
Wczoraj (15.08) w Gdańsku odbył się Maraton Solidarności. Szczecinek miał w nim swojego reprezentanta. Był nim, oczywiście, Andrzej Kowal.
- W maratonie uczestniczyło przeszło 800 osób - relacjonuje Andrzej Kowal. - Pogoda nam dopisała: deszcz nie padał i na szczęście było w miarę ciepło. Było bardzo fajnie. Najpierw odbył się krótki przemarsz pod Pomnik Ofiar Grudnia. Tam przedstawiciele władz miasta i NSZZ Solidarność złożyli kwiaty. Punktualnie o godzinie 10.00 rozpoczął się bieg ulicami Gdyni i Sopotu, do Gdańska, w kierunku Westerplatte i powrót na Stare Miasto. Zakończenie biegu miało miejsce przy Neptunie.
- Biegacze pochodzili aż z 18 różnych państw - dodaje nasz rozmówca. - Startowali m.in. Niemcy, Szwedzi, Holendrzy, Kenijczycy czy Ukraińcy. Jak można się było domyślić, pierwszy dobiegł Kenijczyk. Jeśli zaś chodzi o kobiety, to zwyciężyła Ukrainka.
Nasz reprezentant w kategorii 50+ zajął 26 miejsce. Do mety dobiegł z czasem 4h 36 min.
- Biegam codziennie - zapewnia Andrzej Kowal. - Nie chodzi mi o zwycięstwo, biegam, bo lubię. A co dalej? Przygotowuję się do maratonu w Pile, który odbędzie się we wrześniu. Być może uda mi się też wyjechać do Niemiec. W październiku odbędzie się bieg w Poznaniu. No i potem Bieg Niepodległości w Warszawie. Myślę więc, że cztery biegi jeszcze w tym roku zaliczę. (sz)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ile jeszcze??
Oczy bolą
Po pierwsze, to już Pan Kowal ma straszne parcie na media. Po drugie, skoro biega się rekreacyjnie, to dla siebie. Jeśli chce się człowiek pochwalić, to powinien mieć czym. Czas 4:36 to wynik jaki osiąga kilkaset osób, które biegną sobie ot tak, dla przyjemności. I nikt nie chodzi z tym do prasy. A tak na marginesie, to nikt o zdrowych zmysłach nie biega 6 maratonów rocznie + kilka innych mocno wysiłkowych pomysłów. Tak piszę ku przestrodze, żeby nie było potem lamentu, jak coś złego się przydarzy, nie daj Boże...