Alarm w Drawieniu

Dobę trwały poszukiwania 6. letniego Bartka Arcisza, mieszkańca wsi Drawień. Chłopczyk w piątek 13 czerwca przed południem wyszedł z domu na spacer z psem. Na ponad 24 godziny słuch o nim zaginął. Do domostwa nie wróciła też 3. letnia suczka Dora. Jak się później okazało, wybawiła dziecko z poważnych kłopotów, a może nawet uratowała Bartoszowi życie.
  Chłopczyka namierzyli piloci policyjnego śmigłowca uzbrojonego w kamerę termowizyjną. Dziecko spoczywało w łanie zboża około 3 km od miejsca zamieszkania.

 – Z drogi było niewidoczne. Huk maszyny spłoszył psa, który był przy Bartku. Dzięki temu piloci ze Szczecina trafili na miejsce, w którym spoczywał wystraszony i przemarznięty malec. Śmigłowiec natychmiast przetransportował Bartka do szpitala w Szczecinku. Po obserwacji i zaopatrzeniu medycznym, dziecko jeszcze w sobotę wróciło do rodzinnego domu – mówi asp. szt. Jarosław Walczak, rzecznik prasowy szefa szczecineckiej policji.
   Lekarze ze Szczecinka potwierdzają, że dziecko nie doznało żadnych poważniejszych obrażeń ciała. Było zszokowane, wyziębione, podrapane oraz pokąsane przez komary. Zdaniem lekarzy, gdyby nie to, że malec spędził wyjątkowo chłodną noc przytulony do psa, przygoda mogłaby się skończyć o wiele gorzej.

   Co było przyczyną zaginięcia malca? – Dziecko prawdopodobnie zabłądziło. Tak przynajmniej Bartek powiedział nam tuż po szczęśliwym odnalezieniu – mówi podinspektor Jacek Proć, oficer KPP Szczecinek, jeden z dowódców policyjnej akcji poszukiwawczej.
    Rodzice chłopczyka byli w szoku. Jego ojciec Daniel Masiubański, który o zaginięciu syna dowiedział się na promie w Świnoujściu -  pracuje w Danii.
     W finalnym stadium sobotniej akcji Bartka poszukiwało 50 policjantów, 150 żołnierzy z jednostki w Czarnem oraz strażacy i mieszkańcy wsi. W akcji użyto też psów tropiących z przewodnikami. W sumie w poszukiwaniach udział wzięło ponad 250 osób.
                   

Sławomir Włodarczyk