
Gdy tu i ówdzie dosłyszałem, a jakże, gderanie, że niby jaka to łaska, iż tegoroczne Święto Niepodległości przypada w niedzielę, pomyślałem - no jasne, wszak jesteśmy niezłymi hipokrytami w oczekiwaniu i domaganiu się samych wokół siebie szczęśliwości, jak widać także i kalendarzowych. Co prawda z naszymi 12 wolnymi świątecznymi dniami w roku nie odbiegamy od europejskiej średniej, ale za to jesteśmy wyjątkowymi specjalistami w stwarzaniu sobie tzw. okołoświątecznych sytuacji co powoduje, że czasami nasze weekendy zwielokrotniają święta, i to nie raz. Daleko nie szukać, ciekawe jak będziemy w tym roku pracować w poniedziałkową Wigilię i Sylwestra? Ot, będzie okazja, a jak nie „dadzą” wolnego, to na pewno weźmie się sposobem - cztery dni urlopu i w sumie aż jedenaście dni wolnego, kto by tak nie chciał? Więc może - to do tych gderaczy - czasami warto pokornie przyjąć namiastkę tej dziejowej sprawiedliwości, gdy trafi się świąteczne dwa w jednym.
Mówią, że w tym urzędowym unikaniu roboty nieco nas rozpuściła demokracja, co może i tak. Kto to bowiem widział tyle oficjalnie przynależnego wolnego, choćby nawet za radosnego Gierka, ależ! Toć człek cieszył się jak dziecko z jednej wolnej w miesiącu soboty, pamiętają Państwo? Może z tą demokracją trochę przesadziłem, ale jeżeli nawet to tylko trochę, no bo faktem jest, że jeden drugiemu tych łaskawości nie popuści, bo niby dlaczego, wszak demokracja to każdemu po równo, właśnie. Bo kto przykładowo nie zazdrości nauczycielom, co to mają tyle wolnego, że aż nieprzyzwoicie im to wyliczać. Spokojnie, nikogo nie obgaduję, a jeżeli nawet to samego siebie, to mi zawsze wolno. A w ogóle, przywołuję tych belfrów też nieprzypadkowo, bo tu, owdzie i jeszcze tam bardzo byli niekontenci na - z kolei - październikowy kalendarz, gdy przychodziło im tegoroczny Dzień Nauczyciela świętować, a tu akurat... niedziela.
Jedni drugim zazdroszczą, na pewno, ale ta dowolność w wybieraniu sobie wolnych międzyświątecznych poniedziałków, piątków, albo tego i tego, zaczyna już nie tyle drażnić co nawet dezorganizować pracę tym, którzy chcą, pardon, muszą pracować. Mogę się założyć, że jak nadejdą te dni, a także soboty, w które zazwyczaj się je odpracowuje, to do mojej sąsiedniej spacerkowej rubryki znów napłyną sygnały, że jakże to - rodzice do pracy a dzieci samopas w domu, lub odwrotnie. Czy nie można w końcu tego urzędowo uregulować i albo Święto Flagi dla wszystkich, albo dla nikogo, bo dlaczego tylko dla szkolnej dziatwy, co może i racja? A zresztą, cóż to za odrabianie! Że też nikomu z nadzoru nie przyjdzie do głowy sprawdzić organizację takich sobotnich „odpracowywanek”, zwłaszcza w gimnazjach. Bywa, że na sobotnie lekcje przychodzi, w porywach, jedna trzecia klasy, ale też pamiętam i takoż w gimnazjum - pracujące soboty z udziałem 3 (słownie - trzech!) uczniów, dla ścisłości uczennic, co zresztą na jedno wychodzi. Wiem, temat i drażliwy, i wstydliwy, i znowu się na mnie obrażą, ale przecież sami wiedzą, że to nie tak ma być, prawda?
Handlowcom, zwłaszcza tym ogólnospożywczym, też widać wolne i towarzyszące im dni nie na rękę, bo i obecne handlowanie też nie takie jak kiedyś. Niby w sklepach wszystkiego pod dostatkiem, a nawet aż nadto, ale w środę po południu, przed Świętem Zmarłych, znów trzeba było schodzić nogi za chlebem. I tak co rusz, przy czym tłumaczenia sklepikarzy od lat jednakie - „tyle zamawiam, ile mi schodzi”. Hola, hola, ktoś tu kogoś robi w bambuko! Jak może „schodzić” coś, czego nie ma? A jak było kiedyś? Młodzi nie uwierzą, ale na Lipowej u Wirkusa, cieplutkie, pulchne i rumiane bochenki były rano, w południe, a i pod wieczór. I nikt z kwitkiem nie odchodził, co najwyżej przyszło chwilę poczekać, na nowy wypiek. Przy okazji, dziwne to obecne handlowanie, jakby na pokaz, oczywiście co u niektórych. Ot, przykład - jakiś czas temu kupowałem pojedynczy biblioteczny regał, wypatrzyłem nawet odpowiedni w sklepie meblowym, wymierzyłem i wnet się decyduję, ależ! Niby jest, a jednak go nie ma, widać to tylko dekoracja, mogłem ów regał co najwyżej zamówić u producenta, mniej więcej za dwa tygodnie przywieźliby. Traf chciał, że jeszcze tego samego dnia poszedłem do drugiego meblowego. Bingo, stoi identyczny! Nie musiałem zabiegać, kombinować, zapłaciłem, po godzinie przywieźli do domu, ustawili. Tak to jest, jednym „schodzi”, drugim nie. Tym drugim - najwyraźniej na własne życzenie.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie