wykarmienia ubogiej rodziny po kłusowanie na zamówienie, czyli z chęci zysku. Są tacy właściciele gastronomicznych biznesów, niekoniecznie ze Szczecinka i powiatu, lecz z różnych stron, którzy u kłusowników tanio zaopatrują się w dziczyznę.
Kłusownictwo to nie jedyny problem porządku i bezpieczeństwa w gminie. Przy czym trzeba specjalnie zaznaczyć, że jest to jeden z najspokojniejszych rejonów regionu. O tym fakcie niedawno z satysfakcją informował gminnych radnych na sesji w sprawie spokoju i bezpieczeństwa mieszkańców - komendant powiatowy policji, insp. Józef Hatała. Bo groźnych przestępstw od dawna, odpukać w niemalowane, nie notowano. Sporo za to wykroczeń, nieco mniej kradzieży, a kradzieży z włamaniem jeszcze mniej. Niemałą zasługę w tym, że spokój i porządek panuje - mają dzielnicowi. To specyficzny rodzaj policyjnej służby. Funkcja dzielnicowego policji kojarzy się z miastem. Bo ma ono dzielnice, rejony, ulice.
Na wsi dzielnicowy?
Jak najbardziej. Taki system zabezpieczania ładu publicznego sprawdza się dobrze. Mł. aspirant Remigiusz Farynik ma 36 lat, w policji służy od 14 , jedenasty rok jest dzielnicowym. Cały czas na wsi. Można powiedzieć, doświadczony fachowiec w swojej specjalności. Bo też jest to specjalizacja szczególna. I dla obywateli bardzo istotna. Opowiada o swej służbie: - Ilu mieszkańców mam pod opieką? Łatwo policzyć, gmina to około dziesięciu tysięcy mieszkańców, nas dzielnicowych jest dwóch. Ale nie narzekam. Dzień zaczynam od komendy w Szczecinku, podobnie jak moi koledzy dzielnicowi otrzymuję zadania, a potem w teren. Niekiedy zaczynam popołudniu i wtedy pojawiam się w różnych miejscowościach mojego rejonu także późną, wieczorną porą...
- Pan, redaktorze, mieszka w S. na tak zwanych domkach, osiedlu letniskowych posesji, zimą kompletne tam pustkowie. U pana zawsze długo pali się światło. Skąd wiem? Często patroluję rejon tych daczy. Tam spokojnie. Jedyne, co ostatnio notowaliśmy, to postępki nieletnich złodziejaszków. Latem bywa inaczej. Spore, Wierzchowo i Stare Wierzchowo, a od jakiegoś czasu Orawka są licznie odwiedzane przez turystów. Gmina nie ma kempingów, a jedynie miejsca wyznaczone na biwaki. Nie ma dozorców, czy ochroniarzy, jak to bywa na kempingach, toteż latem odwiedzamy gości, wyjaśniamy, by nie pozostawali w namiotach i na plaży niezabezpieczonego mienia. Okazja stwarza złodzieja.
- Kontakt z mieszkańcami mam, myślę, dobry. Wiem, że mi ufają. To niezwykle ważny element mojej służby taki bezpośredni kontakt. Nieraz muszę być mediatorem. Na przykład poprzedniej nocy w domu państwa Y. miała miejsce awantura domowa. Głowa rodziny... straciła głowę po alkoholu wypitym ponad miarę. Sąsiedzi zatelefonowali do dyżurnego komendy powiatowej i on skierował na miejsce patrol. Krewkiego pana domu uspokojono. Rano miałem przed sobą informację o tym zdarzeniu w moim rejonie, bo to ja odpowiadam za to co się w nim dzieje. Jak się okazało - to nie pierwszy taki wypadek w tamtym domostwie i rodzinie. Pojechałem na miejsce. Rozmowa ostrzegawcza i profilaktyczna zarazem: co grozi za stosowanie przemocy w rodzinie, za zakłócanie spokoju i porządku. Pomogło, przynajmniej na jakiś czas...
-Alkoholizm to jeden z głównych , negatywnych zjawisk społecznych i obyczajowych w moim rejonie. Pijaństwo, alkohol leży u podłoża wielu zdarzeń o charakterze kryminalnym, także wykroczeń. Tych|też lekceważyć nie wolno, jeśli mamy serio mówić o spokoju i prawnym porządku. Z satysfakcją współpracuję z gminną komisją ds. zwalczania alkoholizmu i narkomanii. Wspólnie prowadzimy profilaktykę. Kolejna sprawa - nieletni. W komendzie powiatowej działa specjalistyczny zespół ds. przestępczości nieletnich. To trudne sprawy, ale trzeba nimi się zajmować. Zwłaszcza wówczas, gdy one o sobie ostro dają znać, a tak właśnie jest w gminie...
Warunki
pracy w samej komendzie powiatowej policjanci z rewiru dzielnicowych mają gorzej niż fatalne, zresztą nie inne niż pozostali policjanci szczecineccy. O rozpadającym się budynku napisano już wszystko, co napisać można. Optymistyczna wielce zatem jest wieść, że wreszcie ruszyła budowa nowego obiektu. Z tym, że owe "lokalowe trudności", a faktycznie istny skandal z odwlekającą się budową - odczuwają szczególnie dzielnicowi stłoczeni w kilku paskudnych pomieszczeniach. Tu przychodzą ludzie z miasta i ze wsi z różnymi sprawami i widzą fatalną wizytówkę państwowego, ważnego urzędu. Z tym jednak, że dzielnicowi "wiejscy" lokalowo mają się lepiej. Oto w Urzędzie Gminy Szczecinek przy ul. Pilskiej wydzielono dla dzielnicowych osobny, czysty, widny pokój. Są dyżury dzielnicowych. Tam przyjmowani są mieszkańcy gminy, przychodzący z różnymi sprawami. I choć to w mieście i niekiedy trzeba przejechać wiele kilometrów, interesantów nie brakuje, bo jak ktoś coś w urzędzie załatwia - może po drodze spotkać się ze swoim "aniołem stróżem". Ale najłatwiej o kontakt z nim w miejscu zamieszkania. O czym miałem możliwość sam się przekonać. Co ciekawe o ile w mieście rzadko kto zna z imienia, nazwiska i stopnia swego dzielnicowego, o tyle policjanci- dzielnicowi na wsi znani są nawet... małolatom.
Problem - "dzikie śmieci"
- Często muszę interweniować w tak, zdawałoby się prozaicznej sprawie, jak dzikie wysypiska śmieci i śmiecie w ogóle - opowiada dzielnicowy Farynik. To jest naprawdę duży problem, bo chodzi o ochronę naturalnego środowiska, ale też o porządek w najprostszym rozumieniu tego słowa. Prawo, póki co mamy takie, że nie wymaga obowiązku podpisania umowy z PGK na wywóz nieczystości. Jedni umowy podpisują, są lojalnymi obywatelami, odpadki lądują w koszach, potem na wysypisku, A inni wyrzucają śmiecie gdzie tylko się da, byle nikt nie zauważył, często do lasu. Znowu jedni mówią, że ich na opłatę za wywóz nie stać, a jeszcze inni, że nie muszą płacić, bo prawo tego nie wymaga. Mamy szamba z przebitym dnem, gdzie nieczystości przedostają się do wód gruntowych. Błędne koło. To się pewnie skończy, ma wejść w życie ustawowo tzw. podatek śmieciowy. A wówczas łatwiej przyjdzie egzekwowanie dbałości o czystość i porządek. Ale nie chciałbym, żeby tak wyszło w gazecie, że dzielnicowy to tylko od śmieci na posesjach jest. Nie wolno jednak lekceważyć problemu.
Jeszcze o zaufaniu i znieczulicy
Komenda Główna policji przed laty prowadziła badania dotyczące zaufania do policji. Ostatnio do podobnego sondażu społecznego wrócono i kolejny raz okazało się, że największym zaufaniem i akceptacją pośród wszystkich służb policyjnych cieszą się dzielnicowi. Kilka lat temu rzecznik KG Policji, Paweł Biedziak , obecnie już były, teraz równie rzeczowo i przekonująco reprezentuje NIK - tłumaczył mi, że policja nie jest do kochania przez obywateli tylko do pilnowania porządku. Słowa święte, ale p. Paweł był łaskaw dodać, że jest dobrze, gdy konkretni policjanci są lubiani przez ludność i zyskują jej zaufanie. "Mój" dzielnicowy, p. Farynik zgadza się z tą opinią całkowicie i przypomina o prewencji, w której, a jakże, jakby obowiązków miał mało, też uczestniczy. - To są spotkania z mieszkańcami w wiejskich świetlicach organizowane zależnie od zapotrzebowania mieszkańców i wedle wymogów oraz zasad prewencyjnego działania policji. To także spotkania z dziećmi i młodzieżą. Np. tradycją są wizyty dzielnicowego i innych policjantów w harcerskiej stanicy w Drężnie podczas letnich wakacji. Rozmawiają o bezpiecznym zachowaniu nad wodą. Na początku roku szkolnego spotkania z dziećmi i młodzieżą. Mówi się tam o zagrożeniach, narkomanii, a także bezpiecznym poruszaniu się na drogach.
- Niepokoję się znieczulicą. To szerokie zjawisko społeczne, bardzo według mnie, niebezpieczne. Ludzie bywają obojętni na to co widzą, np. na łamanie prawa, zakłócanie spokoju itp. Dlaczego nie zawiadamiają nas, policji? A potem słyszymy, gdzie policja była? To nie jest obywatelska postawa. A nam i naszym rodzicom marzyło się przecież po odzyskaniu niepodległości społeczeństwo obywatelskie...
-Zaufanie do nas, do policji i policjantów? Szacunek i poważanie dla naszej służby? Niedawno mogliśmy obejrzeć w mediach długą kolejkę chętnych do służby policyjnej przed komendą w Gdańsku. To pozytywnie świadczy o tym jak w społeczeństwie jesteśmy odbierani.
O sobie
Jaki jest mł. aspirant Remigiusz Farynik? Podczas naszej długiej rozmowy o służbie dzielnicowego na wsi zrobił na mnie wrażenie człowieka zupełnie bez nerwów i - jak sądzę - niełatwo poddającego się emocjom. To cenna cecha policjanta. Odrzućmy do kąta rozmaitych nerwusów, pokazywanych w telewizyjnych tandetnych produkcjach, jako policmajstrów, szeryfów od siedmiu boleści itp. Życie jest zupełnie inne i inne pisze scenariusze. "Mój" dzielnicowy Farynik pochodzi - jak mówi - "z sąsiedniego województwa", z Czarnego, a to rzut beretem od Szczecinka. Po ukończeniu szkoły średniej odbywał obowiązkową przed laty zasadniczą służbę w wojsku, w Żandarmerii Wojskowej.
-W dzieciństwie nigdy nie marzyłem, żeby zostać policjantem. Owszem, chciałem być w mundurze. Lecz chodziło o armię. Zostałem w wojsku jako nadterminowy, chciałem być żołnierzem zawodowym, ale nie wyszło. Był nabór do policji, dla mnie szansa, tym większa, że służyłem w żandarmerii, czyli niejako policyjnej formacji wojskowej. Najpierw przeszkolenie w Poznaniu, potem Szkoła Policji w Słupsku, specjalistyczne szkolenie dzielnicowych. Mąż i ojciec dwojga dzieci.
Pełniąc służbę w policji, mł. ASP. Remigiusz Farynik ukończył studia i uzyskał licencjat w wydz. administracji Wyższej Szkoły Kupieckiej. Jest członkiem ratunkowej drużyny płetwonurków Ochotniczej Straży Pożarnej w Bornem Sulinowie, związany także z Ośrodkiem Szkolenia Państwowej Straży Pożarnej w Bornem.
Wojciech Jurczak
*) Imię "bohatera" dialogu zmienione.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie