
Maił się pięknie maj i już po maju. Co prawda kończy się miesiąc, który dla mnie osobiście jest najpiękniejszym w całym roku, ale na szczęście eksplozja życia trwa. Czas obfitości sprawia, że zwierzęta korzystając z ciepła i dostatku pokarmu wydają na świat potomstwo. Szumem lasu i wiosenną wonią cieszą się już młode jelenie, sarny, daniele, dziki. W maju rodzą się też młode bobry. Wśród tegorocznych piskląt nie brakuję i takich, które odbywają swoje pierwsze loty. Gwar i krzątanina w borach, na polach, łąkach, a nawet za szybami naszych okien trwa w najlepsze.
Przepadam za majowymi wędrówkami po lesie, bacznym rozglądaniu się po dobrze znanych mi ścieżkach i przesmykach i wypatrywaniu zwierzęcych przedszkolaków. Nie ma nic przyjemniejszego, nad obserwowanie młodych urwisów. Jakże często można dostrzec, że i one, podobnie do naszych milusińskich, potrafią cieszyć się otoczeniem, zachwycać, tym, co nas dorosłych już od dawna przestało zadziwiać. Nie wiele rzeczy dostarcza mi talu wzruszeń, co obserwowanie zwierząt i ich rodzicielskiej troski.
Jest to również szczególny okres i z innych względów. Już nie tak optymistycznych jak powyższe. Niemalże co roku trafia do mnie jakiś sarni, czy dziczy malec przyniesiony przez zatroskaną osobę, która spacerując w lesie, znalazła „sierotę”. Najczęściej słyszę jak to mała sarenka leżała opuszczona pod krzaczkiem. Nie ruszała się i nie uciekła, więc w trosce o jej życie, zabrano ją i postanowiono przynieść do leśniczego. Nic bardziej błędnego.
Zdecydowana większość przyniesionych zwierząt, to zdrowe i wcale nie opuszczone maluchy, które przez nieświadomość zostały wyrywane ze swojego naturalnego środowiska.
Pamiętajmy, że świeżo narodzone młode, natura wyposażyła w niezwykły dar - brak zapachu w początkowym okresie życia, dzięki czemu rzadziej padają łupem drapieżników. Poza tym maskujące umaszczenie ma wzmacniać kamuflaż. Zwierzę instynktownie nie ucieka w pełni wykorzystując swoje
przystosowanie do przetrwania najbardziej bezbronnego okresu życia. Wiele razy zdarzało się mi, podczas wykonywania obowiązków służbowych, niemalże „nadepnąć” młode ciele, czy koźle. Wówczas najlepsze, co możemy zrobić, to dyskretnie wycofać się, a już pod żadnym pozorem nie dotykać, ani nie głaskać. Nie dziwi mnie, że trudno jest oprzeć się urokowi takiego malucha. Pamiętajmy jednak, że bez względu na nasze odczucia nawet mały jeleni czy sarni osesek pozostaje nadal dzikim zwierzęciem.
W przypadku dorosłych osobników jest dokładnie odwrotnie. Każde zbyt ufne zachowanie, brak dystansu wobec człowieka, powinno być dla nas sygnałem, że ze zwierzęciem dzieje się coś nietypowego i należy zachować ostrożność.
Sarna czy jeleń nie bronią czynnie swoich młodych, przez to ich potomstwo jest najczęściej zabierane z lasu. Inaczej wygląda to u dzików. Tu musimy pamiętać, że dzik jest bardzo czułym i ofiarnym rodzicem. Co prawda, jeśli tylko ma taką możliwość zawsze wycofa się i wyprowadzi potomstwo z zagrożenia szybciej niż zdołamy zorientować się o jego obecności. Bywa jednak i tak, że spotkanie z dzikiem może być zaskakujące dla obu stron. W takiej sytuacji niech nam do głowy nie przychodzi łapać małego dziczka. Warchlaki są
przeurocze, ale wystarczy niewielki przeraźliwy kwik takiego malucha, by waleczna locha ruszyła mu na ratunek. Czynne bronienie młodych przez dziki, sprawia, że rzadko trafiają do mnie zwyczajnie zabrane, zdrowe warchlaki. Jak już trafiają to z reguły faktycznie potrzebują pomocy.
Innym ważnym elementem jest to, że musimy mieć świadomość, co dalej z takim zwierzęciem. Zdarzało się, że spotykałem się z przynoszeniem z lasu, i to nie tyle znalezionych, co schwytanych małych kun i lisów. Pamiętajmy, że dzikie zwierzę, jeśli nawet je w pewnym stopniu oswoimy zawsze w sercu pozostaje dzikim, a to stwarza duży margines dla nieprzewidywalnych zachowań.
Osobiście jest mi znany przypadek, gdy oswojony koziołek (samiec sarny), nagle w okresie rui (godowym) niespodziewanie zaatakował dziecko, które całymi miesiącami wcześniej przebywało w jego obecności, karmiło i opiekowało się nim serdecznie. Atak był tak mocny, że dochodzenie do zdrowia zajęło długie miesiące.
Zdaję sobie sprawę, że każdy, kto takie zwierzę przyniósł do mnie, robił to w najlepszej wierze, kierując się współczuciem. Nikt, kto spojrzy w oczy sarenki nie chce, aby zjadł ją okrutny lis lub spotkała inna krzywda. Pamiętajmy jednak, że jakże często to, co jest w naszym pojęciu okrucieństwem w przyrodzie jest życiową koniecznością. I nie ważne czy to jest lis pożerający młode koźle, czy jastrząb porywający niewinne puchate pisklęta kaczki. Niestety, wciąż jest więcej sierot wśród ludzi niż zwierząt. „Nigdy nie wierz temu, co mówią ci złego o zwierzętach.” (A. Kuprin). Moim życzeniem jest by i zwierzęta mogły to samo powiedzieć w stosunku do człowieka.
Robert Antosz
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie