
Graffiti to rodzaj sztuki ulicznej. Wyraz buntu, sprzeciw wobec przytłaczającej szarej rzeczywistości, metoda przekazywania emocji, sposób na życie. Już od dawna w wielu miastach w Polsce ten rodzaj naściennego artyzmu z każdym rokiem zdobywa swych nowych miłośników. Najczęściej są to ludzie młodzi, swoich sił próbują w tajemnicy, w zakamarkach, często na przekór różnym zakazom. Badacze graffiti wiążą tę formę miejskiej sztuki z prastarymi naściennymi obrazami – ma ona ożywiać i ozdabiać miejsca, w których mieszkają ludzie. Czy dziś jest tak faktycznie?
Pewna wspólnota jednego ze szczecineckich bloków postanowiła w tym roku przeznaczyć znaczną część zbieranych przez siebie składek na ocieplenie budynku i odnowienie elewacji. Efekt końcowy prac zadowalał wszystkich mieszkańców. Minęło jednak kilka dni i na czystej jeszcze elewacji, mniej więcej na wysokości parteru, pojawiły się dziwne znaczki. Ktoś za pomocą sprayu postanowił wtrącić swoje trzy grosze do remontu i wyżyć się na skrawku świeżo pomalowanej ściany. – Dwa wieczory i już są jakieś bazgroły – żali się lokator. – Nie można upilnować. I po co to komu? Czy to ładniej wygląda? Trzeba będzie malować raz jeszcze, ale wtedy to chyba ochroniarza się postawi, żeby chociaż przez miesiąc nikt nam bloku nie pomazał.
Podobnych historii znamy więcej. Ekspresywne zawołania kibiców, niewyszukane wulgaryzmy czy inne obraźliwe słowa bądź znaki, często o zabarwieniu rasistowskim – to ozdobniki wielu szczecineckich budynków. Bazgroły mnożą się, ponieważ, jak się okazuje, niewiele jest osób zainteresowanych czyszczeniem zniszczonych ścian i co ciekawe, surowym ukaraniem wandali.
- Złapanie sprawców na gorącym uczynku jest praktycznie niemożliwe – komentuje problem komendant straży miejskiej, Grzegorz Grondys. – Spółdzielnie z kolei nie są zainteresowane konsekwentnym doprowadzeniem wandali do odpowiedzialności. Zgodnie ze słowami naszego rozmówcy, o tym, że szczecineccy uliczni pseudoartyści mogą mazać po ścianach do woli, decyduje bierna postawa wielu wspólnot i spółdzielni. Dają one często za wygraną. Nie zgłaszają sprawy, a niszczyciel ścian nie może być ukarany bez wniosku strony pokrzywdzonej. I koło się zamyka.
- Rozwiązaniem mogłoby być stosowanie specjalnych zabezpieczających elewacje preparatów – tłumaczy pan Robert, pracownik firmy budowlanej. – Po takim zabezpieczeniu budynku wystarczy umyć ścianę wodą i spray zniknie. Ale do mycia bloków potrzebni są ludzie. Poza tym, jak ktoś będzie chciał, to po oczyszczeniu ściany znów coś na niej nabazgrze. To walka z wiatrakami.
Czy wobec tego pozostaje rozłożyć ręce i bezczynnie przyglądać się, jak w mieście mnożą się bohomazy, których dziś już chyba nie da określić się mianem prawdziwej sztuki? Może trzeba przywyknąć i zobojętnieć. Chyba nadszedł czas, by podjąć wspólne działania, które sprawiłyby, że przed obchodami 700-lecia Szczecinka przestrzeń miejska faktycznie stanie się przyjazna i estetyczna.
(sz)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie