
Słowo "kryzys", zwłaszcza w oświacie, odmienia się ostatnio przez wszystkie przypadki. Jak udało nam się dowiedzieć, w dobie niżu demograficznego nauczyciele w Szczecinku obawiają się już nie tylko zwolnień. Z naszych ustaleń wynika, iż środowisko szczecineckich nauczycieli zaniepokojone jest także tym, czy miastu wystarczy pieniędzy na wypłacanie comiesięcznych pensji dla pracowników oświaty oraz na niezbędne w obliczu niepewnej pracy - podnoszenie kwalifikacji. Skąd taka obawa? Nauczycielom pracującym w miejskich szkołach już zatrzymano dopłaty na dokształcanie.
- O zatrzymaniu dopłat na dokształcanie dowiedziałem się od nauczycieli. Według mnie brakuje pieniędzy na wypłaty i miedzy innymi dlatego przesunięto pieniądze z dokształcania na pensje – tłumaczy Cezary Jankowski Przewodniczący NSZZ „Solidarność” Komisji Międzyzakładowej Pracowników Oświaty i Wychowania w Szczecinku. – Przepisy mówią wyraźnie, że te pieniądze po prostu muszą zostać zabezpieczone na oddzielnym rachunku i nie może być tak, że ich zabraknie. Przecież miasto otrzymuje subwencję. Próbowałem na ten temat rozmawiać z dyrektor Miejskiej Jednostki Obsługi Oświaty, Joanną Powałką. Usłyszałem, że subwencja nie jest pełna i że nie gwarantuje podwyżek nauczycieli. Moim zdaniem, to nie jest prawda. Rozporządzenie MEN z grudnia 2011 mówi o tym, że w Szczecinku subwencja wzrasta o 5,8%, a podwyżki dla nauczycieli wzrastają o 3,8%. Nie może jej zabraknąć. To wynika z prostych wyliczeń. Poza tym wcześniej nikt nie mówił, że tych pieniędzy brakuje!
Zdaniem naszego rozmówcy, wstrzymanie dopłat do podnoszenia kwalifikacji przez nauczycieli, które właśnie ma miejsce, jest w obecnej sytuacji szkół bardzo krzywdzące. Według Cezarego Jankowskiego, nauczycielom przez cały czas grozi utrata pracy, dlatego aby utrzymać zatrudnienie lub znaleźć inne zajęcie, zwyczajnie muszą się dokształcać.
- Dokształcanie jest po to, żeby nauczyciele podjęli jakieś studia, żeby nie groziła im utrata pracy – zaznacza nasz rozmówca. – Istnieje też ryzyko, że ci, którzy nie będą się kształcili, mogą być zwolnieni. Takie są kryteria redukcji etatów. Wiosną tego roku jako pierwsi do zwolnienia szli ci, którzy nie podnosili swoich kwalifikacji. Tak to się odbywało.
Co na to Miejska Jednostka Obsługi Oświaty? Dyrektor jednostki, Joanna Powałka, nie ukrywa, że lekko nie jest. Zapewnia jednocześnie, że robi wszystko, aby wystarczyło na nauczycielskie pensje. – Miasto musi nam dołożyć ponad milion złotych, a dokładniej 1 110 000,00 zł, ponieważ brakuje nam pieniędzy – informuje dyrektor. Jak się dowiedzieliśmy, przyczyną deficytu w MJOO jest przede wszystkim niewłaściwie oszacowana przez MEN subwencja. Z informacji uzyskanych w MJOO wynika, iż nie wystarcza ona nawet na zabezpieczenie wszystkich wypłat dla nauczycieli w Szczecinku. Do tego dochodzą zwiększone koszty, które jednostka musi ponosić, płacąc 2% składkę rentową. Nie można też zapominać o wysokich kosztach utrzymania szkół. Sporym obciążeniem dla budżetu jednostki jest również konieczność finansowania tzw. urlopów zdrowotnych nauczycieli, za które ministerstwo nie zwraca pieniędzy, jak i – opłacania lekcji nauczania indywidualnego, z których korzysta bardzo dużo uczniów i których nie sposób z wyprzedzeniem zaplanować. Znacznym wydatkiem są także zagwarantowane przez Kartę Nauczyciela odprawy.
Nasza rozmówczyni nie ukrywa, że liczy na wyrównanie subwencji przez resort edukacji. Wcześniejsze praktyki pokazują jednak, że na zwrot wszystkich kosztów raczej nie ma co liczyć. – Otrzymaliśmy pisemne zapewnienie, że do 15 października MEN nam wszystko wyrówna – podkreśliła dyrektor. – Do tej pory jednak pieniądze nie wpłynęły... Weźmy na przykład nauczycielskie odprawy. W tym roku musieliśmy wypłacić z tego tytułu 75 tys. zł. Na takie wydatki w MEN jest rezerwa. Wystąpiliśmy z wnioskiem o zwrot poniesionych kosztów, ale wątpimy, czy uda nam się odzyskać całość. W poprzednich latach zwracano nam zaledwie 10 procent. Na przykład w przypadku nauczycieli, którzy odchodzili na emerytury, musieliśmy wypłacić odprawy, które kosztowały nas 63 tys. zł. Z ministerstwa dostaliśmy zaledwie 6 300 zł zwrotu.
- Czekamy na środki. Nie wiemy, jaka sytuacja będzie za miesiąc. W tej chwili musimy mieć zabezpieczone pobory nauczycieli – dodała nasza rozmówczyni. - To jest około miliona zł. Do tego dochodzą jeszcze wypłaty na administracje i obsługę oraz składki ZUS, które trzeba zapłacić jeszcze w grudniu. To pierwszy tak trudny rok. Do tej pory subwencja była wyższa. 80 % subwencji dawało możliwość pokrycia poborów, a 20% - kosztów utrzymania szkół. Teraz się to zmieniło. Niestety, jest tak w całej Polsce. Samorządy odczuwają niedoszacowanie ministerstwa, ale to wynika to z kryzysu. Bardzo ważne jest zrozumienie tej sytuacji. Nie wyobrażam sobie płacić nauczycielom na dokształcanie, kiedy nie mam zabezpieczonych pieniędzy na wynagrodzenia. Najpierw wypłaćmy wynagrodzenia i potem zobaczymy, co nam zostanie.
Zdaniem Cezarego Jankowskiego, zatrzymanie dopłat na podnoszenie kwalifikacji nauczycieli to złamanie prawa. - Na pewno będziemy interweniować – dodaje Cezary Jankowski. - Napiszemy skargę do Rady Miasta, ponieważ to ona powinna pilnować tego, co robi burmistrz. Na pewno zwrócimy się także do posła na Sejm RP Wiesława Suchowiejki, żeby jako przedstawiciel oświaty wpłynął na całą tę sytuację. (sz)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Nauczyciele,służba zdrowia powinni kasę dostawać z budżetu centralnego.Rząd umie dysponować nie swoimi pieniędzmi.
Skoro subwencja jest taka niesprawiedliwa dlaczego PO nic z tym nie robi. Dlaczego nie wrócić do dawnego modelu , gdzie subwencja oświatowa była wydzielona i nie można było z tych pieniędzy np.remontować, budować. A może zlikwidujmy MJOO, która pochłania dużo pieniędzy, które przecież "zabierane" są z subwencji?? Kazda szkoła oddaje dolę na bytowanie tego TWORU (MJOO)