Reklama

Nie mogę powiedzieć, że mam taką pewność. Rozmowa z posłem Wiesławem Suchowiejko z PO

04/08/2011 09:43


Tygodnik Temat nr 578 (4 sierpnia 2011), strony 10 i 11

Rozmowa z posłem na Sejm RP Wiesławem Suchowiejko z Platformy Obywatelskiej
Nie mogę powiedzieć, że mam taką pewność


Widać, że przyzwyczaił się pan do garnituru. Nosi pan go nawet teraz podczas upałów. Rozumiem, że jest to oficjalny strój w Sejmie?
- Jeśli chodzi o strój w Sejmie, są coraz liczniejsze wyjątki, szczególnie w takich jak teraz dniach. Widzi się odstępstwa od tego sznytu. Niestety nie miałem możliwości uczestniczenia w szkoleniu dla nowych posłów. Posłowie w tzw. nowym zaciągu po wyborach są szkoleni, jak mają wyglądać, jak mają się prezentować i pouczani, że reprezentują polski parlament. Ja zaś byłem przez 15 min. instruowany co mam robić na ślubowaniu. Potem doświadczenie zdobywałem już samodzielnie.
Kolory krawatów mają jakiś związek z partyjną przynależnością. Była taka partia...
- Była. Starsi obywatele pamiętają, jakie miała krawaty. Ale to tylko ta partia miała takie wymogi.
W PO nie ma takich wymogów?
- Nie ma żadnych reguł co tego, jaki krawat nosić. Każdy kieruje się swoją wiedzą na temat tego, czy krawat ma być bardziej "waleczny", czy spokojny.
Sądząc z szóstej pozycji na liście, nie jest pan jako poseł zbyt doceniany. Partia bardziej ceni konwertytów, co jest dość dziwnym zjawiskiem?
- Muszę się sprzeciwić, tak nie jest tak do końca. Jeśli popatrzymy na szóstkę, to są tam dwa wyjątki. Jest tam na drugim miejscu pan Marek Hok - jest reprezentantem Kołobrzegu. Jest to ukłon w stronę tej społeczności, którą reprezentował Sebastian Karpiniuk, który zginał w katastrofie smoleńskiej. Zarząd Wojewódzki PO uznał, ze Kołobrzegowi należy się drugie miejsce.
A Szczecinkowi dopiero szóste. Co to za kryteria?
- Jest jeszcze kryterium ustawy kwotowej, niesłusznie nazwanej parytetową. W pierwszej piątce powinny się znaleźć dwie panie i się znalazły. Na trzecim miejscu jest posłanka Olejniczak a na piątym pani Gąsecka, która posłanką nie jest, ale jest kobietą. Zastanawiałem się przez chwilę nad zmianą płci (śmiech), ale doszedłem do wniosku, że nie warto. Za mną jest poseł Jan Kuriata.
Sprawdza się to co powiedziałem, że posłowie są mniej doceniani.
- No, nie. Cała piątka posłów znalazła się w pewniejszej siódemce. Marek Hok, bo wicemarszałek województwa, bo Kołobrzeg - osoba rozpoznawana. Oczywiście można dyskutować o kryteriach. Ja o tym nie dyskutuję. Moją szóstą pozycję na liście przyjąłem do wiadomości i wiem, że mam szanse na zdobycie mandatu. Konfiguracja w Szczecinku jest dość odpowiednia...
Mówi się, że Szczecinek jest miastem zwolenników PO, co wykazały ostatnie i poprzednie wybory samorządowe.
- Teraz będę jedynym z Platformy. W poprzednich wyborach było nas dwóch - Jacek Chrzanowski i ja. Zdobyliśmy wówczas bardzo dużo głosów, ale nie wystarczyło na jeden mandat. Tadeusz Drozda, kiedy tuż po wyborach przyjechał do Szczecinka żartował, że PO w Szczecinku uzyskała świetny wynik - dwóch posłów. Jednego z SLD, drugiego z PiS. Niezależnie od tego, posłowie Wziątek i Goliński, bo to o nich tu chodziło, zdobyli te mandaty w uczciwej walce.
Jest pan stażem młodym posłem. Bycie posłem spowodowało zmiany w dotychczasowym trybie życia?
- To jest życie na dwa domy. Kiedyś policzyłem, ile czasu spędzam w samochodzie czy samolocie... To są ogromne ilości.
Lata pan samolotem?
-Tak, to jest najkrótszy sposób dojazdu.
Z Poznania?
Nie. Z Goleniowa. Po ok. 5 godzinach jestem już w Sejmie. Tak szybko w inny sposób tej drogi nie da się pokonać. Są podobno rekordziści, którzy jadą samochodem poniżej pięciu godzin. Jeśli w takim tempie jadą, to można powiedzieć, że przekraczają przepisy ruchu drogowego wielokrotnie. Ja tego sposobu nie próbuję. Jechałem samochodem ok. 6 godzin i to jest szybko, oczywiście pod warunkiem że nie natknąłem się na roboty drogowe czy korki, bo Polska jest w budowie.
To jest ta zmiana. Bo rzeczywiście w moim dotychczasowym życiu aż tyle nie podróżowałem. Szczecin, Poznań, czasem Warszawa - to były te kierunki, ale najczęściej podczas wakacji. Teraz co kilka - kilkanaście dni latam. Przyzwyczaiłem się do tego. Jest czas na lekturę, na słuchanie radia. Póki co jeszcze mnie to nie zniechęca. Są pewne rozczarowania, głównie tym, co się w Sejmie dzieje...
Jest pan rozczarowany postawą posłów? Mam wrażenie, że politycy robią wszystko, aby dzielić społeczeństwo. Tak to przynajmniej wynika z z ich publicznych wypowiedzi.
- Mogę się z panem zgodzić. Jest tutaj jeszcze coś o czym moglibyśmy długo rozmawiać, bo pan reprezentuje ten świat już od dawna - świat mediów.
Dwadzieścia lat to nie tak dawno...
- Zdecydowanie jest pan dłużnej redaktorem "Tematu" niż ja posłem. W każdym razie może akurat ten bezpośredni zarzut, który chcę mediom postawić, pana nie dotyczy. Pańska pozycja jako szefa lokalnego pisma nie jest taką, jaka mają redaktorzy Polsatu czy TVN. Pan powiedział jak politycy wypadają, a wiemy o tym z mediów.
Media kreują oblicza polityków?
- W dużej mierze to, jak politycy wypadną, kreują media zapraszając "wyrazistych" polityków a więc takich, którzy przede wszystkim się pokłócą. Wyrazisty polityk to taki, który ostro zareaguje. Znamy ich z nazwisk, oni nie potrzebują dodatkowej promocji. To jest zjawisko, które nazywa się infotainment, czyli skrzyżowanie rozrywki z informacją. Coś, co niekoniecznie ma służyć informowaniu, ale ma przyciągnąć widza. To jest wymóg mediów, które w ten sposób wycinają spokojny, rzeczowy dyskurs. Na antenie ma się dziać - i się dzieje.
Poseł reprezentuje wszystkich obywateli. Tymczasem lokalna społeczność oczekuje od posła załatwienia wielu lokalnych problemów. Jakie w tej kwestii jest pana zdanie? Kiedyś podobne pytanie zadałem śp. Marianowi Golińskiemu. Odpowiedział, że poseł nie jest od spraw lokalnych - od tego jest radny, radny sejmiku...
- Poseł Goliński miał rację. Był posłem kilka kadencji i doskonale wiedział co robi. Poseł reprezentuje naród. Z jednej strony poseł, zgodnie z mandatem, ma być wolnym reprezentantem całego narodu, a z drugiej strony jest wybierany w okręgu. Poza tym trzeba jeszcze dodać, że jest reprezentantem określonej partii i członkiem klubu parlamentarnego. Ma działać w interesie całego społeczeństwa, ale ma też swojego "nadzorcę", czyli szefa klubu parlamentarnego, który daje mu karteczkę z opisem, w których głosowaniach obowiązuje dyscyplina klubowa. A jak poseł jej nie dochowa, to kara minimalna wynosi 200 zł, a maksymalna 1000 zł. O usunięciu z klubu już nie mówię...
Dostał pan po łapach?
- Raz, zapłaciłem wtedy 200 zł.
Co to było za przewinienie?
- To była pomyłka w głosowaniu. Klub stwierdził, że jestem już tak doświadczonym posłem, że w głosowaniach w sprawach personalnych (takie właśnie było) pomyłki być nie może. Przyznaję - pomyliłem się obsługując urządzenie do głosowania. To nie jest tak, że jestem "za" lub "przeciw", albo się "wstrzymuję". Jest to nieco bardziej skomplikowana czynność. Takich głosowań nie przeprowadza się wiele. W mojej karierze były może 3-4. Przyznaję, pomyliłem się przy wyborze członka Trybunału Konstytucyjnego. Wydawało mi się, że wybrałem właściwego, zatwierdziłem...
Może był pan niezbyt uważnym uczestnikiem sesji, czytał gazetę...
Nie czytam podczas głosowań. Mało tego - podobny błąd przeze mnie popełnił kolega i koleżanka.
I też zostali ukarani?
Tak. Nawet w usprawiedliwieniu napisałem, żeby ich nie karać. Śmiali się ze mnie, że teraz zapłacę 600 zł, ale aż tak źle nie było. Są głosowania, w których dyscypliny nie ma. Posłowie kierują się własnym oglądem sprawy (wróćmy do odpowiedzi, kogo poseł reprezentuje). Trzeci element to jest lokalne środowisko. Mówiliśmy: mandat wolny, klub parlamentarny, no i wyborcy. To szczególnie zaczyna być ważne teraz, kiedy zaczyna się rozliczać posła za to, co zrobił dla swego okręgu i za to, czy starał się "u dworu" coś tam wyszarpać.
Jest pan świadkiem wielu takich wyczynów.
- Nasi reprezentanci w Parlamencie Europejskim także należą do określonych klubów politycznych, a my tutaj ich rozliczamy z tego, co załatwili dla Polski. Można to przełożyć na mniejszą skalę krajową.
Zatem, czy coś pan próbował załatwić dla Szczecinka?
- Ta możliwość tzw. "załatwiania" po pierwsze jest żadna - i tak to powinno być. Poseł nie jest od załatwiania spraw lokalnych w Warszawie. Tak urządziliśmy swoje państwo: jest gmina, powiat, województwo samorządowe i tutaj pewne rzeczy powinno się robić. Rzeczywistość jest jednak taka, jak tutaj mówimy, bo pewne możliwości istnieją. Ustawa o wykonywaniu mandatu posła daje mi możliwość bycia przyjętym przez ministrów lub przez osoby reprezentujące urzędy centralne natychmiast, bez zbędnej zwłoki. Natychmiast - to kwestia 1-3 dni, i takie możliwości spotkań mam. Czasami wiąże się to również, choć nie zawsze, z możliwością zorganizowania spotkania z reprezentantem lokalnej społeczności, choć w zasadzie ustawa już tego nie gwarantuje. Posła można przyjąć, natomiast towarzyszące mu osoby już niekoniecznie. Niektórzy ministrowie są tutaj bardzo rygorystyczni, parę razy nadziałem się na taką kontrę. Ale parę razy się nie nadziałem...
Wszyscy próbują to robić. Można przecież podejść do ministra do tzw. tramwaju i porozmawiać z nim nawet na sali sejmowej. Czasem to robimy, czasem po prostu na komisjach, na których posłowie spędzają większość czasu. Tam jest miejsce żeby "dopaść" ministra, porozmawiać, umówić się. Rozmowy takie odbywają się poprzez telefony, esemesy, maile. Mam nawet taką kolekcję. Zachowuję ją i mogę pokazać ok. dwudziestu paru esemesów od wiceministra Siemoniaka. To był czas, kiedy Szczecinek walczył o zakończenie procesu przejścia na łono naszego miasta Trzesieki i Świątek. Była to też forma nacisku, przypominania. Wiceminister, kiedy mnie tylko zobaczył, powtarzał: "wiem, pamiętam". Wielokrotnie próbowałem zaprosić go tutaj, ale nigdy nie przyjechał. Właściwie jego obecność tutaj nie byłaby aż tak istotna - ważne, żeby sprawa została załatwiona. I została załatwiona w grudniu ubiegłego roku. Ale trudno mi powiedzieć, że to tylko moja zasługa. Z kolei w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej pani Minister Czesława Ostrowska na dźwięk mojego nazwiska pewnie już się trzęsie ze złości - może to potwierdzić starosta. Dwukrotnie przez nią zostałem pouczony, abym w żaden sposób nie próbował lobbować za powiatem szczecineckim i zdobywaniem środków na walkę z bezrobociem.
Bo?
- Bo są też inni posłowie, których już za to pogoniła z ministerstwa.
Spotykał pan lobbystów na korytarzu sejmowym?
- A czym "ów" się wyróżnia?
Nie wiem.
- Marek Dochnal podobno chodził pięknie ubrany. Ładnie ubrane osoby w sejmie się zdarzają, ale nikt nie nosi wizytówki...
Z tego co pan powiedział, lobbystami są sami posłowie.
- Oczywiście. W dobrym tego słowa znaczeniu. Chodzi o "przepychanie" spraw, które spowodują lepszy rozwój danego regionu. Każdy poseł jest skądś i o ten region stara się zabiegać, promować go w taki, czy inny sposób. Kiedy obchodziliśmy 700-lecie pojawiałem się zawsze u ministrów z naszym albumem i z różnymi gadżetami. Ale czy to cokolwiek dało, trudno powiedzieć.
Negatywnie wypowiedział się pan o ostatnim spotkaniu w komisji sejmowej w sprawie zanieczyszczenia powietrza w Szczecinku. Pana zdaniem nie jest to właściwe miejsce, aby dyskutować o lokalnych problemach. Z drugiej strony rzadko się zdarza, aby w Warszawie dyskutowano o problemie Szczecinka.
- Zdarzyło się to, co zdarzyć się musiało. Był wniosek. Został złożony przez wystarczającą ilość posłów - podpisali się pod nim wszyscy członkowie komisji z PiS. Był to wniosek formalny i przewodniczący musiał zwołać posiedzenie w terminie 30 dni. I co z tego? Kompetencje tej komisji są w tej sprawie nieomal żadne. Skończyło się to dwugodzinnym biciem piany i przypominaniu tego, o czym dawno w Szczecinku wiemy...
W Szczecinku tak, ale nie w Warszawie...
- Na końcu prowadzący obrady poseł stwierdził, że nie ma kworum. Na sali byli posłowie PiS, którzy złożyli wniosek. Była także strona społeczna, czyli Terra, burmistrz Douglas, Kronospan, pan Jasionas i kilku słabo zorientowanych posłów z innych klubów. Po tym medialnym teatrze było dość dużo dymu, który się rozwiał i okazuje się, że nic nie pozostało.
Pana zdaniem, tego rodzaju spotkania są bezcelowe?
- Zależy kto jaki miał osiągnąć cel. Bo jeśli chodzi o ten cel - chodzi o jakość powietrza nad Szczecinkiem - spotkanie niczego nie dało. Poprawienie jakości może nastąpić, jeśli zostanie zrealizowane porozumienie podpisane pomiędzy Kronsopanem a burmistrzem.
Pan jest jego patronem.
-Wiem, że pan jest krytycznie do owego porozumienia nastawiony.
Tzw. dżentelmeńska umowa jak dotąd, sądząc po smrodzie, nie jest realizowana.
- Obaj wiemy, że wiatry z południowego wschodu są uciążliwe ale, przynajmniej jak ja to odczuwam, ostatnio z tego kierunku zdarzają się rzadko. Ta instalacja, o ile wiem, nie jest jeszcze zakończona. Mam nadzieję - ale też nie mogę powiedzieć, że - "zobaczy pan, założymy się, będzie lepiej". Nie, tego nie powiem. Za długo żyję w Szczecinku, za długo znam Kronospan, żeby uwierzyć, że jak oni powiedzieli, to tak będzie. Zobaczymy, przekonamy się. Zobaczymy też jakie będą efekty działań, które ja podjąłem. Chodzi o kwestię wznowienia postępowania przez prokuraturę dotyczącego składowiska odpadów - tzw. hałdy. Sprawa już była umorzona. Krosnospan, wykorzystując ów fakt, nawet chwalił się, że reputacja zakładu nie może cierpieć w związku z jakimiś oskarżeniami, co do których postępowanie było umorzone.
Poseł nie może zajmować się ochroną lokalnego środowiska?
- Może. Okazało się, że to umorzenie - tak to powiedzmy - jest chwilowe. Trwało to trochę. Tu muszę pochwalić mojego asystenta Sebastiana Catewicza, który przeprowadził analizę całego uzasadnienia jakie przedstawiła prokuratura i znalazł tam pewne luki. Oczywiście, nie będę ukrywał, że korzystaliśmy z pomocy mec. Czesława Podkowiaka. On nam wskazał parę punktów. Napisaliśmy pismo do Prokuratora Generalnego. Decyzję znamy, śledztwo wznowiono. Oznacza to, że nic w tej sprawie nie powinno być "wygumkowane", zapomniane, odsunięte. Hałdę podobno wywożą. Hałda rzeczywiście znika. Nie wiem czy jest spalana tutaj, a to nas właśnie interesuje.

Skoro jesteśmy przy sprawach lokalnych... Jest Pan szefem Honorowego Komitetu Odnowienia Pomnika Józefa Piłsudskiego. Na jakim etapie są prace?
- Prowadzimy zbiórkę kluczy zainicjowaną przez Młodych Demokratów. Dwa pojemniki są już pełne. Cieszę się również, że w sprawie pomnika w sukurs przyszło nam miasto. Rada Miasta podjęła stosowaną uchwałę. Wiem, że pan Wiesław Adamski jest już zaawansowany jeśli chodzi o model nowego pomnika. Wysłałem również wiele pism, miałem szereg rozmów, spotkań z osobami prywatnymi, firmami, z dyrektorami - chodzi o finansowe wsparcie tej idei. W tej chwili na konto odnowienia pomnika ze zbiórki wpłynęło ok. 4 tys. zł Spodziewam się, że ta kwota radykalnie się zwiększy we wrześniu, kiedy akcję ponowię.
Kiedy odsłonięcie?
11 listopada. Na 15 sierpnia nie zdążymy na pewno. Myślę, że ta data jest lepsza. Nie będzie już uwag, że prowadzę kampanię wyborczą.
 Obawia się Pan takich posądzeń?
- Czegokolwiek bym nie zrobił, w każdym momencie zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: No tak, robi sobie kampanię. Przypomnę, że cała akcja zaczęła się w lutym. Zacząłem też wtedy akację informacyjną związaną z polską prezydencją. Wtedy też z własnych szeregów usłyszałem, że jest to kampania wyborcza. W sumie w całym naszym regionie, poza Białogardem, gdzie nie zostałem wpuszczony, miałem z młodzieżą 28 spotkań. W tych sprawach decydowali dyrektorzy szkół i organy prowadzące. Wcześniej byłem współautorem projektu, który pod auspicjami MSZ był adresowany do wszystkich szkół gimnazjalnych w całej Polsce. Choćbym się mocno starał, to i tak znajdzie się zawsze ktoś, kto w tym dostrzeże wymiar polityczny. Choć, z drugiej strony, trudno się z tym nie godzić, bo tak naprawdę kampania wyborcza trwa przez całe życie polityka.
Polubił pan politykę w wydaniu państwowym?
- Mam naturę obserwatora, który lubi czasem w tej sprawie coś napisać. Do "Tematu" też pisywałem felietony.
A tak, pamiętam.
- Pisywałem także i polityczne. To się nazywało "Widziane z Platformy". Potem tę działkę przejął burmistrz Douglas, uprawiając tam felietonistykę.
 Raczej bardziej propagandę.
- To pańskie zdanie. Mam inną perspektywę patrzenia na politykę, nie tylko przez ekran telewizora ale również od tej strony, której kamery nie pokazują. Jestem uczestnikiem tych wydarzeń i to jest ciekawe. Nie o wszystkim można powiedzieć.
Jest pan za wprowadzeniem całkowitego zakazu aborcji?
- Byłem jednym z 69 posłów PO, który poparł ten projekt w sensie: pracujmy nad nim dalej. Podpisało się pod nim ponad 600 tys. obywateli. Co do tego, jakie będą losy tego projektu, specjalnych złudzeń nie mam. Najprawdopodobniej nie wyjdzie - w sensie ustawy - w tej kadencji. To jest trudna rzecz. Jestem przeciwko aborcji. To jest po prostu zabijanie - dla mnie jest to jednoznaczne. Nauka to już dziś stwierdza. Jeśli mamy w tym momencie sankcjonować ustawą zabijanie - to ja jestem przeciw. Z drugiej strony jednak jest to ogromny problem, bo jak wytłumaczyć zgwałconej, młodej dziewczynie, że musi urodzić?
 Albo zabić...
- I jedno i drugie. Ale jeśli nie chce aborcji, to nikt tego jej nie nakazuje, choć może ubiegać się o aborcję. Jest to ogromna trauma. Staram się zrozumieć taką młodą osobę. Drugą sprawą jest tzw. turystyka aborcyjna - nie dostrzegając tego zjawiska możemy być pomawiani o hipokryzję. Jestem w tej sprawie za debatą.
 Dekalog mówi: Nie zabijaj.
- Chwileczkę. Nie chcę debatować nad tym czy zabijać, czy nie - to bezdyskusyjne. Jednak warto mówić o tym problemie, by coraz więcej osób zaczęło o nim myśleć. W tej sprawie ma się odbyć debata po to, żeby jak największej ilości ludzi uzmysłowić, że problem jest. Sprawa zatem wróci.
Posiedzenia Sejmu są nudne. Sądząc po tym co można zobaczyć podczas transmisji, rzeczywiście można przysnąć.
- To mi się nie zdarzyło. Ale na 460 posłów niektórym się zdarza, co też telewizje natychmiast wychwytują. Jeśli ktoś myślałby, że co chwilę dochodzi do jakichś ostrych dyskusji, podczas których temperatura jest bliska wrzenia, to się myli. Takie debaty w ciągu roku da się policzyć na palcach obu rąk. Wtedy też rzeczywiście iskrzy. Wtedy występują posłowie improwizując, ad hoc wygłaszając komentarze. To się zdarza.
Wygłaszał pan takie przemówienia?
- Miałem 27 wystąpień na sali plenarnej.
Widzę, że jest pan gadułą.
- Ależ skąd. Poseł Jerzy Gosiewski z PiS ma ich ok. 700, poseł Jan Kulas z PO go goni, ale jakoś nie może go dogonić. Moim rekordem były dwa wystąpienia jednego dnia. To nie jest tak, że w każdej debacie należy zabierać głos. To byłaby rzeczywiście tragedia, gdyby każdy z posłów uznał za stosowne wypowiedzieć się na każdy temat. Posłowie pracują w komisjach, zajmując się tam projektami ustaw. Daj Boże, aby niektórzy choć w tych sprawach zechcieli zabrać głos. Czasem w komisjach jakaś ustawa przechodzi w ekspresowym trybie, a czasem debatujemy nad tym dwa-trzy posiedzenia a potem się okazuje, że i tak nie ma zgody i odkładamy wszystko na później.
Jak ocenia pan swoje szanse w wyborach?
- Jeśli Szczecinek zechce mnie poprzeć, to mandat jest wysoce prawdopodobny. Mogę walczyć śmiało o czwarty lub lepszy wynik. Tak naprawdę miejsce na liście nie ma znaczenia. Choć spotykam osoby, które mówią, że nie mogę mieć lepszego wyniku, bo jestem szósty na liście i że jak wejdzie sześć osób, to wówczas zdobędę mandat. Nic podobnego. Ilość mandatów zależy od ilości głosów oddanych na listę. A kto te mandaty zdobywa? Te osoby, które zdobywają największą ilość głosów i to niezależnie od miejsca na liście. Oczywiście, będę musiał też walczyć o głosy w innych powiatach. Sądzę, że zdobędę tam kilka tysięcy głosów. Według wszelkich znaków na niebie i ziemi zakładam, że Platforma zdobędzie co najmniej cztery mandaty. Wiele osób twierdzi, że PiS utrzyma swój stan posiadania - z większym czy mniejszym trudem, ale te dwa mandaty będą mieli. Możliwe, że swój stan posiadania zwiększy lewica. Ale optymiści twierdzą, że pięć mandatów spokojnie zdobędziemy.
A pan jako realista?
- Że Platforma zdobędzie co najmniej cztery mandaty.
I jako realista uważa pan, że znajdzie się w Sejmie?
Mam taką nadzieję, choć nie mogę powiedzieć, że mam taką pewność.
I tego panu życzę.
Rozmawiał: Jerzy Gasiul
(jg)


Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Wacomir - niezalogowany 2011-08-05 20:46:44

    Przez wiele lat w Szczecinku rządziło PO - bezrobocie w gminie na 27 miejscu w kraju. Pana postawa zaprezentowana w Warszawie - na szczęście zarejestrowana - jest mam nadzieję przekreśleniem Pana ambicji. Wydarzenia w Wałbrzychu kładą się cieniem na całą partię PO. Zadłużenie państwa i jego sytuacja gospodarcza pod rządami PO jest katastrofalna (dane GUS). Teoretycznie Szczecinek jako gmina gdzie poparto PO w pierwszym czasie po powstaniu partii - powinien rozwijać się doskonale (poparcie dla PO było nawet wtedy gdy rządził PIS). Szanse zostały jednak zmarnowane co jest przykre ale widoczne dla całego społeczeństwa Szczecinka. Czuję się jak oszukany przez kiełbasę wyborczą obywatel który w czasie PIS i później głosował na PO. Aby było lepiej w kraju.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do