Reklama

A ja się nie boję

18/02/2010 09:27

artykuł ukazał się w Temacie nr 508

To, co robi przysłowiowy Kowalski w swoim mieszkaniu, jest jego sprawą prywatną i nikomu nic do tego. Gorzej, jeśli Kowalski zaczyna po swojemu urządzać przestrzeń publiczną. W takich przypadkach najczęściej słyszy się niepodważalny argument: o gustach się nie dyskutuje. Czy aby na pewno?



Do irytujących reklam w telewizji zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Lekarstwem na to jest przełączenie na inny kanał. Co zrobić jednak kiedy to, co nazywamy przestrzenią publiczną, czyli ulicą, coraz bardziej dewastowane jest przez wszędobylską reklamę. Przykładowo: dlaczego okap wiekowej kamieniczki od roku przesłania płócienny napis instruujący przechodniów, że akurat tutaj mieści się jakaś firma? Komu z mieszkańców czy nawet przyjezdnych może służyć tego rodzaju reklama – informacja? Dlaczego połowę szczytowej elewacji zajmuje piosenkareczka z nogami do szyi lub dziewoja, która bardziej promuje swój biust niż sklep? Na centralnym deptaku jeden ze sklepów swoje okna wystawowe oblepił koszmarną reklamówką z dziesiątkami wtyczek i przełączników. Czy aby na pewno dotyczy to promocji wyrobów? Przecież na tym przykładzie kompletnego bezguścia nawet nikt oka nie zawiesi.

To jest przestrzeń publiczna
 - Dotyczy to przestrzeni publicznej. Ona nie jest własnością pana Z czy K. To narusza moją przestrzeń i wrażliwość estetyczną, i nie dotyczy wyłącznie zabytków – mówi miejski konserwator zabytków Paweł Połom. - To nie jest tak, że można cyrklem i trójkątem stworzyć reklamę.
Mówimy o poziomie reklamy? – A kto ją wykonuje? Zenek po południu z bratem? Nie wolno takich rzeczy robić – irytuje się konserwator.
Ostatnio w sukurs konserwatorowi przyszło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wszystko zaczęło się w lipcu ubiegłego roku. Zarządca nieruchomości budynku przy placu Wolności 10 postanowił zawiesić na ścianie reklamę – ekran diodowy typu LED o 15 metrowej powierzchni. Ponieważ konserwator w tej sprawie wydał decyzję odmowną, inwestor odwołał się do Ministra Kultury. W tych dniach do ratusza trafiło pismo, w którym ministerstwo, powołując się na przepisy prawa, decyzję miejskiego konserwatora podtrzymało.

Prawo leżące odłogiem
 W 1956 roku, za przyczyną ówczesnego konserwatora wojewódzkiego w Koszalinie, historyczne centrum Szczecinka wraz z XVII i XVIII wiecznymi kamienicami zostało wpisane do rejestru zabytków. Przyczyna wciągnięcia na listę zabytków układu urbanistycznego wydaje się oczywista. W Szczecinku do dziś zachował się, praktycznie bez większych zmian, średniowieczny układ. Zgodnie z obowiązującym prawem, nakłada to pewne ograniczenia z zakresu zagospodarowania przestrzenią publiczną, jej planowania, układu terenu a także kształtowania miejskiego krajobrazu. Słowem, jakakolwiek działalność inwestycyjna musi uwzględniać wymogi konserwatorskie i to bez względu na to, kto jest właścicielem terenu. Przestrzeń publiczna, stanowiąc wartość nadrzędną w stosunku do wymagań i gustu inwestorów czy też właścicieli nieruchomości, musi być chroniona przez przygotowanych do pełnienia tej funkcji specjalistów.
Mimo że przepisy prawne obowiązują od przeszło półwiecza, do tej pory ani ratuszowi urzędnicy, ani konserwator wojewódzki nie korzystali z niego. Zapis został „odkryty” w połowie ubiegłego roku, kiedy za zgodą wojewody zachodniopomorskiego, burmistrz powołał miejskiego konserwatora zabytków. Od tego czasu od konserwatora wyszło ok. 300 różnego rodzaju pism, uzgodnień, postanowień i decyzji. Jedna piąta z tej puli dotyczy reklam.
- Prawo obowiązywało jeszcze przed objęciem przeze mnie funkcji konserwatora. Dlaczego tak się działo, tego nie sposób wyjaśnić – zaznacza Paweł Połom. – Już na samym początku powiedziałem, że jestem konserwatorem kreatywnym i będę dawał temu wyraz m. in. na tym polu. Kreacja polega na tym, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem wszystkiego, co zaśmieca przestrzeń publiczną i a także historyczną.

To jest historyczne centrum
Reklama miała być zawieszona na budynku przy pl. Wolności 10. Wydałem negatywną opinię z szeroką argumentacją i zaczęła się szamotanina – mówi konserwator. – Swoją decyzję argumentowałem przepisami prawa z zakresu ochrony zabytków, faktem wpisania do rejestru zabytków centrum miasta, a także zapisami i ustaleniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego. Podnosiłem również i kwestie estetyczne, choć w tym wypadku mają one mniejsze znaczenie – przyznaje konserwator.
Wspólnota Mieszkaniowa w swoim odwołaniu do ministerstwa twierdziła, że konserwator odmawiając zgody na zamieszczenie wielkoformatowej reklamy, jak to ujęto: nie przedstawił żadnych dowodów, przesłanek, źródeł lub rzeczowej argumentacji, skąd czerpie swoje przekonania i wiedzę o średniowieczności układu urbanistycznego. Wnioskodawca twierdził, że  piętnastometrowy ekran nie będzie przesłaniać zabytkowej elewacji. 
- W tym odwołaniu oprócz części merytorycznej znajduje się cała przestrzeń, w której jestem obrażany. Nie jest tam wspomniane, że jestem niskiego wzrostu, a poza tym wszystko zostało powiedziane. Są to stwierdzenia obraźliwe, kwalifikujące się do sądu i wcale tego nie wykluczam – dodaje konserwator.

Nierówne traktowanie podmiotów
Na budynku po byłym Rossmanie chcieliśmy zawiesić reklamę typu diodowego. Zarzucono nam, że ekran przykryje część okien. Natomiast Gawex robi, co chce i konserwator nie reaguje – mówi zarządca nieruchomości Waldemar Kubicki.
Jego zdaniem konserwator w tym zakresie nie podejmuje odpowiednich działań, nierówno traktując podmioty gospodarcze. Takie nastawienie konserwatora jest niesłuszne. Decyzja zostanie zaskarżona do sądu.  –   Czy nie jest naruszeniem dawnego układu przestrzennego postawienie przy wieży galerii Hosso albo wycięcie starego drzewa i okaleczenie innego? 
– Poza tym w budynku naprzeciwko ratusza powieszono ogromny baner PO – mówi Waldemar Kubicki. - W tym przypadku też nie liczono się z zabytkiem  ani średniowiecznym układem przestrzennym. Jest to nie w porządku wobec innych podmiotów, które chciałyby zareklamować się na placu Wolności.
Zdaniem naszego rozmówcy, taki ekran mógłby służyć nawet przy różnego rodzaju imprezach organizowanych przez miasto. – Przecież budynek, którym administruję nie jest zabytkiem. Został wybudowany w 1995 roku. Konserwator uważa, że zaburzy to estetykę średniowiecznego układu rynku. Tam właśnie stoi przepiękny zabytkowy budynek Szczecineckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, który szalenie nawiązuje do zabytkowej struktury placu Wolności – ironizuje nasz rozmówca. - Mam więc wątpliwości, czy rzeczywiście został przywrócony średniowieczny układ urbanistyczny tego placu. Spełniliśmy wszystkie warunki, które nam w decyzji nakazał.

Minister uciął dyskusje
       - Występując do ministerstwa, bo to przeze mnie przechodzi odwołanie, musiałem pismo inwestora skomentować – mówi konserwator. - Posiłkowałem się przy tym swoją wiedzą. Sięgałem również do rozstrzygnięć ministerstwa w podobnych sprawach, bo identycznych nie ma. Podobna sprawa była we Wrocławiu i tam również ministerstwo podtrzymało decyzję miejscowego konserwatora.
Paweł Połom nie ukrywa, że sprawa nie dotyczy jedynie placu Wolności. Podtrzymanie przez ministerstwo jego decyzji będzie bardzo pomocne przy rozstrzyganiu podobnych spraw. Daje mu jednocześnie asumpt do, jak to określił, przełamania niemocy oraz pomawiania go o urzędowe widzimisię. 
          - Minister swoją decyzję uzasadnił w sposób bardzo istotny dla mnie, ucinając jakiekolwiek w tej materii dyskusje. Ta precedensowa decyzja umacnia mnie, dając podstawę do czynnego porządkowanie przestrzeni w centrum miasta, które stanowi zabytkowy układ przestrzenny wpisany do rejestru zabytków. To tyle słów na niedzielę dzisiejszą.

Co z reklamami?
Czy w centrum nie można zainstalować - powiesić na ścianie wielkoformatowej reklamy? Zdaniem konserwatora reklamy, nie należy utożsamiać przykładowo z informacją, szyldem z nazwą zakładu, firmy, sklepu itp. Nie można też z góry narzucić formy plastycznej. Jest to uwarunkowane od otoczenia, architektury budynku itp. Jednym słowem, wszystko zależy od kontekstu. Przykładowo niedopuszczalne jest, aby reklama deformowała architekturę budynku przesłaniając okna czy inne istotne detale architektoniczne. Reklama nie może degradować architektury, sprowadzając jej do roli słupa ogłoszeniowego, jak to się przykładowo stało z wieżą wodociągową. 

Stop dla świetlnych reklam
Konserwator Paweł Połom: - Inną sprawą jest wielkoformatowa, podświetlana, nachalna reklama, która przestrzeń rozbija. Dlatego chcę wyraźnie powiedzieć: - Stop dla takiej reklamy! Żadnej tego typu reklamy w ścisłym centrum wpisanym do rejestru zabytków być nie może. Nie może być też takiej sytuacji jak u wylotu 1. Maja do Jana Pawła II, gdzie po remoncie wpłynął wniosek o zainstalowanie trzech wielkoformatowych reklam, bo jak to mi tłumaczono, reklamy muszą zarobić na przeprowadzony remont. To ja odwracam ten sposób myślenia. Po cholerę remontować. Można było od razu zawiesić reklamy, to byłby czysty zysk bez niepotrzebnego wydatku na remont. Prosiłbym, aby tego typu argumentacji nie używać, bo z logiką ma niewiele wspólnego. Na koniec mogę powiedzieć, że na pewno będzie to budzić duże niezadowolenie, bo tu chodzi o pieniądze. Dodam, że wieczorami nie wychodzę do miasta i się nie boję.
                                                                    
Jerzy Gasiul

artykuł ukazał się w Temacie nr 508

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do