
wywiad ukazał się w Temacie nr 506 (8 stycznia 2010)
Blady Kris (Krzysztof Kadela)- szczecinecki beatboxer pracuje w studiu nagrań nad autorską płytą, która ukaże się w marcu. W 2008 roku Piotr Rubik zaprosił artystę do udziału w projekcie, do którego tworzył oryginalny podkład rytmiczny. W Telewizji 4Fun.TV prowadził program „Flexi dance session”, który promował tańczące dziewczyny. W Polsce zaczął być znany po występie w programie Mam Talent. Co prawda zajął 4. miejsce, ale otworzyło mu to drzwi do kariery. Podczas odwiedzin rodzinnego miasta znalazł czas, by z nami porozmawiać.
Jak się rozpoczęła twoja przygodna z beatboxem?
- Ooo, klasyczne pytanie na początek. Hip Hop w Szczecinku rozpoczął się od mojego brata – Marcina (Breka) i Maciory (Macieja Balcewicza dop. red.). Oni przez wiele lat robili imprezy w Hi-Hacie i w Zajezdni. Byli promotorami tego zjawiska Hip Hop-owego w Szczecinku. To się działo na początku lat dziewięćdziesiątych. Oni są korzeniem tych wszystkich ludzi, którzy tworzyli po nich. Teraz jednak bardzo często dotyka nas zawiść, a my zaczynaliśmy tą pasję z czystej zajawki (przyjemności). Moje zainteresowanie tym gatunkiem rozpoczęło się tu w Szczecinku. Na scenie występował – Rzepa (Michał Rzepkowski) i robił beatbox. Stwierdziłem, że to jest to. Od razu sobie pomyślałem, że nauczę się tego i będę od niego lepszy. Podjąłem decyzję, że poświęcę temu 10 lat ćwiczeń i jakoś wyszło.
Czym jest beatbox i skąd pochodzi?
- Beatbox był od zawsze, ponieważ jest to śpiewanie połączone z dźwiękonaśladowstwem. A śpiewanie to jest pierwszy instrument, jaki wymyślono. Zanim wymyślono dwa patyki uderzające się rytmicznie. Jest to totalne odwołanie się do korzeni, połączenie wielu dyscyplin wokalnych w jedno. Możemy to też nazwać multiwokalizmem, ponieważ tworzymy muzykę poprzez narządy mowy lub połączeniem wszelakich kulturowych śpiewów, oprawionych w podstawę - rytmikę, jaką gra perkusja. Głos jest kolejnym instrumentem z tym, że jest to o tyle fascynujące, że tu wyraźnie widać, jak człowiek się rozwija, jak jego dźwięki stają się lepsze. Sama koncepcja beatbox powstała pod koniec lat 70. na Bronxie i wymyślili to Biz Markie i Doug E Fresh.
A ta perkusja? Sam ją naśladujesz?
- Perkusja to podstawa. Na początku koncertu zawsze prezentuję instrumenty, które naśladuję. Stopa, Hi Haty, werble i Rim shot-y (gra polega na jednoczesnym uderzeniu w obudowę bębna oraz w membranę - dop. red.), czyli podstawowe dźwięki i na tym się to wszystko opiera. Sam swoim głosem tworzę podkład muzyczny do występu.
A urządzenia, które wykorzystujesz podczas koncertu?
- Loopstacja (Loop Station dop.red.), Syntezator i efekt. Loopstacja służy do zapętania. Wgrywam takt, który się powtarza. Zapętam w tym urządzeniu swoje dźwięki, które płyną. Syntezatorem generuję dodatkowe konieczne dźwięki, a efekt służy do kompresowania i modulowania dźwięków wg moich potrzeb.
A czy miałeś swoich nauczycieli, mistrzów? Na kim się wzorujesz w tworzeniu swojej sztuki?
- Tak naprawdę jestem dobry w nauczaniu. Występy też robię dobre, ale jest więcej lepszych ode mnie. Sprowadzam najlepszych beatboxerów z całego świata na występy do Polski i oni są lepsi ode mnie. Ale to, w czym jestem dobry, to nauczanie, które jest oparte na doświadczaniu, a nie na teorii. Konkretne ćwiczenia, konkretny przekaz i pogląd.
Często koncertujesz?
-Zanim poszedłem do „Mam talent”, występowałem trochę w Europie i Azji. Więc występowałem już wcześniej. Ale po „Mam talent” rozkręciło się na dobre. Gram około 10 razy w miesiącu i jest fajnie. Każdy weekend mam zajęty i mogę z tego żyć.
A jak trafiłeś do „Mam talent”?
- Zawsze szedłem swoją drogą i nie mogłem się doczekać tego programu. Wiedziałem, że to jest program, gdzie będę mógł pokazać się szerszemu gronu i będę robił dokładnie to, co chcę robić. Nikt mi nie będzie mówił, że mam to zrobić tak czy inaczej, bo nikt się nie zna na tym w Polsce. Z niezmanierowanym stylem udałem się do telewizji i udało mi się przejść.
Przeszedłeś wstępne eliminacje, sito, jak radziłeś sobie ze stresem?
- Nie jest miło, jak cię ocenia jedna osoba. Ale jak ocenia cię 5 mln rodaków to jest inaczej. Chodzi o to, by nie brać tych uczuć tak osobiście i traktować z wdzięcznością to, że naprawdę wiele osób poświęca swój czas, by posłuchać ciebie. To dało motywację do opanowania stresu. Więc jeśli nie jesteś wdzięczny, jesteś zgryźliwy.
A czy w Szczecinku jest duże grono, które się tym zajmuje? I czy w Szczecinku wystąpisz na otwartym koncercie?
- Jest sporo osób, tylko tak naprawdę nie ma teraz fajnych zajęć. Kiedyś prowadziłem takowe, ale musiałem wyjechać. Nikt jednak teraz z SAPiK-u do mnie nie dzwoni. Ponadto często widziałem w gazetach, że zaproszą Bladego Krisa na koncerty. Uważam, że to bardzo słaby styl, że ktoś sobie pisze, że mnie zaprosi, a ja nic o tym nie wiem. Traktujmy się poważnie. Nie jestem żadną artystyczną szmatką.
Widzę, że nie jesteś do końca zadowolony z pracy tutejszych instytucji kultury i z repertuaru, jaki oferują?
- Oczywiście, że nie. To jest chodzenie na łatwiznę. Wydawanie ogromnych budżetów na słabych artystów. Gdzie można sprowadzić kogoś fajnego i sławnego za mniejszą gażę. Pewnie to się ukaże i ktoś się obrazi, ale jestem niepoprawny politycznie. Byłem taki i dzięki temu jestem sobą i nie jestem zmanierowany.
Pochodzisz ze Szczecinka ale teraz tu nie mieszkasz. Tęsknisz za tym miastem?
- Szczecinek jest moim miastem i to się nie zmieni. Niestety, często spotyka mnie tu zawiść. Byłbym tu częściej, ale spotykają mnie dziwne sytuacje. Muszę się tłumaczyć, że w programie podpisali mnie, że jestem z Warszawy. Był to przypadek a wszyscy myśleli, że ja specjalnie kazałem tak napisać. Za każdym razem muszę ludziom to tłumaczyć. Nie ma tu dobrej atmosfery dla mnie, pomimo tego, że chodzę do tych samych pubów i miejsc, co kiedyś.
Występowałeś w Szczecinku na kilku koncertach charytatywnych. Często na takich występujesz? Dla jakiej publiczności?
- Jak wiecie, wspierałem i będę wspierał schronisko dla zwierząt. Rzadko jednak występuję na koncertach charytatywnych, ale głównie takie rzeczy robię w Szczecinku. Na ostatnim koncercie było dużo dzieci, które były zadowolone i pod wrażeniem. Dla mnie to była radość i przyjemny wysiłek.
Ostatnimi czasy przebywasz w studiu nagraniowym, ponieważ przygotowujesz się do wydania płyty. Kiedy premiera?
- Tak, przygotowuję się do debiutu. Nagrywam to wszystko w studiu Lubię Wąchać Winyl w Warszawie, wraz z DJ Zero. Studio jest świetne, płytę wydaję u fajnego wydawcy - Karrot Commando. Zależało mi na tym, aby wszyscy ludzie, z którymi współpracuję, byli moimi kolegami. Miałem wiele propozycji od różnych wytwórni, ale kiedy to się ograniczało do tego, że muszę założyć krawat i udawać kogoś, kim nie jestem, czy udawać bardziej mądrego niż jestem i bardziej kulturalnego. Pomyślałem, że jestem prostym kolesiem i źle się czuję w krawacie. Lubię czasami włożyć marynarkę, ale kiedy ja tego chcę, a nie, kiedy muszę to zrobić. Mój manager Łukasz Ostaszewski zaproponował spotkanie z szefem Karrot Commando i okazało się, że jest to wporzo koleś. Mamy tą samą ideę na temat muzyki, że wszystko przyszło bardzo naturalnie. On słuchał płyty, spodobało mu się i w marcu będzie.
Czekamy z niecierpliwością na debiutancką płytę i życzymy dalszych sukcesów.
Dziękuję za rozmowę.
Igor Siebert
wywiad ukazał się w Temacie nr 506 (8 stycznia 2010)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
z niejednego piwa piane sie spijało w hi-hatcie
LUBIĘ , SZANUJĘ ,PODZIWIAM B.K. - NIE JEGO MUZYKĘ BO NA TEJ KOMPLETNIE SIĘ NIE ZNAM - ALE ZA TE KONCERTY DLA ZWIERZĄTEK!!!! FACET Z CHARAKTEREM !!!! I ZA TO BAAARDZO GO LUBIĘ!!!!!WIELBIĘ WRĘCZ!!! I Z CAŁEGO SERCA ŻYCZĘ MU WSZYSTKICH RADOŚCI TEGO ŚWIATA