
Będę się znów czepiał. Tak jak czepiałbym się najbardziej nawet zaprzyjaźnionego lekarza, gdyby miast leczyć mnie na, powiedzmy, podagrę, doszukiwał się w moim zrzędzeniu - też powiedzmy - lumbago. Czy znajomej nauczycielki, która powinna, pardon - musi wiedzieć, że nie ma roku „dwutysięcznego trzynastego”, a widać nie wie i co gorsze, brnie w tej leniwej nieświadomości ze swoimi podopiecznymi, dla których (o zgrozo!) też nie ma to jakby znaczenia. Czy takoż znajomego dziennikarza, z którym lat temu już prawie czterdzieści siedziałem ramię w ramię w studenckiej ławie i z którym onegdaj coś żeśmy sobie obiecywali, a dziś przekonuje mnie na swoich ogólnopolskich łamach, że jak większość Polaków ciągle mylę się przy urnie wyborczej, choć gdy raz kiedy się spotkamy, to zrazu zapracowany i nawet wzrokiem przede mną umyka. Pomyślisz - być może - mój zacny Czytelniku, skąd ta zadziwiająca kompilacja? Słusznie, zatem do rzeczy - róbmy po prostu swoje i bądźmy odpowiedzialni za to co robimy. W tym przypadku, za sztukaterię słowa, jedynie, a może i aż.
Tytuł tego prawie noworocznego felietonu powinienem właściwie ująć w cudzysłów, wszak cudze to słowa, znanej skądinąd telewizyjnej prezenterki, która prowadząc program pozwoliła sobie na takiego słownego babola. I nic, ani odrobiny zmieszania czy skrępowania, jakby widzowie po drugiej stronie telewizyjnego ekranu niewiele znaczyli bądź ich odbiór tego co słyszą czy komentarz, psu na budę li tylko się zdawał. Zatem, pardon, musiałem o tym napisać z szacunku do licznej rzeszy swoich Uczniów i nie mniej licznych Czytelników, co może przede wszystkim. I nie dajcie się Państwo nabierać na ten nieudolny szyk, bo jeżeli już, to - słońca, co najwyżej, nie będzie.
Jak wykrzesać z siebie dbałość a także odpowiedzialność za słowo? Odpowiedź wydaje się prosta - trzeba wiedzieć co się mówi, a nie mówić co się wie. Niby to samo, a jednak nie tak samo. Nasz czołowy Skamandryta, Julian Tuwim, twierdził, że błąd napisany łatwo naprawić, felernego słowa cofnąć się nie da, zwłaszcza - gdy powiemy coś pod wpływem egzaltacji, niewiedzy, a także i emocji. Grecy dodaliby - czasami słowo wylatuje wróblem, a powraca - wołem, co być może jeszcze pełniej oddaje istotę rzeczy. Tuwima przywołałem tu nieprzypadkowo, w grudniu ubiegłego roku nasi parlamentarzyści ustanowili rok 2013 Rokiem Juliana Tuwima, upamiętniając tym samym 60. rocznicę śmierci autora „Kwiatów polskich” i stulecie jego „Prośby”, poetyckiego debiutu. No więc właśnie, ale może niechby jakieś konsekwencje z tego wynikały, w końcu ustawa sejmowa nie jest byle zachcianką, prawda? Z drugiej jednak strony - odpowiedzialności za estetykę słowa nie da się zadekretować, co sprawia, że w tym względzie zaczynamy się obracać w zaklętym kręgu niemocy, czyli jest jak jest.
Ale czy to nie jest czasami pozorna, a może nawet ogólnie przyzwolona i akceptowana niemoc? Bo czym jest błąd językowy? To nieświadome bądź funkcjonalnie nieuzasadnione wykroczenie przeciwko społecznie obowiązującej normie, będące wynikiem niedostatecznej wiedzy o języku i efektem nieprzywiązywania uwagi do jego poprawności, a jednak. Skoro tak, to czy wykroczenie przeciwko normie językowej pociąga za sobą jakieś sankcje? Co grozi osobom popełniającym błędy językowe? W zasadzie nic oprócz śmieszności, jeżeli za taką uważać społeczne lekceważenie. Zmierzam zatem do konkluzji - porzekadło „jak cię widzą, tak cię piszą” można by nieco zmodyfikować: „jak cię słyszą, tak cię piszą”. Albo - „powiedz do mnie parę słów, a powiem ci kim jesteś”. Sposób mówienia, umiejętność formułowania myśli, zasób słownictwa, zdolność do opisywania subtelności otaczającego nas świata świadczą wszak o poziomie intelektualnym człowieka i tak naprawdę - także jego pozycji społecznej, wrażliwości i kulturze. Ubogi czy niepoprawny język nie pozwala nie tyle widzieć, nawet reagować na bogactwa rzeczywistości, w której żyjemy. Nie uwierzę, że ktoś jest czy chciałby być na to obojętny. Bo gdybym miał dokonać swoistego katharsis, to zaczynem sprawczym tego jeszcze noworocznego felietonowego tekstu stał się także list dobrze mi znanej Czytelniczki, którą przywołuję na łamach od lat i która zadziwia mnie zarówno maestrią pisanego słowa jak i nieustanną troską o nasze miasto i życzliwą wokół nas codzienność. Może i po części stąd ten słoneczny dziwoląg w tytule.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie